Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O pracy z „kobietami ulicy”, „zapaleniu misia” i świętości na ulicach. ROZMOWA z s. Anną Bałchan. Od ponad 20 lat pracuje w Katowicach

Mateusz Czajka
Mateusz Czajka
Budowane Centrum Rodziny św. Józefa oraz Całodobowy Ośrodek Rehabilitacyjno – Wychowawczy dla kobiet oraz kobiet z dziećmi w Katowicach - jedno z miejsc prowadzonych przez Stowarzyszenie PoMoc
Budowane Centrum Rodziny św. Józefa oraz Całodobowy Ośrodek Rehabilitacyjno – Wychowawczy dla kobiet oraz kobiet z dziećmi w Katowicach - jedno z miejsc prowadzonych przez Stowarzyszenie PoMoc Mateusz Czajka
Od ponad dwudziestu lat pracuje z „kobietami ulicy”. Z siostrą Anną Bałchan rozmawiamy o tym, jak przez ten czas zmieniły się Katowice, o tym kiedy pomoc nie jest pomocą, prostytucji, „ostrym zapaleniu misia (nie chce mi się) i spotykania świętości na ulicach. „Teraz mamy dużo przemocy, która nie zostawia sińców – mówi s. Anna Bałchan.”. Obecnie w Katowicach wraz z innymi „buduje coś dobrego” – Centrum Rodziny im. św. Józefa, które łączy w sobie przedszkole, żłobek, przestrzeń warsztatową i kawiarenkę. Można wesprzeć te działania m.in. poprzez stronę budujemycosdobrego.pl.

Pracuje siostra od ponad dwudziestu lat z kobietami ulicy (i nie tylko) w Katowicach. Jak miasto wyglądało dwie dekady temu? Z życiem na ulicy kojarzą nam się w większej mierze mężczyźni.

Siostra Anna Bałchan: Ulice były pełne kobiet (mężczyzn swoją drogą), młodych dziewczyn, dzieciaków. Był wtedy krach, zamykanie kopalń – ludzie tracili pracę. Gdy ją mieli, to jeszcze to jakoś funkcjonowało. Było dużo przemocy, alkoholu, narkotyków i prostytucji – także męskiej lub chłopięcej. Każdy wiedział, że w Mysłowicach na placu Andrzeja byli „chłopcy do wynajęcia”. Były wtedy automaty do gier – za jakiś grosz funkcjonowała prostytucja dziecięca. Dzieciaki były uzależnione od gier i ktoś to wykorzystywał. Wiceprezydent Katowic Henryk Dziewior napisał do matki generalnej, bo szukali jakiegoś zgromadzenia, które ma misję pracy z kobietą. Zaczęłam pracę w Domu Aniołów Stróżów. Oni wykonywali pracę uliczną wśród dzieci.

To były pierwsze szlify?

Tak – tam przeszłam pierwsze szkolenia. Przyjeżdżali Holendrzy z Amsterdamu. Trzeba było zobaczyć, czy ludzie mnie przyjmą. Bo mogę komuś nie odpowiadać – wiadomo: zakonnica. Był też dylemat, czy iść w habicie, czy „po cywilu”. Z drugiej strony – po co udawać kogoś, kim się nie jest? Chodzi o jakąś autentyczność – to jest chyba najbardziej cenione na ulicy. Jak jesteś autentyczny, to nawet, gdy coś schrzanisz, wybaczą ci. Nie przebaczą, gdy udajesz kogoś, kim nie jesteś, albo kimś gardzisz. To się czuje. Ludzie ulicy są szczególnie na to wyczuleni.

Czy teraz coś się zmieniło? Przemoc, bieda i uzależnienia zmieniły swoje oblicze?

Jest dużo problemów dotyczących uzależnienia i współuzależnienia, bo współuzależnienie jest tak samo ciężkie - gdy jest rodzina alkoholowa i jeszcze to kryjemy. Teraz mamy dużo przemocy, która nie zostawia sińców. Czasem trafiają do nas osoby, które nie uznają pracy - po prostu całe ich rodziny żyły z MOPSU. Jak masz trójkę, czwórkę dzieci i zbierzesz pięćsetki, dodatki, alimenty, to jakoś idzie wyżyć – jeśli porównasz to z najniższą krajową. Niestety niektórzy nie byli nauczeni gospodarowania tym i wszystko idzie w jeden tydzień. Najgorzej, kiedy ktoś jest chory „na misia” - „należy mi się”: lub jego odmianę „nie chce mi się” , czyli takie „ostre zapalenie misia”. Ciężko jest też patrzeć, kiedy (jak to nazywam) ludzie idą w tango z ewką w skażony alkohol – F16 i inne. Atakuje im nogi, mają bardzo szybko problemy ze wzrokiem, żółtaczkę. Problemem jest dostęp do taniego alkoholu.

„Ludzie ulicy” czyli właściwie kto? Jak wygląda praca z potrzebującymi?

Potrzeba czasu. Wiele dziewczyn i kobiet pracowało na ulicy, a nawet jeśli nie, to były w skrajnym ubóstwie. Nie jesteśmy pracownikami socjalnymi. Możemy przyjść wtedy, kiedy ktoś nas zaprosi i być z ludźmi w takiej sytuacji, jakiej są. Najpierw trzeba usłyszeć jakie są potrzeby.

Spytam jeszcze o prostytucję i handel ludźmi. W pierwszym przypadku niektóre kobiety zyskują w tydzień to, co zarobiłyby przez miesiąc harówki na kasie (albo nie mają prawie nic). Niektóre środowiska nazywają to pracą, jak każdą inną…

Przez te wszystkie lata zobaczyłam, że najważniejsze w naszym życiu to relacja i więź, jeśli tego jesteśmy pozbawieni, to mamy ogromne kłopoty, bo idziemy za iluzją miłości, której każdy pragnie. Można nas bardzo łatwo oszukać. Co do prostytucji - tak, z jednej strony mogę zarobić, tyle, że nie mam problemu z płaceniem rachunków ale z drugiej strony mam depresję. Myślę, że każdy pragnie miłości. Ja widziałam też takie pary, gdzie kobieta pracuje w prostytucji, a on gdzieś indziej. To jakiś układ, bo to dla mnie to nie jest miłość. Dziewczyny mówią, że brakuje im takiego przytulenia, bo prostytucja to gra, teatr. No przecież jest klient, to trzeba tak zrobić, żeby zarobić. Co do pracy niewolniczej – sporo jej było po wybuchu wojny. Co do pracy niewolniczej - jedna Ukrainka pracowała na gospodarstwie rolnym za 5 zł, ale nie za godzinę tylko za dzień. Gdy ktoś przyjeżdża z zza granicy, często nie ma znajomości wartości pieniądza. Ogranicza się możliwość wychodzenia, zabiera dokumenty, zabiera zdecydowaną większość zarobków pod pozorem opłat za jedzenie i mieszkanie.

Pamiętam kiedyś taką sytuację: na jednym spotkaniu rodzinnym ludzie w wieku czterdzieści i więcej lat mówili o współczesnej młodzieży – ich problemach, celach… Powiedziałem, że jest z nami kilku dwudziestoparolatków i nikt ich nie spytał, co sądzą na ten temat.

Jestem też trenerem. Kiedy uczę, jak pomagać ludziom na ulicy, mówię, że nie mówi się do nikogo po imieniu (chyba że sam pozwoli), tylko Pan/Pani. Jeśli chcesz coś dać – czy chleb, wodę, opał, to spytaj, czy ktoś to chce – nawet jak jest zimno. To, że ktoś mieszka na ulicy nie znaczy, że nie ma decyzyjności.

Czyli po prostu trzeba dać normalność.

Gdy do Pana ktoś przychodzi, pyta się Pan: „chcesz kawę, herbatę?”. Szacunek tego wymaga. To często popełniany błąd – nie pytamy, czy ktoś chce. Czy ktoś mieszka na ogródkach, czy w jakimś magazynku – nie jest tak, że tam się po prostu włazi. Gdy Cię ktoś zaprosi – dopiero wtedy. Nie zaczyna się od tego „Jak tu syfiato, jest bałagan, trzeba tu pomalować…”. Ktoś Cię zaprasza do swojego życia – takie jakie ono jest. Zmiana następuje wtedy, gdy ktoś jest gotowy na jakąkolwiek zmianę – obojętnie czy zewnętrzną, czy wewnętrzną. „Dać” nie oznacza zawsze „pomóc”.Jako Stowarzyszenie PoMoc wydaliśmy poradnik dla streetworkerów, gdzie spisane są różne wskazówki.

W takim razie co oznacza „pomóc”?

Być z człowiekiem. Najłatwiej jest wyskoczyć z kasiory i dać komuś pięć złotych, aby się odczepił. Ewentualnie być dobrym wujkiem i kupić jedzenie. Oczywiście życie nie jest czarno-białe. Trzeba rozeznać sytuację.

To także kwestia tego, by nie być naiwnym. Z tego co słyszałem, to oprócz wrażliwości ta praca wymaga trzymania się pewnych zasad oraz konkretności.

Najtrudniej jest, gdy nie mam czasu. Czasem trzeba to powiedzieć jasno, gdy go się nie ma. Była kiedyś taka sytuacja, że pewni ludzie, których znam, przyjechali na film o ofiarach handlu ludźmi. Bez kasy - reszta paliwa w baku. Podszedł do nich mężczyzna i mówi: „Jestem głodny”. Było im głupio i powiedzieli, że chociaż go do jakieś noclegowni podwiozą. On odmówił. Dzwonią do mnie co zrobić – wierzący ludzie, którzy chcieli pomóc. Byli skrępowani. Byłam niedaleko i przyszłam. Taki dialog: „- Przepraszam Pana, jak ma Pan na imię. - No Józef. - Panie Józefie, o co tak naprawdę chodzi?” On sobie zaklął i powiedział: „- No nikt nie ma czasu z człowiekiem porozmawiać”. Nie chodziło mu o jedzenie. W Katowicach jest wiele miejsc, gdzie jest wydawane: i przez miasto, siostry miłosierdzia, siostry elżbietanki na Warszawskiej – można wyliczać. Jeśli ktoś jest w stanie pójść, to głodny nie będzie.

Właśnie – chodzić. Nie raz widziałem bezdomnych z nogą owiniętą szmatą lub o kulach.

Jeśli jesteś długo na ulicy, jest alkohol, wdała się ropawica, owrzodzenie – jest problem. Niedawno byłam na konferencji z okazji Dnia Ubogiego: mówiłam im, że są posłani także do swoich. Będąc na ulicy, widziałam, że wiele osób opiekuje się innymi. Sama też doświadczyłam czegoś takiego. Spotkałam dziewczynę, która chodziła w takiej dżokejce po męsku ubrana, bardzo szczupła i tak dalej. No i zapytałam się, czy chciałaby zjeść hamburgera, czy coś. Ona że tak. Ale patrzę i nie je hamburgera. Idziemy na dworzec i pytam: „Przepraszam cię, a co z tym hamburgerem? Nie jesteś głodna? - No ja już jadłam dzisiaj, a tam jest jakiś pan, który nie może chodzić” – odpowiada. Święci są na ulicy. Musisz schować do kieszeni ocenianie ludzi - nie, że patrzysz i mówisz: „O! jakiś lump!”, bo nie znasz ich historii.

A one często są bardzo pogmatwane i wbrew stereotypom. Najczęściej sądzimy, że na ulicy są tylko osoby słabo wykształcone z pociągiem do kieliszka.

Przecież te krachy... Wiele firm poszło się bujać za ogromne zadłużenie. Bywa, że na ulicę trafiają ludzie wykształceni. Wystarczy, że nie zapłacono dwa razy za wykonaną pracę i jesteś pozamiatany. Co do alkoholu - owszem, czasami jest też tak, że to on załatwił sprawę, że rodzina mówi: „Hej, ale my się nie zgadzamy na takie życie”, bo potem i zadłużenia, i jakaś przemoc jest. Często są to fajni fachowcy, natomiast sama w sobie choroba alkoholowa wyniszcza. Masz na wszystko wyczesane się nie przejmujesz, jak przyjmują cię inni ludzie. W każdym środowisku są święci i demony.

Za pomocą jakich działań można przywrócić kogoś z problemami do życia społecznego. Jakie działania podejmuje Stowarzyszenie PoMoc?

Pamiętam kobietę z wadą wymowy. Nie mogła pracować w handlu czy gdzieś indziej i nikt jej nie rozumiał. Pomocą było na przykład załatwienie logopedy. Uruchomiło to ją także społecznie, bo czuła pewnie wyobcowane. My zaczynamy często od wyrabiania dokumentów - jak masz swój dokument, to masz swoją tożsamość, nie? Chcesz by cię ktoś zatrudnił, to oczywiście jest to podstawa. Muszę mieć dokumenty, aby iść do urzędów. Oczywiście, trzeba załatwić ubezpieczenie. Często ludzie chorzy się nie leczą, bo nie mają za co po prostu. Tu panuje współpraca z Urzędem Miasta, z Działem ds. Bezdomnych MOPS, z Ośrodkiem Interwencji Kryzysowej. Razem z potrzebującymi dzwonimy, że mamy taką sytuację i co możemy zrobić, ponieważ musi to być według pewnych przepisów prawa i tak dalej.

Jest siostra członkiem Kościoła. Nie sposób spytać o sprawy wiary i przyciąganie ludzi ulicy do Boga.

Na ulicy nie ma znaczenia, czy jestem siostrą. Dla nich ma znaczenie, czy ty jako człowiek stajesz się dla nich ważny. Nie jest tak, że wiesz - dziewczyny przychodzą i pytamy: „to którą teraz tajemnice różańca będziemy rozważać?”. Nie ma takiej opcji. Oni mają doświadczyć Boga przez nas i czasami doświadczają. To jest stopniowa pomoc i jeśli przychodzą z jakimiś pytaniami dotyczącymi wiary, to ja mogę powiedzieć o swoim doświadczeniu Boga i że to mi pomaga. Natomiast nie jest tak, że pierwszy raz cię widzę, podchodzę, mówię: „Wiesz, Jezus Cię kocha” i tak dalej. Jak ja byłam „w cywilu”, ktoś przychodził i tak mi mówił, myślałam: „A weź spadaj. To nic nie znaczy.” Natomiast kiedy było pytanie do mnie: „Ostatnio trzy razy siostrę wyrolowałam. Czemu siostra mi pomaga?” Powiedziałam, że ze względu na mojego szefa, czyli Pana.

Jednak czasem ktoś nie daje sobie pomóc. Budzi to dalej złość, gdy siostra widzi, że wystarczyłaby odrobina chęci, a ktoś się opiera?

Jedni się odbijają, inni nie i to jest tajemnica. Jestem także trenerem dialogu motywującego, czyli pokazuję jak motywować ludzi do zmiany. Jeśli ktoś nie chce pomocy, możemy jej dopiero wtedy udzielić, kiedy jest zagrożenie życia i np. wezwać pogotowie. Pytanie, czy ktoś nie widzi wyjścia/problemu z jakiegoś powodu i to są poważne powody, czy ktoś w ogóle widzi, że ma taką możliwość. Kiedy pytam o marzenia, to często słyszę: „Nie mam marzeń, żyję z dnia na dzień. Nie mam planów” i tak dalej. Naszym ulubionym zajęciem z dziewczynami, jest to, że nieraz odwiedzamy sobie IKEĘ czy coś podobnego i patrzymy, jak można pokój urządzić. Pytam: „A ty co byś chciała? - Chciałabym mieć mieszkanie. -A jak to zrobisz?”. Dopytuję o kolor, rodzaj mebli. Chodzimy, oglądamy - tak można uruchomić marzenie.

Pracuje siostra wraz ze świeckimi i współsiostrami w Stowarzyszeniu PoMoc. W Katowicach znajduje się Całodobowy Ośrodek Rehabilitacyjno – Wychowawczy dla kobiet oraz kobiet z dziećmi. Budujecie także żłobek. Często brak możliwości opieki nad dziećmi zatrzymuje matki (szczególnie te samotne) w powrocie do zawodu.

Nie ukrywam, że potrzebujemy kasy. Teraz jest ważny etap – podłogi, czyli jakieś 900 000 złotych. Przy Centrum Rodziny Świętego Józefa powstaje żłobek plus miejsce na warsztaty, kawiarenka, profesjonalna kuchnia. Jeśli dzieciątko będzie w żłobku, w sali naprzeciwko może usiąść mama, wziąć komputer i popracować (albo iść gdzie indziej). Maluch to rewolucja w życiu i czasami to jest tak, że gdzieś jest to zmęczenie. Żłobek będzie oczywiście tani, aby nie było to zaporą dla tych, którzy potrzebują zostawić gdzieś dziecko, aby móc pracować. W Centrum będą także odbywać się warsztaty dla rodziców. Każdy przecież pochodzi z jakieś rodziny i nie wszystko wie.

Jednak to miejsce będzie służyło nie tylko rodzinom z dziećmi...

Moim marzeniem jest to, żeby też dać pracę osobom, które mają bardzo niskie emerytury - takim seniorkom, które nie nie są w stanie, że tak powiem fizycznie pracować, ale mogą zanieść komuś jedzenie. Ludzie starsi nie mają siły chodzić po marketach, robić zbilansowanej diety. A tu ktoś przychodzi, patrzy jakie ktoś ma choroby, jakie ma zalecenia, i można konkretnie pod daną osobę coś przygotować. Poza tym w tej grupie jest dużo samotności. Mnóstwo młodych wyjechało za granicę, umiera współmałżonek. Tutaj seniorzy będą mogli przyjść, wspólnie wypić kawę, herbatę. Także wspomniane matki potrzebują spotkać się i pogadać, wymienić się różnymi doświadczeniami – wiele myśli, że są złymi matkami, bo dziecko krzyczy, bije, a to do pewnego stopnia jest na początku normalne.

Dziękuję za rozmowę.

Jeśli chcesz wesprzeć Stowarzyszenie PoMoc w budowaniu Centrum im. św. Józefa, wejdź na stronę https://budujemycosdobrego.pl/ (tam znajduje się także więcej szczegółów o inicjatywie). Można też wykonać tradycyjny przelew - Stowarzyszenie PoMOC dla Kobiet i Dzieci im. Marii Niepokalanej, ul. Zygmunta Krasińskiego 21 40-019 Katowic, Numer konta: 38 1020 2313 0000 3902 0456 8533 - (Bank: PKO BP S.A. Oddział I Katowice). Tytuł wpłaty: Budujemy Coś Dobrego – Centrum św. Józefa.

Siostra Anna Bałchan – Siostra w zgromadzeniu Sióstr Maryi Niepokalanej, teolog, działaczka społeczna, streetworkerka, trener Dialogu Motywującego. Założycielka i Prezes Stowarzyszenia PoMoc.

Nie przeocz

Zobacz także

Musisz to wiedzieć

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera