Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pierwsze żużlowe dziewczyny z Rybnika. To one w roku 1990 stały na starcie w czasie żużlowych zawodów ZDJĘCIA

Barbara Kubica-Kasperzec
Barbara Kubica-Kasperzec
Pierwsze, żużlowe dziewczyny z Rybnika. Rok 1990
Pierwsze, żużlowe dziewczyny z Rybnika. Rok 1990 ARC W. Frankowska
Dziś, żadne żużlowe spotkanie w Polsce nie może się obejść bez dziewczyn podprowadzających zawodników. Ale w roku 1990 dziewczyny stojące przed linią startu, odprowadzające zawodników przed meczem, to była nowość, niemal egzotyka. Dziś dziewczyny machają parasolkami, pomponami, a wtedy ponad trzy dekady temu, nastolatki z Rybnika cieszyły się, że udało im się zdobyć koszulki w kolorach kasków zawodników. Poznajcie historię dziewczyn - pierwszych podprowadzających w historii rybnickiego żużla.

Dziewczyny ubierzcie się porządnie, elegancko. Tak, żebyście mi czasem nie przyszły w spodenkach, w których biegacie. Załatwcie spódniczki, kolorowe bluzeczki, trampki, nowe, ładne dostaniecie – te słowa wiosną 1990 roku usłyszały od swojego wychowawcy cztery prześliczne 14-latki, uczennice ostatniej klasy Szkoły Podstawowej numer 9 w Rybniku. Były przyjaciółkami, razem zasiadały w szkolnej ławie, razem trenowały lekkoatletykę na stadionie w Rybniku i razem też przez ogrodzenie podglądały treningi rybnickich żużlowców. Gdyby wówczas ktoś powiedział im, że zapiszą się w jakże przebogatej historii rybnickiego żużla, pewnie by nie uwierzyły. Bo te młode, śliczne dziewczyny zostały pierwszymi podprowadzającymi w Rybniku, a prawdopodobnie także i w Polsce. Dziś, gdy w całym mieście mówi się o okrągłym jubileuszu 90-lecia istnienia sportu żużlowego w Rybniku, one o swojej przygodzie związanej z „czarnym sportem” postanowiły nam opowiedzieć.

Był rok 1990. Ewelina Kanak, Wiesława Frankowska, Agnieszka Musioł i Dominika Tesarczyk (takie nazwiska noszą obecnie – red.) były uczennicami klasy sportowej. Ostatni rok w podstawówce. - To była klasa sportowa, skoncentrowana na lekkoatletyce i koszykówce. Naszym trenerem, wychowawcą był wtedy pan Zbigniew Szaraniec, cudowny człowiek, zafiksowany na sporcie, a my biegałyśmy razem w sztafecie 4x100 metrów – wspomina Wiesława Frankowska.

To on pewnego razu, przy okazji jednego z lekkoatletycznych treningów, powiedział 14-letnim dziewczynom, że są potrzebne do pomocy, przy żużlu. - Miałyśmy się przygotować odpowiednio – załatwić jednakowe skarpetki, babcia od Dominiki uszyła nam czarne spódniczki, też jednakowe. Nie wiem skąd potem załatwiłyśmy koszulki w odpowiednich kolorach: żółtym, niebieskim, czerwonym i białym, chyba były ze sklepu odzieżowego, który prowadził tata Dominiki. A potem dostałyśmy piękne, nowe trampki – śmieje się pani Agnieszka.

Po raz pierwszy, „pod taśmą” w roli dziewczyn podprowadzających zawodników startową stanęły wiosną podczas jednego z domowych meczów rybnickiej drużyny. Który to był mecz i kto był rywalem, tego nie pamiętają. - Ale pamiętam doskonale, że byłyśmy bardzo przejęte, bardzo nam zależało, żeby dobrze wypaść, żeby niczego nie pomylić – wspomina pani Wiesława. - Z racji, że nie raz, nie dwa bywałyśmy na żużlowych meczach, wiedziałyśmy, że w niebieskim i czerwonym kasku jadą zawsze gospodarze, a w białym i żółtym – goście. My stałyśmy przy torze, a sędzia nam mówił: dziewczyny wychodzicie tak i tak – śmieje się pani Dominika. W jej pamięci najbardziej wyrył się charakterystyczny zapach, który unosi się zawsze na żużlowymi torami. - Byłam kibicem, ale nigdy nie było tak, że po szkole biegło się na stadion, bo zawodnicy trenowali. Biegłam, bo sama uprawiałam sport tuż obok – dodaje rybniczanka.

Kiedy w pewne wiosenne popołudnie dziewczyny po raz pierwszy pojawiły się na torze, były swego rodzaju zjawiskiem. - Ale myślę, że pozytywnym. Zawodnicy czyścili kewlary, plastrony, a my małolaty przyszłyśmy przez stadion, przejęte zadaniem, które mamy wykonać. Ale przyjęto nas bardzo sympatycznie. Pamiętam, że byłyśmy też zestresowane, bo po pierwsze to była kompletna nowość, a po drugie – wtedy nie stało się przed taśmą startową. My stałyśmy za taśmą, w odległości kilku metrów od niej i zawodnicy podjeżdżający pod taśmę, każdorazowo musieli nas omijać – wspominają panie.

W chwili, gdy zawodnicy podjeżdżali pod taśmę startową, cała nawierzchnia toru wypadająca spod kół ich motorów, lądowała na nogach dziewczyn. Każdy mecz kończyły brudne, ale zachwycone. I coraz bardziej chłonęły ten sport. - Wtedy całe miasto chodziło na żużel, w stronę stadionu i potem po meczu szło się pielgrzymką, w tłumie ludzi. W zasadzie to rybniczanie dzielili się na tych, którzy na żużel chodzili, a jeśli nie chodzili, to i tak wiedzieli, że nasza drużyna ma w tym dniu mecz – śmieje się pani Wiesława. Ona na stadionie przy Gliwickiej była stałym gościem i to nie tylko z racji uprawiania sportu, na tej lekkoatletycznej części. - Chodziłam na żużel z braćmi. Mieszkaliśmy wtedy niedaleko, na stadion był blisko. Teraz, kiedy wspominałam z bratem dawne czasy on mi mówi: a pamiętasz, jak nie mieliśmy kasy i żeby wejść na mecz skakaliśmy przez płot? - śmieje się Wiesia. - Jak brakowało kasy, to wchodziliśmy przez stadion lekkoatletyczny. Skończyło się dopiero wtedy, kiedy zrobili tam osobną bramkę – dodaje pani Agnieszka.

Na torze oklaskiwało się wówczas wyśmienitych, rybnickich zawodników. Byli bracia Skupieniowie, Henryk Bem, Darek Fliegert. Asy. - To były gwiazdy i każdy kibic ich znał doskonale. A oni? Żyli tym sportem, byli przywiązani do drużyny. Niby gwiazdy, a tacy zwyczajni – śmieją się panie. - Traktowałyśmy ich wówczas, zresztą nie tylko my, ale ogólnie kibice, jak swoich. Nie byli dla nas mistrzami, wybitnymi zawodnikami, a chłopakami stąd – z Rybnika – dodają. Kiedy Henryk Bem świętował wraz z kolegami z drużyny urodziny, nastoletnie wówczas podprowadzające częstowano tortem.

W pamięci utkwił im też mecz rozgrywany dokładnie 1 maja 1990 roku. Na torze mierzył się miejscowym ROW z Polonią Bydgoszcz. Święta wojna odwiecznych rywali. - Fragmenty tego meczu znaleźć można w internecie. Teraz, kiedy po latach zapomnienia o tej naszej roli podprowadzających, zaczęłyśmy pamięcią wracać do tych dawnych czasów. Ten mecz właśnie sobie dokładnie przypomniałam. Na filmiku widać nawet zresztą, jak zmarznięte, owinięte płaszczami zbiegamy z toru – śmieje się pani Wiesia.

To stare, czarno-białe zdjęcie pierwszych podprowadzających pani Wiesława odnalazła niedawno w domowym archiwum. Wiedziała, że w mieście powstaje książka specjalnie na 90-lecie żużla. I kiedy jej znajomy, współautor książki Maciej Kołodziejczyk, wrzucił w mediach społecznościowych kolejny post o powstającej publikacji, ona przypomniała sobie o przygodzie sprzed lat. I rozesłała zdjęcie do koleżanek z toru.

- Byłam wtedy na jakimś wyjeździe służbowym, kiedy Wiesia podesłała mi to zdjęcie z roku 1990. Opowiedziałam współpracownikom historię. I co się okazało? Jeden z moich kolegów z pracy, pochodzący z Bydgoszczy był na tym pamiętnym meczu, w 1990 roku, tutaj w Rybniku, razem ze swoimi rodzicami – dodaje pani Agnieszka. Rozesłane do pozostałych pań zdjęcie w ich domach też uruchomiło lawinę. - Ja z kolei wysłałam to zdjęcie do swojej siostry, pytam ją: pamiętasz? A ona mi odpowiada: no zdjęcie ze szkoły. Kiedy powiedziałam jej, że wychodzi na to, że byłam jedną z pierwszych podprowadzających, odpowiedzi mogła być tylko jedna: no co ty gadasz! - śmieje się pani Ewelina. Ona kilkanaście lat temu wyjechała za granice, do Niemiec. Od roku 1990 na żużlowych zawodach nie bywała.

- Dla mnie zawsze to był zdecydowanie za głośny sport. Mi ten hałas przeszkadzał – mówi. - Ale byłaś strasznie dzielna, nie dałaś nigdy po sobie tego poznać – odpowiadają jej koleżanki. O żużlu w jej rodzinnym domu kiedyś mówiło się sporo i w zasadzie jest tak do dzisiaj. - Moja rodzina jest zakręcona na tym punkcie, siostrzeniec jeździ na żużlu, ale mnie to nigdy nie pociągało. Nawet teraz, mój mąż pochodzący z okolic Kalisza, częściej o tym żużlu wspomina. Ostatnio, kiedy ta nasza przygoda sprzed lat „wróciła na tapetę” powiedziałam mu: Adam, bo była kiedyś taka sytuacja… Trzeba było widzieć to zdziwienie na jego twarzy – śmieje się pani Ewelina.

Swoją przygodę z żużlem dziewczyny zakończyły wraz z końcem wakacji. We wrześniu trzy z pań poszły do „Hanki” czyli II LO w Rybniku, pani Wiesia do medyka. Drogi nieco się rozeszły. Ale teraz, kiedy po latach, pierwsze, rybnickie podprowadzające znów spotkały się na torze, radości, pozytywnych emocji i śmiechy było co niemiara. - Ja kilka lat temu wróciłam wraz z synem na stadion. Chodzimy razem na mecze. Mam swój szalik, mam swoje miejsce na wejściu w pierwszy łuk i zdzieram gardło. Ile to razy słyszałam od kogoś siedzącego za moimi plecami: siadaj pani – śmieje się Wiesława Frankowska.

Nie przeocz

Zobacz także

Musisz to wiedzieć

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera