W piątek w gliwickim sądzie punkt po punkcie starał się za to obalić akt oskarżenia, twierdząc, że na niektóre elementy mające świadczyć o jego niewinności wskazała Najwyższa Izba Kontroli, ale już nie prokuratura. Stwierdził też, że nie poczuwa się do winy w sytuacji, gdy nie udało się jednoznacznie ustalić, co było przyczyną wybuchu metanu.
Marek Z. w lipcu ubiegłego roku wyszedł z więzienia za kaucją w wysokości 150 tys. zł. Prokurator oskarża go, że sprowadził katastrofę, w której zginęli górnicy i nie nakazał przerwania prac przy likwidacji jednej ze ścian mimo zagrożenia. Do jego obowiązków należało zwalczanie zagrożenia pyłowego, gazowego i pożarowego. Prokuratura chce dla niego maksymalnej, dwunastoletniej kary więzienia.
Teraz Marek Z. wyjaśniał, że w dniu tragedii nie było go w pracy, a swoje decyzje opierał na tym, co przekazali mu podwładni. Ci w swych raportach nie wskazywali na zagrożenie wybuchem. Dodał, że nadzór nad prowadzeniem prac to nie tylko jego obowiązek, ale też wszystkich pracowników z dozoru ruchu kopalni.
- To osoby przebywające pod ziemią podejmują decyzję o przeciwdziałaniu zagrożeniu i wycofywaniu załogi. O przekroczeniach stężenia metanu w ścianie byłem informowany przez dyspozytora, lecz nie na bieżąco. Według mojej wiedzy, można je było zwalczać na miejscu, odpowiednią wentylacją. Wiedziałem, że metan wypływa w miejscu rabowania obudowy, tam było jego najwyższe stężenie - przyznał oskarżony dodając, że mogło być kilka przyczyn takiego stanu, w tym samo usuwanie górniczych urządzeń.
Oskarżony mówił, że przekroczenie stężenia w takich okolicznościach i w przypadku ściany IV kategorii zagrożenia metanowego, to zjawisko naturalne. Powołał się na opinie specjalistów, zalecających wręcz utrzymywanie pewnych stężeń metanu w zrobach (czyli miejscach po wydobyciu węgla). Wypiera on wówczas tlen, tym samym zmniejszając zagrożenie pożarowe.
- Przy interpretacji przedstawianej przez prokuraturę należałoby zamknąć i otamować wszystkie ściany w pokładach metanowych - dodał.
Podczas trwającego ponad sześć godzin składania wyjaśnień, Marek Z. chętniej cytował ekspertyzy i zeznania innych, zamiast wypowiadać się na własny temat. Wyjaśnienia odczytywał z kartki, co doprowadziło do sporu między przewodniczącą składu sędziowskiego, a obrońcą o to, czy jest to swobodna forma wypowiedzi.
Marek Z. nie zgodził się odpowiadać na pytania sądu, ani prokuratora, a jedynie własnego obrońcy. Jednak nie miał ku temu okazji, bo brakło czasu. Przesłuchanie ma być kontynuowane w poniedziałek. Po nim swoje wyjaśnienia ma składać ostatni z 17 oskarżonych, były dyrektor kopalni, Kazimierz D.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?