Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

[NOWE GWIEZDNE WOJNY] [OSTATNI JEDI RECENZJA] Moc wciąż jest silna. „Ostatni Jedi” zachwyca fanów i krytyków

Redakcja
Kadr z "Ostatniego Jedi"
Kadr z "Ostatniego Jedi" LFI/Avalon.red/REPORTER
„Gwiezdne wojny” znowu w kinach. Dwa lata po „Przebudzeniu Mocy” otrzymujemy ósmą część sagi - „Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi”. Krytycy nie szczędzą pochwał, a fani już tłumnie ruszyli do kin.

To już chyba tradycja, że co roku dostajemy pod choinkę nowe „Gwiezdne wojny”. Dwa lata temu było to „Przebudzenie Mocy”, siódma część gwiezdnej sagi i pierwszy film z serii od dziesięciu lat, z kolei rok temu - „Łotr 1. Gwiezdne wojny - historie”, spin-off, który dział się na boku całej galaktycznej opowieści, ale w tym samym uniwersum. W tym roku mamy „Ostatniego Jedi”, czyli kontynuację „Przebudzenia Mocy”, ósmą część serii. Tak jak „Łotr 1” był ciekawostką i osobną historią osadzona w dobrze znanym świecie, to „Przebudzenie Mocy” jest od dawna wyczekiwaną ucztą dla wszystkich fanów. Zwłaszcza, że w filmie pierwsze skrzypce gra Luke Skywalker, kultowy bohater „Gwiezdnych wojen” grany przez Marka Hamilla. A to doskonały prezent na Boże Narodzenie.

Mistrz i uczennica
Na fabularnej osi „Gwiezdnych wojen” „Ostatni Jedi” plasuje się tuż po „Przebudzeniu Mocy”. Obraz Riana Johnsona (debiutanta w świecie „Star Wars”, wcześniej znanego głównie z serialu „Breaking Bad” i filmu „Looper - Pętla czasu”) dzieje się chronologicznie zarówno po oryginalnej, uwielbianej trylogii („Gwiezdne wojny: część IV - Nowa nadzieja”, 1977 r.; „Gwiezdne wojny: Część V - Imperium kontratakuje”, 1980; „Gwiezdne wojny: część VI - Powrót Jedi”, 1983), jak i tej nowszej, masowo krytykowanej i nieuznawanej przez wielu fanów („Gwiezdne wojny: część I - Mroczne widmo”, 1999 r.; „Gwiezdne wojny: część II - Atak klonów”, 2002; „Gwiezdne wojny: część III - Zemsta Sithów”, 2005). W trylogii najnowszej, którą rozpoczęło „Przebudzenie Mocy” w 2015 r., pałeczka została przekazana nowemu pokoleniu, starzy bohaterowie odchodzą, ale przeszłość i tradycja wciąż są w odległej Galaktyce żywe.

CZYTAJ TAKŻE: Książę William i Książę Harry zagrają w filmie „Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi”?

Fabułę „Ostatniego Jedi” trudno streścić tak, żeby oszczędzić fanom znienawidzonych spoilerów (czyli informacji dotyczących fabuły). Do momentu premiery milczeli również sami twórcy i aktorzy. Głównej osi fabularnej filmu Johnsona można się jednak domyślić, sugerują ją bowiem zarówno zakończenie „Przebudzenia Mocy”, jak i zwiastuny „Last Jedi”. Rey (Daisy Ridley), główna bohaterka nowej trylogii, będzie trenowana na rycerza Jedi przez samego Luke’a Skywalkera. Młoda dziewczyna, zbieraczka złomu na odległej planecie Jakku, której pochodzenie jest tajemnicą, w „Przebudzeniu Mocy” odkryła w sobie pokłady tytułowej Mocy. Drzemiąca w Rey mistyczna siła przeraża bohaterkę, która po pomoc w jej ujarzmieniu zwraca się właśnie do ukrywającego się na dalekiej wyspie mistrza Skywalkera.

Fani oczekują szkolenia tak emocjonalnego, jak to, które we wspomnianym już „Imperium kontratakuje” przeszedł Luke po okiem Mistrza Yody na planecie Dagobah. Będzie ono jednak … inne. Luke, zrezygnowany po przejściu na ciemną stronę Mocy swojego ostatniego ucznia, siostrzeńca Bena Solo, nie ma ochoty na treningi nowych rycerzy Jedi i woli, by wszyscy zostawili go w spokoju. Lata w odosobnieniu zrobiły z niego ekscentryka, co także dodaje pikanterii nieoczywistej relacji na linii mistrz-uczennica. Sama Rey nie zamierza się jednak poddać, a do tego odkrywa, że granica między ciemną a jasną stroną Mocy jest bardzo płynna.

Szkolenie Rey ma też inne ważne znaczenie. To bowiem pierwsza kobieta w sadze „Gwiezdne wojny”, która jest (lub będzie) rycerzem Jedi. Owszem, Moc w oryginalnej trylogii miała już Leia, siostra Luke’a, lecz trening nigdy nie był jej dany. Rycerzem został mężczyzna, Luke. Fakt, że Rey będzie rycerzem (albo lepiej: rycerką) jest szczególnie ważny dla małych dziewczynek i młodych dziewcząt. W popkulturze, w której wciąż jeszcze rządzą mężczyźni, silna kobieca bohaterka jest niezwykle ważna: pokazuje bowiem, że dziewczyny mogą być kim chcą i zawojować świat, a na przeszkodzie nie musi stać im patriarchat. „Gwiezdnym wojnom” za ten równościowy aspekt należą się szczególne pochwały: głównym bohaterem „Przebudzenia Mocy” została Rey, a w „Łotrze 1” prym wiodła Jyn Erso, co - sądząc po licznych głosach absurdalnej krytyki (głównie ze strony mężczyzn) - było naprawdę odważną i świetną decyzją producentów Kathleen Kennedy, J. J. Abramsa i Bryana Burka.

Rebelianci do boju
Co jeszcze czeka nas w „Ostatnim Jedi”? Bez zbytniego zdradzania fabuły: rebelianci z Ruchu Oporu dalej będą walczyć z Najwyższym Porządkiem, który powstał na zgliszczach Imperium. Wojna będzie trwać w najlepsze, a walka będzie zażarta i nierówna. Jednak, jak nauczyło nas siedem poprzednich filmów (i „Łotr 1”), siły rebelii nigdy się nie poddają. Czekają nas dalsze losy Finna (John Boyega), Poe Damerona (Oscar Isaac), przesłodkiego robota BB-8 i Chewiego, osamotnionego po śmierci nieodżałowanego Hana Solo w „Przebudzeniu Mocy”.
Można spodziewać się także kolejnego starcia Rey z Kylo Renem, kiedyś Benem Solo. Dawny uczeń Skywalkera to syn generał (kiedyś księżniczki) Lei i Hana Solo, który podobnie jak jego dziadek Anakin (Lord Vader) przeszedł na ciemną stronę Mocy. Pierwsze spotkanie dwojga młodych bohaterów mieliśmy już w „Przebudzeniu Mocy”, gdzie widać było wyraźną fascynację Bena Solo dziewczyną. W „Ostatnim Jedi” relacja Rey i Kylo będzie jednak znacznie bardziej złożona i nieoczywista, a fani mogą spodziewać się naprawdę intrygującego wątku, bez wątpienia jednego z najlepszych w filmie Johnsona. Ta konfrontacja będzie tym ciekawsza, że i Kylo, i Rey trenował Luke Skywalker. Pikanterii dodaje również zwiastun „Ostatniego Jedi”, które sugerował, że Rey mogłaby przejść na ciemną stronę Mocy. Czy Disney z nami pogrywa czy naprawdę możemy spodziewać się rewolucji? Jednego widzowie mogą być pewni: ekranowe spotkania Rey z Kylo będą prawdziwą ucztą.

W „Ostatnim Jedi” zobaczymy także znanych już nam członków mrocznego Nowego Porządku: tajemniczego Głównodowodzącego Snoke’a (Andy Serkis), mentora Kylo Rena, a także generała Huxa (Domhnall Gleeson) i kapitan Phasmę (Gwendoline Chrstie). Poznamy także zupełnie nowe postaci: takie, w które wcielają się znani aktorzy: Dja (Benicio del Toro) i Wiceadmirał Amilyn Holdo (Laura Dern) i takie, które będą szansą dla nieznanych szerszej publiczności artystów, takich jak 28-letnia Kelly Marie Tran. Aktorka wcieliła się w Rose, członkinię Ruchu Oporu, której losy skrzyżują się z losami Finna. I dobra wiadomość dla wielbicieli wszystkiego, co urocze: do robota BB-8 (który w „Ostatnim Jedi” pokaże swoją bardziej niepokorną stronę) dołączą Porgi, ptakopodobne, puchate stworzenia o olbrzymich oczach, które sercami fanów zawładnęły już po tym, kiedy na kilka sekund pojawiły się w zwiastunie filmu.

Nie można zapomnieć również o generał Lei, której obecność będzie szczególna poruszająca dla sympatyków „Gwiezdnych wojen”. Grająca Leię Carrie Fisher, która wcieliła się w córkę Lorda Vadera i siostrę Luke’a w oryginalnej trylogii oraz w części siódmej z 2015 r., „Gwiezdnych wojnach: Przebudzeniu Mocy”, zmarła bowiem w grudniu 2016 r. 60-letnia aktorka dostała zawału serca podczas lotu z Londynu do Los Angeles 23 grudnia i odeszła cztery dni później. Następnego dnia po jej śmierci zmarła jej matka Debbie Reynolds, gwiazda starego Hollywood, która zasłynęła rolą m.in. w „Deszczowej piosence”. Syn Reynolds Todd Fisher powiedział, że 84-latka na wieść o śmierci Carrie dostała udaru mózgu. Jak wyznał dziennikarzom, jednymi z jej ostatnich słów były: „Chcę być razem z Carrie”.

CZYTAJ TAKŻE: Książę William i Książę Harry zagrają w filmie „Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi”?

Fisher zmarła nieoczekiwanie, a jej odejście pogrążyło przepastny świat fanów „Gwiezdnych wojen” w żałobie. Aktorka zdążyła jednak nakręcić sceny do „Ostatniego Jedi”. Film będzie więc prawdopodobnie (mówiło się bowiem o komputerowym „wskrzeszeniu” postaci) ostatnim, w którym zobaczymy zarówno aktorkę, jak i uwielbianą księżniczkę Leię. Reżyser i scenarzysta ósmej części Rian Johnson zadedykował uroczystą światową premierą filmu w Los Angeles 9 grudnia właśnie Fisher. - Chciałbym zadedykować dzisiejszy wieczór Carrie Fisher, która daje mi teraz znać: cholera, Rian, nie waż się robić z tego wieczoru uroczystego hołdu - powiedział żartobliwie ze sceny. Oprócz emocji związanych z fabułą fanów czekają więc emocje zupełnie innego rodzaju. Trudno bowiem będzie nie uronić łzy na widok Fisher na ekranie, kobiety słynącej z ciętego humoru, błyskotliwych ripost i niezwykłej życiowej siły.

Ostatni nie oznacza najgorszy
Oczekiwania przed premierą „Ostatniego Jedi” były olbrzymie. Jak wyszło? Znakomicie. Film otrzymał już zarówno za oceanem, jak i w Europie doskonałe recenzje krytyków. Praktycznie wszędzie rozlegają się głosy zachwytu, a popularny serwis Rotten Tomatoes, który liczy średnią z większości powstałych recenzji, dał filmowi aż 94 procent (na podstawie 199 opinii profesjonalnych krytyków). Tym sposobem „Ostatni Jedi” plasuje się na razie na Rotten Tomatoes (wynik może bowiem się zmienić w miarę dodawania kolejnych recenzji) na tym samym miejscu, co „Gwiezdne wojny: część V - Imperium kontratakuje”, który także został oceniony na 94 procent i dotąd uznawany był za najlepszy film z całej serii. „Przebudzenie Mocy” otrzymało z kolei 93 proc. (na podstawie 378 recenzji). W uzasadnieniu oceny „Ostatniego Jedi” serwis Rotten Tomatoes pisze: „Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi oddaje hołd bogatemu dziedzictwu sagi - jednocześnie dodając do niej kilka zaskakujących zwrotów akcji - i oferuje bogatą we wszelkie emocje akcję, o jakiej marzyli fani”.
„Ostatni Jedi” może zaskoczyć. „Przebudzenie Mocy” było fabularnie bezpiecznie i powtarzało motywy znane już z „Nowej nadziei”, rozdział ósmy przeciera jednak nowe ścieżki. Johnson sprawnie łączy stare z nowym, a w wielu miejscach fani z pewnością będą zaskoczeni. Filmowi nie brakuje humoru, magii i uroku, do których przyzwyczaiły nas „Gwiezdne wojny”, jednak prezentuje także bardziej złożone i mroczniejsze podejście do świata, do czego wstęp mieliśmy już w „Łotrze 1”. „Ostatni Jedi” bardziej niż „Przebudzenie Mocy” stawia także na zdjęcia i scenografię, które utrzymane w biało-czarno-czerwonej tonacji naprawdę zachwycają.

Wszystko to docenili krytycy. „Fani Gwiezdnych wojen, wasze sięgające nieba oczekiwania zostały spełnione. Rian Johnson kieruje bajkowo-mistyczną odległą galaktykę na zupełnie nieznane terytorium. Będziecie oczarowani” - pisze Julian Roman w „MovieWeb”, a Brian Viner z „Daily Mail” stwierdza: „Ostatni Jedi to bardzo rzadka rzecz: doskonale zrealizowany, inteligentny blockbuster, który zasługuje na każdego centa ze swoich niewątpliwie ogromnych zysków”. „To prawdziwie piękny film, taki o którym chcesz porozmawiać zarówno na temat scenografii i choreografii, jak i o przyszłości całej galaktyki oraz o tym, co może się wydarzyć” - zauważa z kolei Sam Adams ze „Slate”. Brytyjski dziennik „Telegraph” pisze o „olbrzymiej zabawie”, zapowiada też, że „fani będą absolutnie zaskoczeni”, a „Guardian” mówi o „olbrzymiej fali energii i emocji”. W tym oceanie pochwał znajdują się oczywiście głosy krytyki. Magazyn „Variety” nazywa „Ostatniego Jedi” „najdłuższym [film trwa 2,5 godziny - red.] i najmniej potrzebnym rozdziałem w serii”. „To wielkie rozczarowanie, a film jest autoparodią, która zatruwa inne ostatnie franczyzy” - dodaje recenzent magazynu.

Jednak nawet sceptyków zachwycają aktorzy. Doskonały jest Hamill jako zmęczony życiem Skywalker, świetna jest Ridley jako szukająca własnej drogi Rey. Praktycznie wszyscy nie szczędzą jednak pochwał pod adresem Adama Drivera, który ponownie wciela się w złożoną postać Kylo Rena. „To najbardziej magnetyczny i nieprzewidywalny antagonista w filmowym blockbusterze od czasów Jokera w wydaniu Heatha Ledgera z „Mrocznego rycerza” - pisze USA Today. Warto dodać, że Ledger dostał za wspomnianą rolę pośmiertnego Oscara (aktor zmarł w 2008 r.). Być może ta nagroda lub chociaż nominacja czeka także Drivera.

CZYTAJ TAKŻE: Książę William i Książę Harry zagrają w filmie „Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi”?

Świąteczny prezent
Nie dziwi fakt, że Lucasfilm i Walt Disney Pictures wybierają na premierę nowych „Gwiezdnych wojen” właśnie grudzień. Wejście filmu do kina w okresie przedświątecznym oznacza, że producenci liczą na duże zyski. Ludzie, których owładnął już bożonarodzeniowy nastrój, chętniej mogą kupić bilet do kina, a długo oczekiwana produkcja jest traktowana jako prawdziwie gwiazdkowy prezent. W poprzednich latach przed świętami mogliśmy obejrzeć m.in. „Hobbita: Bitwę Pięciu Armii” (956 mld dol) czy „Władcę Pierścieni: Powrót króla” ( 1 119 mld dol). Do kin idą całe rodziny, a „Gwiezdne wojny” zawsze miały mocno familijny rys. „Przebudzenie mocy”, które miało premierę 18 grudnia 2015 r. stało się globalnym hitem - zainkasowało na świecie łącznie ponad 2 miliardy dolarów. „Łotr 1. Gwiezdne wojny - historie” z racji bycia spin-offem, a nie oficjalną częścią sagi poradził sobie gorzej, ale też dobrze: zarobił ponad miliard.

Miliardy zainkasuje też z pewnością „Ostatni Jedi”, który bez wątpienia będzie jednym z najbardziej kasowych filmów 2017 r. Jak przewiduje portal „Spider’s Web”, obraz może zarobić na świecie w weekend otwarcia 425 mln dol. Jeśli szacunki te się sprawdzą, film Johnsona uplasuje się na piątym miejscu na liście produkcji, które w pierwszy weekend wyświetlania uzyskały najbardziej kasowe wyniki w historii. Nie pobije jednak „Przebudzenia Mocy”, pierwszego z najnowszej trylogii, który zgarnął aż 529 mln dol. Film ten ma na tej liście drugie miejsce: tuż po „Szybkich i Wściekłych 8” (541 mln dol) oraz przed „Jurassic World” (525 mln dol) z „Harrym Potterem i Insygniami Śmierci: Częścią II” (483 mln dol). „Ostatni Jedi” od początku nie miał jednak szans z filmem, który był powrotem „Gwiezdnych wojen” po całej dekadzie i z tego powodu wzbudzał ogromną ekscytację. Pod względem finansowym wyniku kolejne części filmowych serii zawsze mają gorzej. Takie prawa rynku.

Wytwórnia Disneya, która w 2012 r. kupiła Lucasfilm - firmę George’a Lucasa, ojca „Gwiezdnych wojen”, nie musi się więc bać o zainteresowanie, czytaj: o pieniądze. Disney zarobi zresztą nie tylko na kinowych biletach. „Star Wars” nie jest bowiem jedynie filmem, ale kulturowym i społecznym fenomenem, obiektem kultu, stylem życia, dla niektórych niemalże religią. Od „Nowej Nadziei” z 1977 r. powstają komiksy, książki, gadżety, fani spotykają się na specjalnych zlotach, a Han Solo nadal uznawany jest wzór idealnego filmowego bohatera (dlatego jego śmierć w ”Przebudzeniu mocy” przyprawiła wielu fanów o chorobę nerwową i bezsenne nocy spędzone na płakaniu i oglądaniu starych części). Sprzedaż gadżetów związanych z serią przed premierą każdego nowego filmu znacznie wzrasta, a przed Bożym Narodzeniem osiąga prawdziwe apogeum. W niemalże każdym sklepie znajdziemy więc coś bardziej lub mniej związanego ze „Star Wars”, a każdy może liczyć na to, że pod choinką dostanie gwiezdny sweter, czapkę, kapcie, kubek, ręcznik, komiks, figurkę, a nawet wałek do pieczenia ciasta, otwieracz do piwa czy zasłonę prysznicową. Wybór jest nieskończony, a Moc jest w sklepach silna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: [NOWE GWIEZDNE WOJNY] [OSTATNI JEDI RECENZJA] Moc wciąż jest silna. „Ostatni Jedi” zachwyca fanów i krytyków - Portal i.pl