Pielęgniarka szpitala Jonschera w Łodzi straciła dom i dobytek w pożarze. Łodzianie zrzucają się, żeby jej pomóc
W domu na szczęście nikogo nie było. Córka kilka tygodni wcześniej wyjechała za granicę, mąż , emerytowany pracownik schroniska dla bezdomnych, pojechał do niej, by pomóc przy wnukach. Wrócił do domu dopiero, gdy usłyszał o pożarze. Pani Anna nie wiem, co by było, gdyby tej nocy domownicy spali w domu. - Pożar wybuchł na poddaszu, gdzie wszyscy spaliśmy. Nawet nie chcę myśleć, co by się mogło stać – mówi pani Anna.
Pożar wyrządził wiele szkód: uszkodził sprzęty, cześć ścian, a pod wpływem ognia i lanej wody zawaliła się też część dachu. - Zostałam tylko w tym, co miałam na sobie w pracy – mówi pielęgniarka. - Meble, pościel, ubrania zniszczyły się lub przesiąkły spalenizną. Z rzeczy będzie można wykorzystać tylko szkło – wylicza.
CZYTAJ DALEJ>>>
.