Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Peter Kurten. Wampir z Duesseldorfu na stacji w Raciborzu [HISTORIA DZ]

Grażyna Kuźnik-Majka
Grażyna Kuźnik-Majka
Peter Kürten urodził się w Kolonii, miał 48 lat, gdy go stracono. Znajomi mówili, że był miły i uprzejmy. Jednak nie dla każdego
Peter Kürten urodził się w Kolonii, miał 48 lat, gdy go stracono. Znajomi mówili, że był miły i uprzejmy. Jednak nie dla każdego arc
[PETER KURTEN] 89 lat temu wszystkie gazety w Europie pisały o serii morderstw na kobietach i dzieciach w Duesseldorfie. Zabójca pił ich krew i był nieuchwytny.

Policja w Duesseldorfie długo nie mogła uwierzyć, że tyle ofiar mógł zabić jeden sprawca. Ginęły młodsze i starsze kobiety, małe dziewczynki, nawet mężczyzna. Ktoś zabijał ludzi młotkiem, nożem, dusił. Nie zawsze tak samo, nie zawsze na tle seksualnym. Nie gardził nikim, kto mu wpadł w ręce. Policja musiała w końcu przyznać, że ma do czynienia z wampirem. Ofiary łączyła pewna tajemnica; były wykrwawione, miały rany na skroniach, tam gdzie jest tętnica. Ale gdzie ich krew? Może sprawca ją pił? Tak było.
W 1929 roku rozpoczyna się w stolicy Nadrenii Północnej-Westfalii seria niezrozumiałych zabójstw. Prasa ostrzega przed maniakiem, którego nazywa upiorem z Duesseldorfu, a policja nie zaprzecza. W ciągu kilku miesięcy dochodzi do ośmiu morderstw i wielu napadów. W mieście wybucha panika. I słusznie, bo jak się okaże, zabójca chodził wtedy po ulicach z siekierą i nożem, szukając ofiary.

Zabijał na placach budowy, w zaułkach, piwnicach, skrótach przez zakamarki, pustych podwórkach. Najpierw znaleziono w piwnicy ciało mężczyzny, pchniętego 20 razy nożem. Wkrótce potem, na pobliskim placu budowy, martwą ośmioletnią dziewczynkę Rose Ohliger. Zginęła od ran nożem. W kątach zaniedbanego podwórka leżały ciała 5-letniej Gertrude Hamacher i 14-letniej Louise Lenzen. Zostały uduszone, poranione, miały poderżnięte gardła. Dwie dorosłe ofiary, Idę Reuter i Elizabeth Dorrier wampir zaatakował na uboczu młotkiem i zmasakrował w zaroślach.

Kolejny szok wywołało odkrycie ciała 5-letniej Gertrude Albermann. Ktoś udusił dziecko i zadał mu 36 ciosów nożyczkami. Ciało schował pod murem zakładu przemysłowego Haniela. Znaleziono też ciało 19-letniej Marii Hahn, którą zakłuto nożem w zaułkach osady fabrycznej.

Sprawca tych zabójstw stał się najbardziej poszukiwaną osobą w Niemczech. Wyznaczono wysoką nagrodę za jego głowę, ale wtapiał się w tłum i znikał jak Kuba Rozpruwacz. Śląska "Polonia" na bieżąco informowała czytelników o postępach w śledztwie. Kiedy na jakiś czas morderstwa ustały, podejrzewano, że wampir wyjechał z Niemiec. Gdzie? Może na Górny Śląsk? Tu mógł porozumieć się po niemiecku i znaleźć pracę. Był nawet pewien ślad.

"Polonia" w tekście pod sensacyjnym, ale na wyrost tytułem "Upiór z Duesseldorfu aresztowany w Raciborzu" donosi, że ostatnio: "Ludność okolic Raciborza żyła w wielkim podnieceniu i trwodze. Do policji zgłosił się jeden z portierów kolejowych w Raciborzu, który oświadczył, że przybył tu mężczyzna, który posiadał bilet z Duesseldorfu do Raciborza." Osobnik pytał o jakieś połączenia i jak się okazało, odpowiadał rysopisowi poszukiwanego wampira.

Skąd policja miała rysopis? Od jednej z ofiar, która przeżyła atak. To 26-letnia urzędniczka Gertruda Schulte. Biegła rano do pracy, gdy na pustej ulicy zaczepił ją mężczyzna o wyglądzie księgowego i zaproponował seks. "Wolałabym umrzeć" rzuciła, a wtedy on zaczął jej zadawać ciosy nożem. "Teraz możesz umrzeć" - usłyszała. Przeżyła i opisała napastnika jako mężczyznę w średnim wieku, o przeciętnej twarzy, porządnie ubranego.

Udało się przeżyć także innej dziewczynie, Marii Budlick. Przyjechała do Duesseldorfu za pracą. Na dworcu spotkał ją solidnie wyglądający pan, który stwierdził, że pomaga przyjezdnym kobietom, załatwia im miejsce w schronisku. I tam ją odprowadzi. Zgodziła się, ale mężczyzna zaciągnął ja do swojego mieszkania. Kiedy wydostała się stamtąd, dogonił ją w parku i zaatakował. Uciekła.

Maria nie poszła na policję, bo czuła się winna tej sytuacji, ale opisała wszystko w liście do koleżanki. List otworzyła jednak matka i pobiegła z nim na policję. Opis napastnika pokrywał się idealnie z tym, który podała Gertruda Schulte.

Aresztowanie Petera Kürtena było wielkim wydarzeniem na skalę europejską. Wampir przyznał się do dziesiątek morderstw. Kiedy do jego mieszkania, które wskazała Budlick, przyszła policja, nie było go w domu, ale zauważył funkcjonariuszy. Nocą opowiedział wszystko o sobie żonie i kazał jej zgłosić go na policję, żeby mogła odebrać wysoką nagrodę. Tak też zrobiła.

Peter Kürten był żonaty, lubiany przez znajomych, pracował jako dorożkarz. Mordował od dzieciństwa, najpierw psy i koty, a jako dziewięciolatek utopił chłopca w rzece. Kradł i napadał, pił też ludzką krew. Opowiadał, że w dzieciństwie krwią zwierząt poiła go sąsiadka, żeby się wzmocnił. Odtąd krew oznaczała dla niego troskę i siłę. Ojciec był alkoholikiem, matka rozwiodła się z mężem, kiedy wyszło na jaw, że stary Kürten wykorzystuje córki.

Na proces wampira przyjechało stu dziennikarzy z całego świata, ale nie wszystkich wpuszczono na salę sądową. Wysłannik "Polonii" wszedł i mógł opisać, że upiór "robi dobre wrażenie i nie wygląda na mordercę. Twarz ma różową i wygląda na kogoś, kto dobrze się wyspał i wypoczął."

Ile osób zabił Kürten? Nie wiadomo, pewnie kilkadziesiąt. Akt oskarżenia miał 217 stron. Kara śmierci była pewna. K.I Gałczyński z tej okazji napisał mu epitafium: "Tu leży Kürten, straszliwy ludojad. Dwie baby nadgryzł, a trzeciej nie dojadł". Ale nikomu nie było do śmiechu, gdy wampir snuł swoje opowieści. Przyznał, że jest sadystą. I podziękował sądowi, że skazuje go na ścięcie. Bo będzie dużo krwi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!