Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oskarżony prezydent Zabrza zaczął mówić o morderstwie

Teresa Semik
arc
Nie mam bladego pojęcia, jak zginął Lech Frydrychowski, nie chcę zmyślać - twierdzi Jerzy G., były prezydent Zabrza, oskarżony o zamordowanie syna swojej wspólniczki. Podczas wczorajszej rozprawy przed katowickim Sądem Okręgowym składał wyjaśnienia, a właściwie ograniczył się do odpowiedzi na pytania wyłącznie swoich obrońców. W śledztwie milczał.

Pewne jest, że Frydrychowskiemu ktoś podciął gardło, a jego ciało odnaleziono w 2008 roku w lesie koło Będzina. Zdaniem prokuratury sprawców było pięciu, w tym były prezydent Zabrza, ale on nie przyznaje się do niczego. Twierdzi, że nie zna pozostałych oskarżonych, no może jednego - mechanika, od którego planował kupić auto.

- Po co miałbym zabijać Frydrychowskiego, skoro zawiesił mi spłatę długu i podpisał ze mną korzystną ugodę - pytał wczoraj w sądzie Jerzy G.

Zdaniem oskarżenia motywem działania sprawcy był dług w wysokości ponad 800 tys. zł, na który składała się kwota pożyczki - 246 tys. zł i odsetki (5 proc. w skali miesiąca). Komornik zajął już byłemu prezydentowi auto, wszedł na wynagrodzenia i przystąpił do zajęcia domu. Na co Jerzy G. wydał pożyczone pieniądze?

- Nie jestem hazardzistą - zapewniał wczoraj w sądzie, a takie były podejrzenia. A w ogóle, jak twierdzi, pożyczył tylko 25 tysięcy złotych.

*Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!