Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Opowieść górnośląska: Scenariusz wystawy Muzeum Śląskiego o Górnoślązakach w XX wieku. Niobe Śląska

Alojzy Lysko
Opowieść górnośląska: Kiedy doszła mnie wieść, że projekt stałej ekspozycji dla nowego Muzeum Ślaskiego z „machiną parową” w tle stał się przedmiotem rozgrywek politycznych, a w końcu i personalnych - poirytowałem się. Kiedy zaś z różnych źródeł zaczęły wyciekać informacje, że w nowym projekcie pierwszym eksponatem witającym zwiedzających ma być osławiona gilotyna katowicka - wzburzyłem się do żywego. Wtenczas narodził się pomysł napisania własnego scenariusza do tej ważnej dla Górnoślązaków wystawy. Jednak zabrałem się do niego dopiero, kiedy nieco opadły emocje - pisze Alojzy Lysko, śląski pisarz.

Dla swojego pomysłu wybrałem XX wiek - epokę w dziejach Śląska nieprawdopodobnej kumulacji tragicznych wydarzeń i nieszczęść, jakie spadły tu na ludzi. Wybrałem kobietę, zrazu młodą,radosną a potem, u schyłku życia, złamaną bólem, wręcz skamieniałą - prawdziwą Mater Dolorosa Silesiensis, albo, jak w tytule, śląską Niobe jako uosobienie losów tej ziemi.

Oczywiście, nie jest to żadne arcydzieło, ale ma parę unikalnych walorów. Stworzył ten scenariusz zakorzeniony głęboko w przeszłości Górnoślązak, który „niesie w sobie dziedzictwo długiego trwania”, który Górny Śląsk „zna i czuje” i który dość dobrze odczytuje oczekiwania przyszłych zwiedzających. Pomija oczekiwania swoich ziomków, bo są one oczywiste (w muzeum śląskim Górnoślązacy chcą widzieć swój los). Z autopsji natomiast wie, jakie mogą być oczekiwania gości z innych części Polski, tym bardziej gości zagranicznych. Każdy gość szuka niezwykłości, inności, „soli ziemi”! Nasza górnośląska skomplikowana historia, losy ludzi tu żyjących, ich duchowość, kultura pracy i życia codziennego, wyznawane wartości itd. są na tyle niezwykłe i inne, gorzki, że mogą być zachęcające do poznania. Warunek: muszą być prawdziwe, nie zmanipulowane! Bo tylko prawda jest ciekawa! I tylko prawda jest piękna!

Ekspozycja 1

PROLOG – (epoka: przełom XIX/XX wieku) – postać (rzeźba, manekin, żywy obraz itp.) dziewczyny w stroju pszczyńskim (bez galandy, z warkoczem) obejmująca jedną ręką kwitnącą dziewannę (mityczny kwiat górnośląski), drugą wskazująca na zmontowany krajobraz śląski z epoki końca XIX wieku: fragment pasma Beskidów, w oddali Góra św. Anny, jakiś pałac, wieś z kościołem, fragment przemysłowy (dymiące kominy, wielkie piece, wieże szybowe), osiedle familoków z grupą mieszkańców, z tramwajem, kościołem, jakiś fragment lasu, gdzie parowa lokomotywa ciągnie wagony z węglem, tuż obok staw, gdzie baraszkują zielone utoplce i cała czereda jakichś duszków, wylot sztolni z grupą górników wychodzących z dołu z zapalonymi karbidkami, zaś na pierwszym planie przejście obrazu w rzeczywiste rekwizyty z epoki np. wózek z węglem, ówczesne narzędzia górnicze, pług, narzędzia rolnicze, kolebka, kamienna Boża Męka, osiedlowy piekarniok, sklepowy „szałfynster” itp. Sączy się muzyka np. dominujący przez cały czas oglądania motyw śląskiego bluesa na harmonijkę ustną.
Dziewczyna mówi:

- Oto mój Górny Śląsk. Ziymia, kierej nad życi przaja. Tu ujrzałach świat - hań!- w tej wsi pod Pszczynom. Mianujom mie Hanka. Ojcowie nauczyli mie roboty, porządku, śląskij mowy, rechtory w szkole czytanio i pisanio, a ludzie we wsi - zgodliwego życio.

Jak po szkole zrobiła sie zy mie wychowało dziywczyca, ciotka Jadwiga z Katowic wziyni se mie za swoja. I tam sie wtynczos poczła prowdziwo historio mojigo życio.

Miałach u ciotki wszystko, co duszka roczy, bo jich było stykać. Ujek Karlik Glomb byli sztajgrym na „Ferdynandzie” (tuście teroz som). Żyłach tu z miejska, ale oblykać sie musiałach, jak mi matka przykozali - dalij po chłopsku.
- Tyś jest Ślązoczka! Niy możesz sie sprzedować światu za bele jaki cicidełka! - tuplikowali mi. – Miyj swój honor!
No, tóż byłach wierno starej tradycji.

Ekspozycja 2

DOM ŚLĄSKI - (epoka: początek XX wieku) robotniczy (kuchnia) - chłopski (piykno izba), mieszczański (salon) - wielkopański (jakiejś wnętrze pałacowe).
Odzywają się głosy fabrycznych syren i kopalnianych buczków. Na tle kuchni w górniczym familoku ożywiona fotografia wcześniej zaprezentowanej dziewczyny śląskiej, która pokazuje, że to jest właśnie miejsce jej codziennego życia. Ciąg dalszy opowieści z muzyką w tle:

- W piyrszych tydniach mej służby toch niy poradziła przybadać do miejskigo życio. Jak sie widniło, a zaczły zwonić tramwaje, fukać lokomotywy, odzywać sie jedyn po drugim buczki, to mi sie aże w gowie miyszało. Ale potym mi to nic a nic niy wadziło.
Wczas rano, jak sie ino odezwoł buczek z „Ferdynanda”, jo wstawałach piyrszo i skłodałach ognie w piecach. Potym budziła sie ciotka i strojiła śniodani. Ostatni z łóżka dźwigali sie ujek i pomału rychtowali do wyjścio na szychta. Przy tym radzi se podśpiywywali po niymiecku:

Już sie rozlega miły głos
dzwoneczka z naszej wieży,
więc śpieszmy wraz, jak każe los,
pod szyb niech każdy bieży.
Całuska lubej śpiesznie daj
i śpiesz w podziemny grodów kraj,
nas czeka praca tam,
szczęść nam, szczęść Boże nam…
Ciotka wtynczos wkłodali ujkowi śniodani do szakieta, a oni na chwila przyciskali ciotka ku sia, potym zapolali lampka przy figurce św. Patronki i wymowiali zawdy jedno i to samo:
- Strzeż mie Barbōrko od wszystkigo złego.

Ekspozycja 3

WIDOKI MIAST I WSI GÓRNOŚLĄSKICH - (epoka: początek XX wieku) - mapa z naniesionymi ówczesnymi miastami Górnego Śląska. Ożywiona fotografia dziewczyny śląskiej, jakby spacerującej po całym Górnym Ślasku.
Męski chór: ( melodia - patrz: Adolf Dygacz, Pieśni katowickie, str. 16)

Sto piyndziesiąt siedym miast na naszym Górnym Śląsku som
a jo je tak w mej głowie wszystki ułożone mom,
Pszczyna, Żory, Mikooōw, Raciborz i Wodzisław,
Mysłowice przy wodzie, Stary Bieroń też tamże.

Katowice, Tychy, Rybnik, to robotne strony som
o Koōlewskij Hucie wiycie, sławne miasto Bytom,
Wto chce mieć żelazny piec, to do Glywic se pon jedź,
choć niyspore miasto jest, ale kupisz czego chcesz.

Chwolić trza Tarnowkie Gory i Miasteczko, i Woźniki,
tam sie jeździ szukać żony, niedaleko to od drogi,
a Lubliniec, Olesno przeca piykne dziołchy mo,
W Dobrodziyniu, Gorzowie, tam mie chciały aże dwie.

O Kluczborku i Byczynie, Opolu, Namysłowie,
wielko sława w świecie słynie, niych tam wierzy, wto tam chce,
Krapkowice i Toszek, Strzelce, Ujazd, Głogowek,
z Koźla Odrą popłyniesz, aż na stare miasto Brzeg.

Nysa, Prudnik i Głubczyce, Kietrz, Baborów, Leśnica
Łabędy i Pyskowice, Kędzierzyn, Zdzieszowice,
Wszyndy dobrzy ludzie są, jako tako sie mają,
w poczciwości se żyją i po śląsku godają.

Ekspozycja 4

SZCZĘŚLIWA MŁODOŚĆ - (epoka: lata do 1914) - praca w polu, kopalni, hucie, na kolei - czas po pracy: spacery, zabawy (np. odpust, wesela, mecze piłkarskie), spotkania rodzinne - narzeczeństwo - miłość - wojsko.
Ożywiona fotografia dziewczny śląskiej pojawia się w różnych miejscach ekspozycji w zależności od tego , co mówi:

- Ach! Jak szczyśliwe były to lata! W niedziela śpacyrowali my zawdy do rynku. Ciotka w purpurce wyglądali, jak żywo rōża. Ujek - chop wysoki, sztram – krokali w jasnym ancugu i w modnym hucie, jo w biolutkim kabotku, czyrwonych paciórkach, niydbownej zopasce. Szumnie my wyglądali.
- A Katowice całe w budowie! Co jedna nowo kamiynica - to piykniejszo. I tyn won kawy! Niy darmo wszyscy godali, że ani we Wiedniu niy wonio tak bonkawą, jak u nos.
Śpacyrujymy, podziwiomy… Pod wieczōr zachodzymy pod wanielicki kościōł, bo tam na Rawą gro muzyka. Mie sie nogi same rwią, co by już chciały tańcować jakigo waloszka abo rajlyndra.
I roz, w jedna majowo niedziela, mie tam spotkało szczyści. Trefiłach na wojoka – Michała, synka jak świyca. Powiym wom, że ani niy wiym, kiej on znod sie w mojim sercu. Wielgo miłość rozpoliła sie miyndzy nami. Anich se niy myślała, że to przóni może być taki piykne. A ino mi sie śpiywać chciało. Jak potym mój roztomiły wyjyżdżoł do kaserny ku Gliwicom, toch z cliwoty za nim głośno wołała:

Zielone zasiołach, zielone mi weszło,
Kandy sie obróca, wszandy jest mi tynskno.
Tynskno mi jest, tynskno, sama niy wiym po kim,
Po szwarnym syneczku, co jest za potokiym
Co jest za potokiym, tam miyndzy łąkami,
Żodyn sie niy dowiy, co jest miyndzy nami.
To jest miyndzy nami, że sie radzi momy,
I z całego serca szczyrze sie kochomy.

Ekspozycja 5

RODZINA ŚLĄSKA - (epoka: ostatni okres przed wybuchem wojny) - wesela śląskie w różnych środowiskach (wiejskim, miejskim, pańskim) - ceremonie chrztu w kościołach - radośniki w domu - komunie i konfirmacje - niemiecka szkoła ma Górnym Śląsku - rodziny górnośląskie z różnych warstw społecznych – Żydzi w Katowicach - budownictwo mieszkań dla robotników (osiedla familoków, Nikiszowiec, Giszowiec) - ówczesne życie rodzinne.

Ożywiona fotografia młodej Ślązaczki ukazuje się w różnych częściach ekspozycji stosownie do tego, co opowiada:
- Mój roztomiły Michoł, ino wojsko odsłużył, patrzoł żyniaczki. Na nikogo sie niy mógł opuszczać, som musioł se radzić! Zostali mu ino babka, bo ojców już za dziecka utracił. Ojca zabiło na grubie, matki zagryzła choroba.
Weseli mieli my skromne, ale niczego my niy podeptali ze starej tradycji śląskij. Goście zebrali sie w naszym familoku, czynstowali sie kołoczym i bonkawą, przygrywała muzyka, starosty wygłoszali swoji egzorty. A jak sie już wszyscy zebrali, moji prawowici ojcowie spod Pszczyny, Michałowo oma, no i ujkowie dali nom błogosławiyństwo. Niy uwierzycie! Jak nom dowali to błogosławiyństwo, ani jedna kapka płaczków niy wypłynyła z mych oczów! Ale jak druhny smutno mi zaśpiywały - toch dopiyro zaczła ślimtać.
Chór kobiet:
Siadej dziywcze na wóz, warkocze se załóż,
na to prawe ramiono.
Czy ci niy po woli, czy cie głowa boli,
czy ci ojca matki żol?
Niy żol mi mamulki, niy żol mi taciczka,
ani całej rodziny.
Ino mi żol wionka, złotego piestrzónka,
O, mój Boże jedyny.

Po tej pieśni landauery zawiozły nos do boguckigo św. Szczepona, kaj nom ślub dowali farorzyczek Skowronek. Po ślubie, już jako mąż i żona, udali my sie do pobliskij karczmy, kaj uciechom niy było końca. Bawili my sie wesoło, ale niy utratnie.
Starzy mieli racyjo: Dwa dni weselo - reszta życio usmolono. - Czy jo se wtynczos pomyślała, że mie sie to w życiu wystusuje?

Ekspozycja 6

WIELKA WOJNA - podniecone ulice miast górnośląskich - gazety o wojnie - mobilizacja - przemarsze wojsk - odjazdy na front - pożegnania - chrzest bojowy w sierpniowych walkach - rzeczywistość frontowa - tragiczne żniwo wojenne (cmentarze, armia kalek, bieda).
Wczorajsza dziewczyna jest już mężatką, młodą kobietą, uczepioną, w chustce purpurce na głowie, w ciemnej jakli (powtórzyć postać - rzeźbę, model – jednak starszą, inaczej ubraną). Jej ożywiona fotografia jawi się gdzieś na ulicach Katowic, gdzie maszeruje wojsko, może na dworcu, gdzie żegna męża. Górnośląaczka kontynuuje opowieść:

- O tej wojnie dużo godali i se jom wygodali. Nawet kometa sie pokozała. Jo miała chopa bergmóna, jednak szkolonego przy wojsku, tóż musiałach sie liczyć, że jak sie ta pierzińsko zawierucha zrobi, to mi go weznóm pod broń. Tak sie stało. Niy rachowałach se jednak, że sie to stanie tak drab. Syneczka, kierego powiłach w 1913 roku, jużech z najgorszego odchowała, już se bajtel z ojcym porozprowioł jak przychodził ze szychty, już miałach, coch chciała - rodzina... - A tu mosz! Trombią wszyndy: Mobilmachung! Mobilmachung!
Dziwne, żodnego płaczu po familiach! Za to bez cały lipiec radość po miastach, że niypodoba. Grały muzyki, maszyrowały wojoki - infanterio, kawalerio, marina, landwera - śpiywu przy tym wiela, wiwatów, kwiotków…
- Zrobiymy z pieronami porządek i na godni świynta przyjadymy do dom - wołali.
Jo odprowadziła mego Michała na banhof. Mały Wiluś chycił ojca za kark, pościskoł i doł mu swoja fotografio zalono w porcelanie (dałach tako zrobić).
- Tatulku, a powróćcie z tej wojny? - prosił.
- Powróca, niy starej sie - odpedzioł mu. - Jak ino dojada, napisza wom pismo.
Dość długoch czekała na to pismo. Dopiyro w połowie września ono przyszło, urzyndowe. Otwiyrom: Sterbefall! Chytom dalij słowa nojważniejsze: Michael Richter, zginął 23 sierpnia 1914 roku, wieś Longuyon, Francja. Czytom drugi roz, niy dowierzom zapisanymu papiórowi...
Zaczłach na głos ryczeć - mało pedzieć! - drić sie wniebogłosy. Musiało sie to rozniyść po familoku, bo wlazły ku mie po cichu ciotka i staro Ferdynioczka.
- Ady niy płacz, dziołcho – zaczły mie pocieszać. - Aniś piyrszo, aniś ostatnio. Jeszcze niy taki krzyże przyjdzie ci niyś.
Dziynkuj, że mosz choć tego syneczka. On ci bydzie pociechom.

Ekspozycja 7

POWOJENNA BIEDA - wrzenie społeczne - strajki - plebiscyt - powstania (wszystkie wydarzenia ukazać w wyważonych proporcjach politycznych)
Młoda kobieta w purpurce pokazuje się na materiałach z plebiscytu.

- Jak mój ślubny na wojnie pominón, zostałach gdowom z dzieckiym. Bez fynika w portmanyju. A tu sie trzeja opłacić, odzioć na zima, coś do gymby wrazić. Coch miała robić? Chyciłach sie gruby. Wybiyrałach na seperze bergi z wynglo. No, dobrze, że miałach ciotka, kierzi mi dali pozór na małego Wilusia i ujka, kierzi mie wspomogali groszym.
Podwiyl była wojna, wszyndy było sztryng. Porządek był, bo sie wszyscy boli. Jak to za Niymca. Ale jak sie wojna skończyła, zrobiło sie niymożebne zamiyszani. Wszyscy bij-zabij na siebie: zgupiyni ludzie z pyskami na wojoków za to, że niby oni ta wojna podpolili, na beamtrów, że niy poradzóm niczego załatwić, dzieci na rechtorów, komunisty na katolików, katoliki na Żydów, chachary na porządnych, Poloki na Niymców... Wszyscy sie o coś hapelowali. A tu szmaciejom piniądze, choróbska sie jakiś ciśnom, chleba brakuje…
Jak sie ino wadzili i skokali do oczów - niy było jeszcze nojgorzyj, ale jak zaczli do siebie strzylać, morzyć sie - świat sie tymu niy mógł spokojnie przyglądać. Zjechało sie wojsko francuski, włoski, angielski, żeby zaprowadzić tu jako taki ordnung. Ogłosili, że bydzie plebiscyt: - Wto za Niymcami, a wto za Polskom?
Bez jedna niedziela przyjechali do mie mama i przywióźli mi trocha świyżego masła i jajek. Pedzieli, że po wsiach dużo ludzi rychtuje sie na głosowanie za Polskom. Korfanty też przekonywoł, żeby oddać głos Polsce, bo przy Polsce Śląsk bydzie przedsia. Tóż na tym plebiscycie żech ciepła kartka za Polskom. Ledwiech jednak wylazła ze szkoły, kaj sie odbywało to głosowani, a tu jakiś gizd chlast mie bez gymba i zadar sie na całe gardło: - Ty hadro polsko! Popamiyntosz!
W doma żech sie dowiedziała, że cały familok głosowoł za Niymcami, krom starej Ferdynioczki, kiero miała pedzieć: - Baby niych sie niy wrożajom do polityki! Niy uczyli wos: „kuchnia-kościół-dzieci”? Jo ta tako gupio niy jest! Jo niy głosowała.
Za Niymcami głos oddali tyż ujek. Tak bez ogródek sztyjc mi powtorzali: - Polska Śląskowi nic dać niy może, bo nic niy mo, dopiyro powstała. Polska chce ze Śląska brać! Tóż po co jom tu sprowodzać?
Tyn plebiscyt to dopiyro pohatrusił ludzi! Zdało sie, że sie pozabijomy. Zrobiło sie powstani, podhajcowano młódź pojechała pod Anaberg bić sie z Niymcami, a tak richtikg to pojechała po śmierć. Mie wyciepli z roboty, bo sie skądś dowiedzieli, żech za Polskom była, a co za tym szło wyciepli mie z familoka. Coch miała robić z tym małym synkiym? Pelontać sie po Katowicach?
Nazod przygarnyli mie mama.

Ekspozycja 8

NOWE NA GÓRNYM ŚLĄSKU – wkroczenie wojska polskiego na Górny Śląsk - nowe władze - wypędzenia Niemców - spychanie Górnoślązaków na margines - usuwanie niemieckich śladów - kryzys - bezrobocie (biedaszyby) - Sejm Śląski (dokonania) - katedra.
Ślazaczka w purpurce jawi się najpierw gdzieś przy biedaszybach, później przy Sejmie, katedrze...

- Jo to mom cheba uczynione... Zaś mi sie trefił grubiorz. I to z naszej wsi. Roz w niedziela przy odpuście trefiłach sie z Augustym Jonakiym, moim równiokiym. Znali my sie od malutkości. Robił teroz na Richtongu w Jonowie, za mulorza na dole. Pomiyszkiwoł w szlafhauzie, a do dom przyjyżdżoł ino roz za kiedy, na niedziela.
- Jo jest kawaler - pedzioł prosto z mostu. - Jakbyś mie chciała, tobych se ciebie wzion.
Na zolyty przyszeł ino roz. Raczyj to smowy były, bo już na Gody wziyni my ślub. Bez żodnego hukowiska.
Okozało sie, że tyn mój drugi chop dobrze stoł w robocie. Mioł obiecane, że jak ino założy rodzina, dostanie na Gieschewaldzie pół chałpki z ogródkiym. Rodzina założył, tóż na wiosna 1922 roku jo sie nazod znodła przy Katowicach.
Pedziałach se, że byda żyła, jak Ferdynioczka powtorzała: „kuchnia-dzieci-kościół”. Ale czy to idzie tak żyć na Śląsku? Tu polityka włazi ci nawet do łóżka. August chcioł być na grubie widziany, tóż mie namówił żeby jechać do Katowic witać ta Polska. Ja, niy idzie źle pedzieć, piykne były te parady, te przemowy, słodziutko było wtynczos. Radzi my tej Polsce byli.
Ale starzy padali: - Wszystko do czasu. Wy sie ta chneda prowdy dowiycie... Niy czekać wiela - hurma ludzi z Polski zwaliło sie na Śląsk. Gibko wyżgali Niymcōw, nos na bok, a sami pochytali nojlepsze stołki i zaczli sie panoszyć.
Straśnie nos bolało, jak zaczli nami potrącać i pouczać, jak momy godać, jak sie oblykać, żyć. Zaczli gardzić wszystkim, co było niby niymiecki, a przeca było to nasze, z naszych głów, rąk, serc, tradycji… A już serce sie kroło z boleści, jak wojewoda - tyn samozwaniec Grażyński - pedzioł ofyn: - Na Górnym Śląsku mogą być albo Polacy albo Niemcy! Żadnych pośrednich typów tu nie uznajemy!
- Co za pycha niysłychano! My, Ślązoki, co tu od wiekow żyli - pośredni typy! Przeca my tu som nojważniejsi! Straśnie mie to fechtło, bo było obiecywane, że Śląsk bydzie przedsia, że Polska bydzie nos szanować. Jo bez plebiscyt dostała za to bez pysk. A co sie pokozało?
Straciłach serce do takij Polski! Ale August - polskigo ducha niy doł ze siebie wykrzesać. Zawsze był za Polskom! I usłuchliwy był - robił, co mu kozali. Niy dziwiłach sie mu. Mioł dobro robota, dach na głowom, rodzina na utrzymaniu... Co dużo godać - przychlybioł sie.
Nom sie w tych latach urodziło dwóch synków: Lorenc w 1923 roku i Jorg w 1925. Jo niy robiła. Zganobiałach w doma i w ogródku. August po szychcie dużo wyjyżdżoł na kole na Nikisz i pomogoł tam przy budowie kościoła. Jako mulorz był tam fest przydatny. Broł ze sobom czasym Wilusia, kiery u niego halangrowoł. A jak zaczli stawiać katedra, to zaś ku Katowicom pydalowoł - tam pomogać. Ja, mój August był uczynny, robotny ale może za fest gorliwy.
W doma w chopskich robotach wyrynczoł ojca Wiluś - mój syn piyrworodny. Jak sie zrobił majerantny, chcioł sie chycić roboty. Cóż kiej przyszeł tyn siaroński kryzys. Znojdziesz kaj robota? Niy znojdziesz! Tóż przywstoł ku hołdziorzom, potym poszeł za nimi ku biydaszybom. A przy tych biydaszybach, to sie tam chacharstwo plągło. Roz, jak przyszeł do dom pijany i zmazany jak dioboł - przegodałach mu do serca. Rozbeczoł sie – jak to pijoczysko. – Ale dobry synek…
Niy czekać długo - tydziyń, może dwa - pedzioł: - Mutter, z Panym Bogiym. Biera sie do Niymiec za jakom porządnom robotom...

Ekspozycja 9

RODZINA ŚLĄSKA - (epoka: okres międzywojenny) - dom górnośląski w polskich warunkach - wychowanie domowe dzieci (postaci z mitologii śląskiej) - wychowanie religijne - szkoła polska - harcerstwo - stowarzyszenia - wojsko polskie.

- W 1934 roku wydarzyło sie nom jeszcze dwóch synków - Bolesław i Kazimierz. Miana jim wybroł - no, przeca! - mój stary, zażarty Polok.
Jak syncy byli bajtlami, toch jim dużo naszych pieśniczek śpiywała. Tyn starszy ino sie prosił, żebych mu śpiywała o tym „koniczku, kiery stoi we krwi pod kosteczki”. Śpiywałach, boch tych pieśniczek dużo wyniosła z doma. Toch zaś roztomajte bery bojki jim rozprowiała, przeważnie o stworokach. Nic żech niy musiała znokwiać, boch z pszczyńskich stron, kaj dużo stawów i lasów, wyniosła moc starych opowieści. Słuchali mie, aże niy dychali, patrzeli wy mie, że sie zdało, iż mie oczami przebodom. Wyrostali w śląskij tradycji, boch tego pilnowała.
Jak doszli do szkolnych lot, posłałach jich do polskij szkoły. Była jeszcze na Gieschewaldzie niymiecko szkoła, ale chodziły tam dzieci od takich lepszych. Śląskich dzieci tam było mnij niż dziecków od polskich urzyndników. Bo jak sie śląski dziecko uczyło po niymiecku, to to był sprzedawczyk, a jak sie uczyło polski dziecko, to sie godało, że trzeja znać jynzyk wroga.
A w tej polskij szkole był rechtór, kiery umioł przyciągnąć do harcerstwa. Naszych tyż zapisoł. Paradowali w mundurkach z rogatywkami na głowach, robili ogniska, capstrzyki, śpiywali piosnki o Wiśle i polskij krainie, wyjyżdżali na Kresy pod celty. Mie sie to nawet podobało, bo jo tego za dziołszki niy zaznała.
Ale roz somsiadka mie zastawiła i pado:
- Hanka, a niy bydziecie wy kiej ciyrpieć za to? To niy som niywinne igraczki, to jest polityka!
- Ady! Chopcom sie przydo trocha wyćwiki - odparłach.
Na podobno wyćwika zgodził sie tyż mój nadgorliwy August. Jedni widzieli, że mo trocha polskij duszy, tóż go zwobili do Związku Rezerwistów. Dostoł szykowny mundur, paradził sie w nim, wychodził na ćwiczynia. Jak przyszło 3 Maja - to cało Augustowa rodzina, krom mie, z portretym Piłsudskigo maszyrowała bez osiedle.
Po ulicach paradowali Poloki, a w murckowskim lesie zbiyrali sie Niymce - volksbundowce! Może był tam wśród nich jaki Niymiec, ale we wiynkszości były to nasze chopy, biydoki, bez grosza w kabsach. Coś kaś głośnij na Polska pultli, krzywo wejrzeli, niy umieli sie władzy przychlybić, niy wywiesili polskij fany - starczyło, żeby niy dostać roboty. A z czegoś musieli żyć. Polsko repeta, kiero wydowali elwrom, to niy była żodno pomoc. Jo sie niy dziwiła, że przywstali do Niymców, kierzy jim dowali co tydziyń wsparci w markach. Jakby mój Wilym niy wyjechoł do Niymiec, też by może tam wstąpił.
August mioł dobry cyl, dobrze strzyloł na ćwiczyniach i niy wiedzioł, że już mu jedni przyrychtowali przyszłość. W 1939 roku, jak ogłosili mobilizacjo, Augusta piyrszego ściągli do polskigo wojska. To było do przewidzynio, bo sie za fest przyklejoł do wszystkigo, co było polski. Jak odjyżdżoł, to zamiast mi pedzieć „Z Panym Bogiym”, to w nerwach wyciepoł: - Ani guzika niy domy tym przjyntym Germanom! Taki był tom polskom propagandom przyjdziony.

Ekspozycja 10

DRUGA WOJNA ŚWIATOWA - kampania wrześniowa na Górnym Śląsku - wkroczenie Niemców do Katowic - palcówka, volkslista - pobór do Werhmachtu - realia wojenne na Śląsku - obozy koncentracyjne (Auschwitz) - realia frontowe (klęska stalingradzka) - terror i strach przed Sowietami - ewakuacja Niemców.
Postać kobiety w purpurce jawi się w różnych miejscach ekspozycji. Opowieść trwa:

- W nocy wtoś zaklupoł do okna: - W lazarecie na Francuskij leży wasz Wilym - ino tela pedzioł jakiś chop. Na drugi dziyń wybrałach sie ku Katowicom. Richtig! Trefiłach sie z synym i zrobiłach wielgi oczy - Wilym w mundurze Werhmachtu! Dostoł w ręka, jak przebijali sie do katowickigo rynku.
- Mutter, roz na zawsze wykurzymy stąd Poloków - tak w godce pedzioł! Trocha mie to ubodło, alech niy dała znać po sobie.
Chneda Wilyma wylyczyli i dalij ruszył z niymieckim wojskiym na wschód.
Polska sie skończyła. Nowo władza - na powrót niymiecko - zaczła rządy od tajlowanio. Tyś taki, a ty owaki… Przy volksliście dlo nos, Jonaków - zrobiły sie pieruchowe mecyje. Beamtry dumały, co nom dać za nomera. Wziyni mie na przesłuchy na magistrat. - Kaj jest chop? - spytali. - A czy wiym! - odpedziałach. - Poszeł na polsko wojna i bez śladu sie stracił.
Niy trwało wiela… Znodli Augusta. Wyrobioł za parobka u jakigoś bauera w Bawaryji. Ściągli go na Gieschewald i kozali se wybrać: - Lager abo gruba? Wybroł gruba. Ale już niy za żodnego mulorza, ino za ślepra folować.
Moji starsi chopcy już też na grubie robili. Lorenca - wyuczonego za szlosera - siupli wozy ciskać na filor, Jorgi, kiery za Polski był na „Giesche” szoferym - do ciyżkich transportów. Młodsze synki - Boleś i Kaźmiyrz - poszli do niymieckij szkoły. Uczył tam rechtór z downiejszej giszewaldzkij niymieckij szkoły. Dobrze chopców znoł i ani niy wiym kiej – bez mojigo pytanio - wciągnął jich do hajotów. Myśleli, łebonie, że to bydzie tak, jak za Polski, w harcerstwie. Myśleli… A prowda była tako:
- Grüss Gott, czy niy mocie szmot? Bo jak mocie, a nom niy docie, to powiymy w hajocie, że po polsku godocie!
A wtynczos na Ostfroncie wszystko sie poburdało. Tóż na gibko dali nom „trójka”. Było to do przewidzynio, że starszych chopców ruknom na wojna. No i richtig! W 1943 roku Jorgi ciepli do Rusa, zaś Lorenca nojprzód do Francyje, potym do Włoch. Mój lipling - Jorguś wiela sie niy nawojowoł, bo już w lutym 1944 roku podł pod Czerkassami. A Lorenc? Dostałach pismo, że vermisst - zaginął. Ale po wojnie sie okozało, że w tych Włochach uciyk do Andersa i z polskim wojskiym zdobywoł Monte Cassino. Tam podł jako Wawrzyniec Kalinowski.
Tela miałach z chopców. Wykolybałach jich, wysposobiła do życio, żeby mi inni tym życiym wyciyrali, a na koniec zmarnowali.
Wiedziały hitlerowe gizdy, żech poświynciła synów Niymcom, to mogli Augustowi dać pokój. Ale niy! Jedyn tu miejscowy Judosz stoł Augustowi na zdradzie. Opedzioł wszystko na gestapo, kim August był za Polski, jak sie udzieloł i jaki korzyści czerpoł. Tyn wichlyrz mioł w tym interes, bo przed wojnom pożyczoł od Augusta dużo piniyndzy, a długu włośnie niy mioł chynci spłacać.
Przyjechali po mojigo chopa w jedna noc i wziyni do lagru. Auschwitz! Mie sie aże gorko zrobiło, zdało sie, że zymdleja. Pora dni chodziłach struto, na pōł żywo. Jakech trocha otuchła - zawziynach sie.
- Wy, diobły sapramancki – padom se - synów żeście mi wziyni na wojna, chopa do lagru na poniywiyrka - to jo wom niy dom młodszych smykać po hajotach. Niy pójdom tam i fertig!
Za kora kozali mi sie stawić na policyjo. Niy wiym skąd żech dostała tela odwogi. Wszystko żech jim wygodała po niymiecku, co mie boli. A na koniec i to: - My som Ślązoki, szanujcie nos, a niy prześladujcie! Przed wojnom Poloki nos ubijali, teroz wy nos ubijocie… Jak my tu momy żyć?
Słono żech zapłaciła za te słowa. Zawarli mie do katowickigo heresztu, a chopców wywioźli kaś do siyrocińca. No, dobrze, że ujek - teroz już obersztajger na „Ferdynandzie” - przejrzeli wreście na oczy i ujyni sie za mnom. Jakech już była fraj, po kryjomu mi pedzieli: - Wybocz dziołcha, takich Niymców żech niy znoł...
Jakech wyszła z heresztu, to już dudniło, Rusy już były pod Krakowym. Wto mioł ciyżki grzychy na sumiyniu, uciekoł „nach Vaterland”. Zrobił sie popłoch. Jo w tym zamiyszaniu zaczła szukać synków. Bołach sie, że mi jich kaj wywiezom. Straśnie byłach przelynkniono. A tu w nocy wtoś grucho do okna. Odsłaniom verdunkelong – August! Uciyk z transportu lagerników pod Mikołowym. Zmarzniynty, chudy - bardzij do śmiertki podobny, niż do człeka.
Nad ranym byli już Rusy. Ci piyrsi, to były nawet fajne chopy i to mie skusiło, żeby pojechać do Bytomia, bo ponoś tam miały być jakiś siyroty.

Ekspozycja 11

SOWIECKA WOLNOŚĆ - gwałty, podpalenia, grabieże, mordy - wywózki na Syberię - weryfikacja narodowościowa - wypędzenia Niemców - bezprawie władzy komunistycznej - obozy polskie.
Następuje zmiana wizerunku Ślązaczki. Już nie kobieta w purpurce, a starowinka z charakterystycznym czubeczkiem włosów na głowie, w zmiętej jakli, byle jakiej zopasce. Odrętwiała z przerażenia, nie potrafiąca patrzeć na okrutne obrazy wojny.

- Chopców znodłach w klosztorze. To, coch tam zastała, wołało o pomsta do nieba. Słów niy ma, żeby to opedzieć: sromota, pohańbiyni człowieka, okruciyństwo bez miary… Żeby zbeszcześcić zakonne siostry? Wiela trzeja mieć dzikości, żeby tak sponiywiyrać te, z kierych pochodzi życi i miłość. Ani gowiednik by tak niy uczynił, ani dziko bestyjo!.
Uciykłach z tego miejsca. Kozałach chopcom niy patrzeć, żeby se niy ranić duszy. Bez ustanku rzykałach do Niebieskij Zasłony , boch sie boła, żeby mie jaki pijany kaban ruski niy dopod.
Cudym my dotarli do ciotki na „Ferdynand”.
Starzy padali, że ciyrpiyni wymazuje grzychy. Dużo w tym prowdy. Jak wloz Hitler, nazywało sie to wojnom i bez ta wojna my, Ślązoki dużo wyciyrpieli, bo byli my inno rasa. Jeśli to, co za Hitlera nazywało sie wojnom, to jak nazwać ruski wyzwolyni? Przeca świat niy widzioł jeszcze takigo szataństwa: ohydy ludzkij natury, zepsucio, rozpasanio… Wylazły z ludzi nojgorsze instynkta, niyznane dotąd szkaradziyństwa. Istne piekło sie otwarło! Niy szło uwierzyć, że Pon Bóg do tego dopuścił. Przeca na to wszystko patrzoł! A może chcioł nom pedzieć: - Tacyście som, jak niy przestrzegocie moich przykazow. Poznejcie swoja nyndza, dno swojigo upadku... Posyłom Anioła Śmierci, żeby zielaznom mietłom wymiotł całe to światowe plugastwo…
W tym 1945 roku Rusy robili z nami co chcieli, bo tako zwola dali jim Stalin i jego kamraty. Gwołcili, rabowali, zabijali… Nadskakiwali jim różni przeniywiercy z bioło-czyrwonymi szlajfkami. Chałpa w chałpa szli i wyłuskiwali „giermańców”, bo nos do nich zaliczali. Wynuchtali tyż Augusta, kiery ukrywoł sie na górze w naszej chałpie na Gieschewaldzie.
- Sanacji służył, werhmachtowców wychowoł, hajotów uklejił… Teraz niech to odpokutuje - oskarżali go. A wszystko to była robota tego Istnego - niyrobisia i wichlyrza - na kierym wisioł dług. Chcioł bez moc Augusta zgładzić.
Wywioźli mi chopa kaś do Rusyje i wszelki słuch po nim zaginął. Ujka Karlika tyż wziyni, a nos chcieli wyżgać do Niymiec, jak wyżgali połowa naszych ludzi w Katowicach. Przeca musieli zrobić miejsce dlo swojich z Polski. Ale jo sie niy dała! Wziynach na przeczekani. Po poru tydniach wiedzieli, że zy mnom niy przewiedom - wezwali mie na ta weryfikacyjo, żeby zbadać wto jo richtig jest: Polka czy Niymka? Jo jim tam pedziała gynał to samo, co Niymcom na gestapo: - My som Górnoślązoki. Za starej Polski nos ubijali, za Hitlera nos ubijali, to czymu teroz nowo Polska nos ubijo? Za co? Czymu nos niy szanujecie. Czy my som winni tyj wojnie?
Dwa dni miałach spokój. Za dwa dni Istny - teroz już w mundurze UB - ze swojimi jegrami przyjechali po nos.
- Pojedziesz z synami do sanatorium!
I tak żech sie znodła w lagrze we Świyntochlowicach. Niy byda godać, wiela my tam bicio dostali, głodu i pragniynio zaznali, poniżynio. Jo te przejścia i straszne obrozki chneda wezna do grobu, ale moji synowie… Przeca oni tam zniynawidzili Polska do końca życio. Jo tam w tyj Zgodzie przeklyna cały świat, nawet Śląsk, nawet swoich ojców.
Całe szczyści, że chopcy byli tam zawarci ino miesiąc. Wydostoł jich stamtąd - niy do uwierzynio - tyn firer od hajotów. Ino som Pon Bóg wiedzioł, jak sie on przefarbowoł, że zostoł wysokim partyjokiym. A swojom drogom, dużo jim pomogły te polski miana: Bolesław, Kazimierz… August, jakby przeczuwoł, że jim to kiejś uratuje życi.
Z Bożom pomocom i dobrych ludzi, no i dziynki dobrymu zdrowiu, przetrwałach to „sanatorium”. Myśla, że ino same tam doznane ciyrpiynia starczom na wymazani grzychów całego mego życio.
Jak mie puścili z obozu, przyszłach na „Ferdynand”, a tam pozamykane na wszystki spusty. Rozpytuja sie po somsiadach i słysza, że ciotka dostali na gowa i som w jakimś przytułku przy katowickim wanielickim zborze. Znodła żech jich, ale wiela z nimi niy pogodała. Udałach sie na Gieschewald do naszej chałpy. Była zamiyszkało przez jakichś cudzych ludzi. Pedziałach, wto jo jest, że to jest mój dom. Już z oczów wyczytałach, że jich to ani ziymbi ani parzy.
- Tajoj! My zdies z prikazu - usłyszałach. Siadłach na progu i zaczłach płakać! Jakech sie wypłakała, jeszcze roz zaklupała do dźwiyrzi.
- Wyboczcie... Jo se wezna mamin krzyż i swe śląski łachy.
- Tajoj! Bieri skolko ugodno.
Nazod na „Ferdynand”. Tam teroz bydzie nasz dom! Niy ruszymy sie stamtąd, choćby przyszło tam życi stracić!
Co sie to człowiek naciyrpi, zanim umre - drynczyłach sie myślami. - Żodyn niy wiy, co sie dzioć może ze sercym matki w takij chwili. Jak boleje nad utraconym domym, nad zaginionymi synkami, nad zabranym chopym...

Ekspozycja 12

OKRES STALINOWSKI - zniszczenia wojenne (odbudowa) - powroty z wojny i niewoli - nowe władze (samowola UB) - nowa szkoła polska (kult jednostki, Stalinogród) - wyścig pracy - plan 6-letni (Służba Polsce, Ludowe Wojsko Polskie) - walka z kościołem - deptanie tożsamości Górnoślązaków.
Postać Starowinki snuje się po kolejnych fragmentach ekspozycji.

- Jak sie Rusy potracili, myśleli my, że zaznomy trocha spokoju. Prowda, na oko mogło sie wydować, że jest jako taki porządek. Ale dlo kogo? Nos, Ślązoków w robotach, urzyndach, szkołach, wojsku niynawidzili i okropnie prześladowali. Musiołeś sie pilnować, żeby sie kaj niy przeblaknąć, bo kożde śląski słowo, a jeszcze gorzyj - niymiecki - to weryfikacjo. Zaroz wyganiali do Niymiec, wyciepowali z lepszego pomiyszkanio, żeby wciś swojich z Polski, pognymbiali, żeś nic niy wortoł.
A wtynczos chopcy wracali z wojny i z niewoli. Schorzali ciotka wyglądali swego Karlika, jo Augusta. Jednego dnia zjawił sie u nos we familoku chop ze Szopiynic i doniós ciotce wiadomość, że ujek umarli już w cugu, jak jich wiyźli na wschód. Kajś za Charkowym, na pustym stepie, pociąg stanął i wyciepli z niego wszystkich umrzyków. Ciotka płakali, napłakać sie niy poradzili, ale przynajmnij wiedzieli, co sie stało. Jo była w gorszym położyniu. To czekani na Augusta, tyn lankor, ta cliwota za nim odbiyroł mi siły. Zdało sie, że zwątpia, że tyż dostana na gowa.
Wreście żech sie doczekała. W lutym 1947 znod mie jedyn chop z Biylska, kiery oznajmił, że był przy śmierci Augusta. Oba robili w kopalni, kiero sie nazywała „Szachta Gorłowka” i tam mój kochany Gustek umar z wykamanio. Ponoś na dole zawar oczy. Wciepli go do wózka i wywiyźli na hołda pospołu z kamiyniym.
Chopcy dorośli i poszli do szkół. Dobrze sie uczyli, ale nos niy było stykać na jaki lepsze szkoły. Oba poszli do pobliskij szkoły górniczej przy „Ferdynandzie”, kiery sie teroz nazywoł „ „Stalinogród”. Jeszcze dobrze niy otworzyli ślabikorzów, już jich zapisali do ZMP. Jo jim tuplikuja:
- Jużeście zapomnieli, co z nami pochali na Zgodzie?
- Niy mamo! Niy zapomnieli my, ale wszyscy musieli sie zapisać…
- Chopcoszki moji, niych wom słodzom, niych wom usznachtujom, obiecujom złote góry - niy dejcie sie złowić! To, co widzymy, to niy jest polsko szkoła. Starsi bracio byli w polskim harcerstwie, wy w hitlerjugend, katać docie sie jeszcze zwerbować do ruskigo komsomołu? Czy słyszycie, jak śpiywajom o jakichś „czyrwonych sztandarach”, „barykadach ludu roboczego”, o jakimś „wyklyntym ludzie ziymi” - przeca to som bolszewicki śpiywki, kiere muszom pasować do tego Stalinogrodu, do tego Stachanowa, Miczurina i i innych ruskich „świyntych”.
- Chłopcoszki, trzymejcie sie śląskij ojczyzny, naszej wiary, naszej prowdy. Choćbyście mieli za to ciyrpieć, ale niy dejcie se wydrić śląskij duszy!
Cóż, młodym możesz godać! Możesz błagać! Poszli do tych nibypolskich szkół i dali sie złowić „ukochanymu, umiłowanymu krajowi”, „oddali Polsce wszystko, co nasze”, zostali tam „młodzieżom, kiero łączył braterski marsz”. Ojczyzna śląsko poszła na bok. Zagłuszył jom polsko-ruski hurraśpiyw.
Kaźmiyrz uczył sie dobrze i po piyrszej klasie zawodówki przeniós sie na Brynów, kaj było technikum górnicze. Dobrze mu tam szło, zrobił matura i zaczon sztudyrować na politechnice w Glywicach.
Starszy Boleś skończył szkoła górniczo i chycił sie gruby, bo innego wyjścio niy mioł. Mioł natura ojca - chcioł być wszyndy widziany. A wtynczos po grubach chytali gupich do wyścigu pracy. Zaciągnął sie! Ścigali sie, wto nafedruje wynglo nojwiyncyj bez szychta. Głośno o jego brygadzie było, pisały gazety. Dobrze zarobioł. Tóż dobrzech sie przy nimu miała, pomogoł tyż bratu w tych studijach.
Ale na jednej szychcie, coś se kaś zahaloł, niy doł se pozór - niy wiym, co - chyciły go strzały w przodku i zabiły. Utraciłach Bolesia - dobrego synka, kiery sprzedoł życi za wyngiel dlo Rusa. Bo, co dużo godać, wszystko tam szło – wyngiel, zielazo, cymynt...I nasz pot i krew!

Ekspozycja 13

OKRES POLSKI LUDOWEJ - odwilż 1956 - władza PZPR-u - napływ ludzi z Polski - fetysz planów - katastrofy górnicze - sprzedanie Górnoślązaków za marki - epoka sukcesu .
Starowinka siedzi pod familokiem na ławce i przygląda się światu. Mówi:

- Kaźmiyrz - ino mi tyn synek ostoł. Wyuczył sie za inżyniera, dostoł dobro robota w biurze, mioł ludzi pod sobom. Niy miołby tej roboty, jakby sie niy sprzedoł. Musioł sie zapisać do partyje. Niy byłach tymu rada. Padałach mu: - Pamiyntosz, co z nami pochali? Uciekej od takich ludzi! Wywiedom cie na zło droga...
Ale cóż… Niy doł se pedzieć: - Mamo, jeśli jo do nich niy przystąpia, pójda na dół fedrować i skończa jak Boleś…
Rozumiałach go. Taki nastoł świat, taki porządek… Głowom muru niu przebijesz - wmowiałach se, choć myśli miałach inne.
Posprawioł se łachy, noczyni, znod se dziołcha, ale niynasza, spod Lublina, ożynił sie z niom. Zaroz po ślubie webrali sie do fajnego pomiyszkanio we bloku. Nawiydzałach jich czasym, czasym oni mie.
A padajom, że matka widzi wszystko. Co dużo godać: od samego początku niy było miyndzy nimi zgody. Miarkowałach, że to może skiż dzieci, kiere sie jakoś niy pokazowały. Jednak prowda była inno. Ponoś opedzieli se kiejś życiorysy i od tej chwile wszystko sie popśmiło. Miłość poszła fórt. Co se ta wygodali - niy dochodziłach. Wiym ino jedno: ognia z wodom niy pogodzisz. Śląskij historyji z polskom tyż niy!
Jednego popołednia - patrza! - syn jakiś markotny, blady kludzi sie do mie. Objon mie jak dziecko i pado: - Mamo, jo już tak dalij żyć niy umia… Weźcie mie ku sobie.
Co, niy weźniesz syna? Wziynach go, choć miałach mu dużo do pedzynio. Ugryzłach sie jednak w jynzyk, pomyślała, że może za jakiś czos sie pogodzom. Psinco takigo! Kaźmiyrz wiyncyj do swej baby niy poszeł. Rozeszli sie. A było to wtynczos, jak Gierek skumoł sie z Niymcami i zezwolił jednym Ślązokom na wyjazd do Rajchu, skumoś żeby łączyć rozdzielone wojnom rodziny. Godało sie potym, że nos sprzedoł. Syn pobadoł te wszystki procedury wyjazdu i jednego dnia mi pado:
- Mamo, już mom dość Polski! Wyjyżdżom.
- Niy rób mi tego, synku kochany... Niy zostawiej matki samej! - prosiłach go.
Niy uprosiłach, niy ubłagałach…
Pojechoł pod Frankfurt, do brata Wilyma. To on go przywołoł. Wilym do 1954 roku był w ruskim zabraniu. Dziesiyńć lot ciyrpioł na Kołymie, ale przetrwoł. Na tej Syberii utracił zdrowie, potym jednak pomału sie dźwigoł. Dorobił sie. Pisoł do mie, na świynta posyłoł pakiety. Pamiyntoł o matce – niy idzie pedzieć. Czasym zagadowoł, żebych ciepła tyn familok i przyjechała do niego:
- Mutter, u mie bydziecie sie mieli lepij…
Źle se mie rachowoł. Jo bych sie ze swojego umiłowanego Śląska nikaj niy dała ruszyć! Tuch sie urodziła i tu chca pominąć. A jim wiyncyj tyn mój Ślązek bydom prześladować, tym mocnij go byda kochać!

Ekspozycja 14

EPILOG - zmontowany współczesny krajobraz (raczej miejski) Górnego Śląska z obecnymi charakterystycznymi akcentami (Katedra, Spodek, wieżowce, bloki, fragment autostrady, gdzieś wieża szybowa, betonowa, Trzy Skrzydła Powstańcze itd.) Na tle tego krajobrazu rekonstrukcja kamiennej Bożej Męki (jakich setki na Górnym Śląsku), inne rekwizyty (znów przejście obrazu w rzeczywisty model).
Sterana życiem staruszka, w prostym stroju śląskim, opatulona chustą, zgarbiona, z podniesioną na krucyfiks głową, klęczy pod kamienną Bożą Męką i skamieniała medytuje. Śląską harmonijkę dalej słychać w tle aż do głośnej frazy po ostatnim słowie.

- Życi przeminyło jak mgniyni oka. Niy byda sie oglądała za siebie, bo serce boli na myśl, co sie przeżyło. Wszystko, co mi było nojdroższe – utraciłach. Ale Pon Bóg to mi doł, żech wszystko przetrzymała. Wiedzioł, co robi, bo dzisio moga wom zaświadczyć, co wyrobiali z tym naszym ukochanym Górnym Śląskiym bez miniony wiek.
- To przeklynto ziymia! – słysza dzisio wreszczyni. - Skiż tego wynglo przeklynto!
Juści, przeklinajom ci, co sie tu już najedli, za tela nahabili. My jom za tako niy momy.
- To niy jest przeklynto ziymia - to jest ziymia świynto!
Ponbóczku, Ty to nojlepij wiysz, boś przeca roz pedzioł, że całe niebo jest wytupkane stopkami śląskigo ludu. Ty mosz dobrotliwe wejrzyni na ta ziymia! Tyś nos obdarowoł wynglym, żeby nom pomogoł żyć, a niy sprowadzoł na nos niyszczyścia. Wybocz wszystkim, kierzy nom tu ukrzywdzili. Dej nom wiary na lepszy los, bo my tu dalij chcymy żyć. To jest naszo rodnia, tu som nasze korzynie. Bez nich niy ma życio kańdzij. Ani w Berlinie, ani w Londynie, ani we Warszawie. Tu chcymy trwać!
A tym, co tu nami rządzom, oświyć rozumy i wytuplikuj jim, że Górnoślązoki to som ludzie, co tyż chcom mieć jakiś prawa. Kierzy poradzom se sami, bez cudzego wrożanio sie!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!