Choć komentatorzy grzejąc publikę przed telewizorami rozpoczynali widowiska sportowe od zachwytów, symboli i legend jakie spowijały śląską arenę, to jednak nie ten medialny romantyzm sprowadzał na chorzowską murawę reprezentację Polski w piłce nożnej. To był zwykły pragmatyzm, żeby nie powiedzieć konieczność.
Kiedy w Polsce, przed Mistrzostwami Europy w piłce nożnej w 2012 roku, przyszedł czas na „bum stadionowy”, warszawski romantyzm przybrał formę przechodzonej miłości. Już było wiadomo, że Stadion Śląski czeka los nikomu niepotrzebnego dziadka wtrąconego do domu starców. I tak się stało. Jako ostatnie tchnienie potęgi trafił do polskiej szafy wstydu, w której półkach zalega m.in. wyssany przemysł ciężki, wraz ze swoimi śląskimi sierotami.
Być może lepiej było Stadion zburzyć. Na pewno rozsądniej z punktu widzenia księgowych. Za „Śląskim-Narodowym” nikt by nie zatęsknił, bo on w sercu polskiego centralizmu, nigdy nie miał prawa być „narodowym”. Co najwyżej narodową drewnianą nogą. Dlatego reanimowano go przez tyle lat, i nie jest to wina jedynie samorządu na Śląsku, bo przecież wiele kluczowych dla Stadionu decyzji podjęto zupełnie gdzie indziej.
To ważne, by na nowe życie Stadionu Śląskiego nie składała się gliniana nadzieja, że ktoś w Warszawie „zakocha się” w nim ponownie. Nic podobnego. Stwórzmy coś swojego. Zróbmy mecz, wybierzmy reprezentację Górnego Śląska – poprośmy o to sportowych dziennikarzy, spytajmy ludzi. Niech ta symboliczna reprezentacja zaprosi do „Kotła”reprezentację Polski. Czy to nie byłoby wydarzenie na miarę legendy Stadionu Śląskiego?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?