Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niepełnosprawni stolarze z Katowic muszą zebrać 4,5 mln zł, żeby ocalić swoje miejsce pracy i terapii

Katarzyna Kapusta-Gruchlik
Katarzyna Kapusta-Gruchlik
Niepełnosprawni stolarze w Katowicach przychodzą do Ośrodka Terapii SPES.
Niepełnosprawni stolarze w Katowicach przychodzą do Ośrodka Terapii SPES. fot. Marzena Bugała - Astaszow
Dla wielu warsztat terapii w budynku przy Panewnickiej w Katowicach, to drugi dom. Przychodzą tu od 22 lat. Jest tu siedem profesjonalnych warsztatów stolarskich, w których stolarze z niepełnosprawnością intelektualną produkują budki lęgowe dla ptaków i ekologiczną podpałkę. Niestety, mogą stracić to miejsce. Potrzeba 4,5 miliona złotych na wykupienie całego kompleksu klasztornego.

Godzina 11, wchodzę do budynku przy ulicy Panewnickiej w Katowicach. Przygłuszony gwar dociera do moich uszu zza zamkniętych drzwi, w powietrzu unosi się zapach kawy i świeżego drewna. Od progu wita mnie Monika Pinkowska.

- Uczestnicy warsztatu jedzą właśnie razem drugie śniadanie. To ważny element wspólnotowy, aby w przerwie od pracy pobyć razem i porozmawiać – tłumaczy.

ZOBACZCIE ZDJĘCIA

Rozglądam się po pomieszczeniach, jest tu siedem pracowni stolarskich, w których powstaje 12 typów budek lęgowych dla ptaków. To solidne dzieło stolarzy. Powstają według wytycznych ornitologa. Stolarze produkują budki dla sikorek, kawek, szpaków, jerzyków, a także budki dla małych ssaków na przykład wiewiórek czy nietoperzy. Jakość stolarskich produktów doceniło już wiele firm, Lasy Państwowe również. Ostatnia duża produkcja pochodząca z tego właśnie miejsca, to „Ptasie familoki”, czyli domki dla jerzyków. Konkretnie 200 sztuk. Dlaczego ptasie domki są wyjątkowe? Twórcy ptasich domków, to stolarze z niepełnosprawnością intelektualną, uczestnicy Ośrodka Terapii SPES. Miejsce, do którego uczęszczają w ciągu tygodnia, jest jednocześnie ich miejscem pracy, terapii, w ramach której chronią przyrodę produkując budki lęgowe dla ptaków, a także drugim domem, bo tu mają przyjaciół. Budki lęgowe, które wychodzą spod rąk, tych wyjątkowych stolarzy, muszą spełniać wyśrubowane normy ornitologiczne i Lasów Państwowych.

- To bardzo precyzyjna praca, wymaga wiele treningu, powtarzalności, by efekt zadowolił klientów – mówi pani Monika i dodaje. - Uczestnicy doszli do perfekcji, mają liczne sukcesy – zapewnia. Kilkukrotnie stolarze byli instruktorami podczas wydarzenia „Ptaszkowe Love”, imprez, która cyklicznie odbywa się w CH 3 Stawy w Katowicach. Stałym klientem stolarzy są Lasy Państwowe. Produkcja budek, to nie jedyne zajęcie stolarzy. Produkują także ekologiczną podpałkę K-Lumet na szwajcarskiej licencji, na zasadach franczyzy społecznej.

Nie przeocz

SPES działa od 22 lat. Wielu podopiecznych warsztatu terapii zajęciowej, jest tu od początku istnienia placówki.

Stowarzyszenie SPES działa od 1986 roku i od początku integrowało osoby z niepełnosprawnością, ich rodziny oraz wolontariuszy. Wszyscy spotykali się w soboty przy parafii Ojców Oblatów (te spotkania organizują do dziś). Zrodziły się przyjaźnie, więzi, zwłaszcza podczas letnich obozów. Trzynaście lat później powstał Ośrodek Terapii, gdyż niepełnosprawna młodzież skończyła szkołę i lada moment pozostałaby bez zajęcia. Kilka lat trwało poszukiwanie miejsca, w którym ośrodek mógłby funkcjonować. Pomógł śp. Ojciec Damian Szojda OFM, ówczesny prowincjał. Udostępnił SPES budynek domu katechetycznego przy franciszkańskiej parafii pw. św. Antoniego z Padwy w Katowicach – Starych Panewnikach.

- Jesteśmy w tym miejscu od 1999 roku, od tego czasu działa ośrodek terapii Stowarzyszenia SPES. Ponad 20 lat osoby z niepełnosprawnością intelektualną pracują. Tworzą budki lęgowe dla ptaków, rozpałkę ekologiczną. To jest ich miejsce pracy, rehabilitacji. Tutaj uczą się także podstawowych umiejętności codziennych, relacji społecznych – tłumaczy Monika Pinkowska.

Budynek w którym znajduje się ośrodek terapii jest własnością Prowincji Wniebowzięcia NMP Zakonu Braci Mniejszych. Ojcowie z kolei budują nowy kościół obok, na który potrzebują funduszy, dlatego zdecydowali się sprzedać stare budynki, również ten, w którym znajduje się ośrodek terapii. Na sprzedaż jest cały kompleks klasztorny wraz z działką. Franciszkanie wycenili go na 4,5 miliona złotych.

- Niestety nie ma możliwości kupienia tylko tego budynku w którym się znajdujemy, więc jeśli całości nie kupimy my, tylko ktoś inny, to będzie koniec tego miejsca – mówi smutno pani Monika.

Dlaczego stowarzyszenie chce kupić cały kompleks? - To proste. Przygotowaliśmy terapię na najwyższym poziomie. To miejsce jest drugim domem dla naszych podopiecznych. Przez 22 lata włożyliśmy w adaptację wszystkich pomieszczeń bardzo dużo pieniędzy. Do końca grudnia musimy zebrać 1 milion 800 tysięcy złotych, a do końca przyszłego roku resztę. To bardzo dużo pieniędzy. Warsztat ma dotację z PEFRONU i miasta Katowice, ale tylko na na bieżącą działalność. Jesteśmy zdeterminowani, by zebrać te pieniądze, bo nie wyobrażamy sobie zaczynać od zera w innym miejscu – tłumaczy moja przewodniczka. Jeśli nie uda się uzbierać pieniędzy i obiekt kupi ktoś inny, wówczas stowarzyszenie będzie miało miesiąc na opuszczenie budynku.

Średnia wieku rodziców uczestników ośrodka terapii, to osoby głównie po 60., utrata tej placówki, oznaczałaby szukanie miejsca w innych placówkach. Przez 20 lat ośrodek został wyremontowany na najwyższym poziomie. Został dostosowany do potrzeb osób z niepełnosprawnościami. Znajduje się tu siedem świetnie wyposażonych stolarni. Kolejne budynki oznaczałyby szanse na rozwój.

- Zależy nam na tym, by zabezpieczyć podopiecznych po śmierci ich rodziców. Chcielibyśmy tu utworzyć mieszkania chronione albo zespół mieszkań chronionych, moglibyśmy otworzyć zakład aktywności zawodowej, dzięki czemu zwiększylibyśmy ilość miejsc pracy, tym bardziej, że w takim miejscu moglibyśmy wykorzystać zarobione pieniądze ze sprzedaży budek, nie tylko na ich dalszą produkcję ale także np. na niezbędne remonty. Teraz tego nie możemy zrobić, tak mówią przepisy obowiązujące warsztaty terapii zajęciowej. Mielibyśmy więc miejsce, które przynosiłoby dochód i pozwalało na jego częściowe utrzymanie. Naszym głównym celem jest rozwój miejsc pracy dla uczestników. Mamy pomysł, jak zagospodarować budynki, potrzebujemy wsparcia – tłumaczy Pinkowska i jak podkreśla, stowarzyszenie przeanalizowało sytuację bardzo dokładnie. Zakup nowego miejsca wraz z działką stanowiłby dużo wyższy koszt, niż wykupienie zespołu klasztornego.

Stolarnie w ośrodku to prawdziwy zakład produkcyjny, budki sprzedawane tutaj są w ilościach hurtowych, kupują je Lasy Państwowe, spółdzielnie mieszkaniowe, firmy budowlane. Dzięki temu uczestnicy warsztatu mają kontakt z klientem, a przede wszystkim widzą, że ich praca przynosi wymierne efekty, bo dzieło ich rąk nie zbiera kurzu, a służy przyrodzie. Do ośrodka uczęszczają osoby w większości z poważną niepełnosprawnością intelektualną, a mimo to, udało się stowarzyszeniu SPES opracować taki model terapii, który pozwala im się rozwijać, utrzymywać sprawność, być użytecznym.

- Dla wielu z nich znalezienie pracy na otwartym rynku jest niemal niemożliwe, natomiast u nas się realizują. Gdybyśmy mogli utworzyć zakład aktywności zawodowej wówczas sprawniejsi uczestnicy mogliby tam przejść do pracy w warunkach chronionych - tłumaczy pani Monika.

Rozmawiam jeszcze chwile z panią Moniką, gdy do sali wślizguje się Roman Piela, kierownik Warsztatów Terapii Zajęciowej i stolarz. Nie może się doczekać, by mnie oprowadzić po stolarniach. To miejsce bardzo napawa go dumą.

- Chodźmy, pokażę pani wszystko – mówi i wskazuje ręką bym podążała za nim. - Mamy 35 uczestników warsztatu. W każdej z siedmiu pracowni, pracuje pięć osób plus terapeuta prowadzący zajęcia – tłumaczy. Zaglądamy do największej sali w której uczestnicy warsztatu kończą drugie śniadanie. Przyglądają się uważnie. Po chwili na ich twarzach gości uśmiech. Jedni milczą inni machają. - Jedzcie spokojnie, ja pokażę pani, gdzie wy pracujecie – mówi i zamyka drzwi. Po drugiej stronie korytarza mieści się pierwsza pracownia. - Profesjonalny zakład stolarski tu macie – zauważam. - Tak – odpowiada bez wahania pan Roman i od razu zaczyna mi pokazywać z jakich elementów składają się poszczególne budki. Wszystko jest profesjonalnie docięte i przygotowane do pracy.

- Stolarze nawiercają, robią odpowiednie frezy, skręcają na wkręty. Kiedyś budki były zbijane na gwoździe. Hałas był okrutny, dlatego używamy wkrętów i wkrętarek. Budki są dzięki temu trwalsze, a nam chodzi przede wszystkim o jakość – mówi pan Roman i od razu przechodzi do regału na którym znajduje się przygotowana już do sprzedaży podpałka.

To K-Lumet na szwajcarskiej licencji, na zasadach franczyzy społecznej. Jest idealna do rozpalenia ogniska i w kominku. Wykonywana jest z drewna, rolek po papierze toaletowym, knotu i wosku. Linia produkcyjna podpałki daje możliwości zaangażowania każdego z uczestników warsztatu bez względu na poziom umiejętności. - Proszę zobaczyć, podpałkę robimy na takim kołowrotku. Tu wkładamy paseczek rolki po papierze toaletowym. Tu wkładają patyczki, knot. Potem to jeszcze formują, żeby powstała wiązka. Później zatapiamy to w parafinie i o, proszę, powstaje nam taki produkt. Jesteśmy co jakiś czas poddawani kontroli. Wysyłamy co jakiś czas 10 sztuk podpałki do Jarosławia, bo jesteśmy franczyzobiorcą – tłumaczy i zaznacza, że do każdego opakowania podpałki trafia jeszcze instrukcja obsługi. Odwraca się i pokazuje mi gotową budkę dla sikorek. - To jest budka „A”, można je zobaczyć w Parku Śląskim w okolicach Fali - dodaje.

W każdej pracowni znajduje się tablica motywacyjna ze zdjęciami uczestników, a także odpowiedni pojemniki na dokumentację zdjęciową. Są też rysunki poglądowe, gdyby któryś ze stolarzy zapomniał jak wiercić otwory. Wszystko jest utrzymane w nienagannym porządku. Wychodzimy z pracowni i kierujemy się na pierwsze piętro, nim jednak tam dotrzemy pan Roman chce pokazać mi miejsce w którym wszystko się zaczyna. Przy schodach zamontowana jest winda dla osób poruszających się na wózkach.

- W pilarni mamy zamontowane profesjonalne piły, gdzie docinamy deski. Tu się tak naprawdę wszystko zaczyna. Wykorzystywany jest każdy element. Tu przynosimy deski, tniemy na poszczególne elementy. Tu wzdłuż, a tu obok poprzecznie. Docięte elementy są składowane tutaj – pokazuje mi pan Roman.

Tu także wszystko jest utrzymane w porządku. - Wszystko musi być starannie przygotowane. Tutaj jest prawy bok, a tu lewy. Wykorzystujemy absolutnie każdy element deski, nawet odpady, z których robimy podpałkę – zaznacza. Wychodzimy na pierwsze piętro. Zaglądam do jednej z pracowni. Są tu odpowiedni profilowane krzesła, jednak siedzenie na nich, to wcale nie taka prosta sprawa.

- Spodziewałam się wygodnego stołka dla stolarza, a ja tu muszę cały czas balansować – mówię. - Tak, w ten sposób uczestniczy ćwiczą mięśnie kręgosłupa – mówi kierownik i dodaje, że krzesła dostosowane do potrzeb uczestników warsztatu, wybierał fizjoterapeuta. Stoły także są z możliwości regulacji wysokości. Na korytarzu zrobiło się gwarno. To znak, że drugie śniadanie dobiegło do końca, a stolarze ruszyli do swoich pracowni. Do tej w której jesteśmy przypisany jest kolor zielony. Uczestnicy mają jednakowe stroje robocze, ogrodniczki i t-shirty, właśnie w kolorze zielonym. - Cześć – mówi do mnie Marcin i uśmiecha się szeroko. - Cześć – odpowiadam. - Pokażesz mi jak skręca się taką budkę? - pytam. Odpowiedzi nie słyszę, ale Marcin bierze do ręki odpowiedni wkręt, odkłada go na stole, mocuje budkę przy użyciu specjalnego zacisku, tak by żadna z desek się nie poruszyła. Bierze wkręt, wkrętarkę i działa. Dwie minuty później ściany budki są skręcone. - Co teraz trzeba zrobić? - dopytuję. - Ściągnąć to – rzuca przez ramię Marcin i mówi dalej. - Wszystko dobrze przykręciłem. Teraz przód budki. Potrzebuję gwoździe. Gdzie jest młotek? - pyta. - Tutaj. Chcesz metr? Przyda ci się? - pytam. - Tak - odpowiada Marcin i skupia się na swojej pracy. Jeszcze tylko trzeba zagiąć gwoździe. Jedna budka waży około pięciu kilogramów. W innej pracowni Sebastian nawierca otwory, by w kolejnej pracowni innym było łatwiej wkręcić wkręty. Obok niego frezy robi inny uczestnik. Nad wszystkim czuwa terapeutka Ania. Co Sebastian lubi najbardziej w tym miejscu? - To, że mogę wiercić i są wszyscy. Lubię tu być – kończy.

Stowarzyszenie SPES uruchomiło zbiórkę publiczną. Stolarze, ich rodziny i pracownicy SPES mają nadzieję, że uda się uzbierać środki, które pozwolą wykupić to miejsce i je rozwinąć.

– Na wykup nie dostaniemy dotacji, dlatego potrzebujemy darowizn indywidualnych. Drobne kwoty, lecz od wielu osób pozwolą nam osiągnąć cel. Tym bardziej że oprócz ośrodka terapii realizujemy kilka innych placówek i programów. Wierzymy, że nasi przyjaciele i sympatycy pomogą uratować miejsca pracy dla stolarzy. Jeśli będziemy musieli zlikwidować ośrodek stracimy bliskich nam ludzi. Więzi budowane przez lata zostaną zerwane, a uczestnicy rozejdą się, albo co gorsza, zamkną się w domach, a to będzie najgorsze, co może się wydarzyć – kończy Monika Pinkowska.

Musisz to wiedzieć

Jak pomóc stolarzom? Można przekazać darowiznę na ratowanie Ośrodka Terapii SPES dla (nie)pełnosprawnych stolarzy:

  • online na www.spes.org.pl/pomagam
  • tradycyjny przelew – nr konta: BNP Paribas 29 1600 1055 1089 1355 9000 0002
  • 1% podatku – KRS 00000 14574
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera