Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pil. Rutkowski o Tu-154: 90 proc. błędów po naszej stronie

Teresa Semik
Pilot Ryszard Rutkowski
Pilot Ryszard Rutkowski Marzena Bugała
Nigdy nie powinniśmy latać do Smoleńska, nawet przy ładnej pogodzie. Każdy wylot był łamaniem standardów. Jakbyśmy teraz nie analizowali tego tragicznego lotu, 90 proc. błędów jest po naszej stronie - mówi pilot Ryszard Rutkowski w rozmowie z Teresą Semik.

Dlaczego w końcowym raporcie MAK-u strona rosyjska nie odniosła się do bezpieczeństwa na lotnisku w Smoleńsku i pracy kontrolerów lotu? Pierwsi uczynili to Polacy.
MAK posiada wiedzę o stanie urządzeń na smoleńskim lotnisku. Wykonał oblot techniczny, ale polskiej strony ani nie dopuścił do niego, ani nie przekazał dokumentów z tego oblotu tłumacząc się tajemnicą wojskową.
CZYTAJ KOMPENDIUM WIEDZY NA TEMAT KATASTROFY SMOLEŃSKIEJ
Już wiemy, że naprowadzenie Tu-154M na lotnisko w Smoleńsku odbiegało od standardów. Czy mogło mieć wpływ na katastrofę?
Gdyby dowódca tupolewa zachował się profesjonalnie i na odpowiedniej wysokości rozpoczął procedurę nieudanego podejścia, to komunikaty z wieży nie miałyby wpływu na dalszy los lotu.

Z wieży kontroli lotów padały komendy, że Tu-154M znajduje się na ścieżce podejścia, a to nie była prawda. Rosjanie na wieży nie pomagali Polakom.
Do pewnej wysokości załoga miała czas na korektę tych odchyłek. Gdyby samolot wyszedł z chmur na wysokości 100 m i pilot zobaczył przed sobą pas, to przy właściwej prędkości zniżania odchylenia 20-50 m nie byłyby problem. Nad lotniskiem nie było jednak szans zobaczyć ziemię. Dlatego brak precyzyjnych danych z radaru mógł być zagrożeniem.

Kapitan Arkadiusz Protasiuk, pomimo braku widzialności ziemi, kontynuował zniżanie. Potrafi pan to wyjaśnić?
Nie. Na pewnej wysokości jego obowiązkiem było odejść na tzw. drugi krąg i wtedy albo wykonać kolejne podejście, albo odlecieć na lotnisko zapasowe. Tego nie zrobił. Niestety, jakbyśmy nie analizowali tego lotu, 90 proc. błędów jest po naszej stronie. Mówię o przyczynach, które doprowadziły do katastrofy, a nie o okolicznościach.

Wieża kontroli lotów w Smoleńsku pytała załogę Tu-154M, czy lądowała na lotniskach wojskowych. Kapitan odpowiada twierdząco. Co z tego wynika?
Utwierdziło to Rosjan w przekonaniu, że polska załoga ma za sobą lądowanie w prymitywnych warunkach, z wykorzystaniem dwóch radiostacji naprowadzających - dalszej i bliższej. Wyposażenie lotniska Smoleńsk-Siewiernyj jest przypuszczalnie z końca z lat 80. Rosjanie robią teraz uniki - nie udostępnili polskiej stronie dokumentacji. Może mają powody do obaw?

Z wieży pada też komenda: posadka dopołnitielno. To znaczy?
Lądowanie warunkowe. Na razie ląduj, a co będzie dalej - zobaczymy. Możesz zniżać się do wysokości 100 m. Gdyby tupolew otrzymał zgodę na lądowanie, kontroler powinien powiedzieć: posadku razrieszaju.
Polska załoga zrozumiała, o co chodzi?
Co do tego mam wątpliwości. Wprawdzie kapitan Protasiuk sporo latał w czasach, kiedy w Polsce stacjonowali Rosjanie, lądował na ich lotniskach wojskowych. Do tego polecenia kontrolera jednak się nie zastosował.
CZYTAJ KOMPENDIUM WIEDZY NA TEMAT KATASTROFY SMOLEŃSKIEJ
Polscy eksperci odczytali z zapisów czarnych skrzynek, że kapitan Protasiuk mówi: odchodzimy. Czy to zmienia ocenę tego, co się potem wydarzyło?
Jeżeli komenda odchodzimy była jednoznaczna, to nie została wykonana. A jeżeli została wykonana, to ze znacznym opóźnieniem. Zwłoka mogła skutkować tym, że samolot nie był już w stanie przejść do lotu poziomego i następnie wznoszącego. Na wysokości decyzji (100 m) wszystkie polecenia powinny być wykonywane bez żadnej zwłoki. Gdybym ja był za sterami, dałbym pełen gaz i poszedł w górę.

Nie wiemy jednak, czy kapitan Protasiuk wydał komendę odejścia, czy było to pytanie, np., do zwierzchnika?
Moim zdaniem to była jego decyzja o odejściu, a nie pytanie. W samolocie o wszystkim decyduje dowódca załogi.

Gdyby wówczas decyzja o odejściu została wykonana natychmiast, nie doszłoby do katastrofy?
Myślę, że nie. Nasza załoga zaczyna jednak popełniać kardynalne błędy. Przy podejściu do lądowania posługuje się radiowysokościomierzem (zamiast wysokościomierzem barycznym), który daje zafałszowany obraz wysokości względem poziomu lotniska.

Dlaczego nikt z czteroosobowej załogi samolotu tego nie zauważył i nie skorygował błędu?
To można tłumaczyć jedynie niedoszkoleniem i niezgraniem załogi. Nie rozumiem, dlaczego kapitan Protasiuk zdając sobie sprawę z zagrożenia nie zareagował tak, jak powinien w tych okolicznościach. Kontynuowanie zniżania poniżej 100 m to kolejny poważny błąd.
Dochodzą istotne błędy pilotażowe. Samolot zniżał się ze znacznie większą prędkością aniżeli jest to przewidziane w instrukcji eksploatacji tego samolotu. Początkowo znalazł się nad ścieżką podejścia, a potem, żeby zejść do progu pasa, zwiększył prawie dwukrotnie prędkość schodzenia. Normalnie zniża się 3-4 m na sekundę, a on schodził 7-8 m sek. Maszyna waży blisko sto ton, ma swoją bezwładność. To jest już jawne naruszenie bezpieczeństwa, błędy rzemiosła lotniczego.

Z jednej strony załoga, wiedziała, że tam jest jar. Z drugiej - była przekonana, że ma znacznie większą wysokość w stosunku do progu pasa niż była w rzeczywistości. Jak to tłumaczyć?
To jest skutek posługiwania się radiowysokościomierzem przy podejściu do lądowania, błąd kardynalny. To jest błąd wiodący do katastrofy.
Lądowania nie wykonuje się na automacie przy oprzyrządowaniu, w jakie wyposażone było lotnisko w Smoleńsku. Dlaczego kapitan trwał w błędzie i nikt z załogi nie reagował?
Tego nie da się wytłumaczyć. Na pewnej wysokości kapitan odłącza autopilota i ląduje ręcznie. Jeśli kapitan nie podejmuje określonych czynności, obowiązkiem drugiego plota jest reagowanie, podjęcie tych czynności. Na każdym kroku widać brak właściwej współpracy załogi.
CZYTAJ KOMPENDIUM WIEDZY NA TEMAT KATASTROFY SMOLEŃSKIEJ
Za plecami pilotów jest szef, dowódca sił powietrznych, gen. Andrzej Błasik - doświadczony pilot, starszy rangą. Skoro nie reagował, to niejako utwierdzał załogę w przekonaniu, że wszystko robią świetnie?
W samolocie najważniejszy jest dowódca załogi. Niemniej obecność generała w kokpicie na pewno negatywnie wpływała na decyzje kapitana Protasiuka.

Jeden z pilotów mówi: Nie wiem, ale jeśli my tutaj nie wylądujemy, on będzie się mnie czepiać. Nie wiemy, kim jest on, ale załoga działała pod presją.
Presja mogła w równym stopniu dotyczyć przełożonego, jak i głównego pasażera. Lot był opóźniony. Generał Błasik naruszył procedury już przed startem Tu-154M w Warszawie. Wkroczył w kompetencje kapitana i meldował prezydentowi Kaczyńskiemu gotowość samolotu do startu. To już świadczyło o jego niekompetencji. Kapitan Protasiuk miał wątpliwości, czy startować, znając niekorzystne warunki pogodowe, które do tego wszystkiego jeszcze się pogarszały.

Gdyby zgodnie z procedurą, kapitan Protasiuk składał meldunek prezydentowi Kaczyńskiemu, powiedziałby już w Warszawie o swoich obawach związanych z pogodą?
Przypuszczam, że mógłby powiedzieć. A może w ogóle nie zameldowałby o gotowości, bo uznałby, że już dość łamania procedur. Najlepszy dowód, że kapitan Protasiuk siedział w kabinie samolotu, gdy generał Błasik - zamiast niego - składał meldunek Lechowi Kaczyńskiemu. Nigdy nie powinniśmy latać na lotnisko w Smoleńsku. Nigdy, nawet przy ładnej pogodzie.

Przecież ciągle latały tam polskie delegacje.
Każdy wylot, także ten z 7 kwietnia 2010 roku premiera Donalda Tuska, był łamaniem standardów światowych. Wtedy się udało, ale kolejny lot nie miał tyle szczęścia.

Piloci mówią, że w lotnictwie latają papiery...
Na Zachodzie ludzie z branży lotniczej bardzo rygorystycznie przestrzegają procedur. My, Słowianie lubimy szarżować, szukać sposobów obejścia procedur. Podobny sposób podejścia do przepisów mają Rosjanie. Ale odejście od sztywnych procedur może doprowadzić do takich właśnie nieszczęść.
Polska zarzuca stronie rosyjskiej, że zgodziła się na lot bez lidera, czyli rosyjskiego nawigatora. Słusznie?
Ale Polska też miała prawo powiedzieć - nie ma lidera, nie lecimy, bo jest to niezgodne z waszymi przepisami. Mamy więc kolejne uchybienie strony polskiej.
CZYTAJ KOMPENDIUM WIEDZY NA TEMAT KATASTROFY SMOLEŃSKIEJ
Lider uchroniłby nas od katastrofy?
Rosyjski lider prowadzi korespondencję ze służbami ruchu lotniczego i przekazuje polecenia dowódcy załogi. Wywodzi się z czasów, kiedy Rosja broniła się przed penetracją swojej przestrzeni powietrznej. Polska z jednej strony prosiła o wyznaczenie lidera, a kiedy Rosjanie nie odpowiedzieli - zrezygnowała. Uznaliśmy pewnie, że już tyle razy lataliśmy do tego Smoleńska, zawsze się udawało, to jakoś to będzie. Jeżeli w dodatku Rosjanie nie narzucają nam lidera, to damy sobie radę.

Dlaczego toczymy spór, jaki charakter miał prezydencki lot z 10 kwietnia 2010 roku? Cywilny czy wojskowy?
Tupolew leciał najpierw międzynarodowym korytarzem lotniczym. Nad Rosją musiał opuścić ten korytarz i wszedł w przestrzeń kontrolowaną przez wojsko, a tam - bez względu na to, czy lot jest wojskowy czy cywilny - obowiązują wojskowe przepisy.

Jakie są zasadnicze różnice między lotem cywilnym a wojskowym?
W procedurach wojskowych ostateczną decyzję o przyjęciu samolotu na lotnisko może podjąć ziemia, czyli kontroler. Może zabronić lądować, może wysłać samolot na tzw. drugi krąg, żeby wykonał kolejne podejście. Ma prawo wysłać go na inne lotnisko ze względu na jakieś okoliczności. Natomiast w przypadku samolotów cywilnych kontroler nie ma prawa zabronić lądowania, chyba że pas startowy jest zajęty, ale to jest sytuacja wyjątkowa. Zadaniem kontrolera jest poinformować załogę samolotu cywilnego o sytuacji na lotnisku - pogodzie, warunkach lądowania, przeszkodach. Nie może powiedzieć - zabraniam lądować. O tym decyduje wyłącznie kapitan samolotu.

Czy kontrolerzy w Smoleńsku mogli kategorycznie zabronić lądowania załodze prezydenckiego samolotu? O ten zakaz toczą spór Polacy zarzucając im brak zdecydowania.
Z punktu widzenia lotu cywilnego - nie mogli zakazać lądować. Z punktu widzenia procedur wojskowych - mogli. Nie ma zgody, jaki to był lot. MAK przyjął, że był to lot międzynarodowy, w którym ostateczna decyzja należy do kapitana.
Rosjanie wielokrotnie uprzedzali, że w Smoleńsku nie ma warunków do lądowania.

Potem jednak konsultowali tę decyzję z przełożonymi i zmienili zdanie.
Mieli świadomość, że to był lot specjalny, że jak zabronią, pociągnie to za sobą konsekwencje propagandowe. To są okoliczności, które wpływały na decyzję i stanowisko kontrolerów rosyjskich. Pamiętajmy, że nasza załoga otrzymała wiadomość o złej pogodzie w Smoleńsku od służby ruchu lotniczego już na Białorusi, potem od kolegów z Jaka-40. Wiedziała, że Ił-76 nie wylądował. Była świadoma, w co się pcha.
Chciała, wskutek presji, wylądować za wszelką cenę, udowodnić, że potrafi.
Nie sądzę, żeby kapitan Protasiuk albo inny członek załogi, miał skłonności samobójcze. Dlaczego tak postępował, nie jestem w stanie tego sobie wytłumaczyć. Załoga nie była w treningu, nie robiła podejść w trudnych warunkach, a jeśli robiła, to sporadycznie. To jest również okoliczność przemawiająca na naszą niekorzyść.
CZYTAJ KOMPENDIUM WIEDZY NA TEMAT KATASTROFY SMOLEŃSKIEJ
31 sekund przed katastrofą po raz drugi odzywa się system ostrzegania TAWS. Podobno on krzyczy pull up nawet wtedy, kiedy jest prawidłowe lądowanie.
To nieprawda. System TAWS ma w swojej pamięci wszystkie lotniska, które są w jego bazie światowej, za wyjątkiem wojskowych. Jeżeli samolot znajduje się w takiej bliskości ziemi, która zagraża bezpieczeństwu lotu, a nie realizuje operacji lądowania, wtedy zawsze się odzywa, dając sygnał pull up, czyli ciągnij wolant na siebie, przejdź na wznoszenie. Lotnisko w Smoleńsku nie było w bazie TAWS, więc system odczytywał to jednoznacznie, że samolot niebezpiecznie zniża się do ziemi. Gdyby samolot lądował na moskiewskim Szeremietiewie czy warszawskim Okęciu, nie reagowałby w ten sposób. Odczytałby to, jako standardowe rozpoczęcie procedury do lądowania na znanym lotnisku.

Dlaczego załoga w ogóle na te krzyki urządzeń nie reagowała?
Nie potrafię zrozumieć. To są rażące sygnały, zapalony na czerwono tekst pull up i ostrzeżenia słowne. Nie można ich nie zauważyć i zignorować.

Jak wytłumaczyć fakt, że polskim ekspertom udało się odczytać, co mówi kapitan Protasiuk, a Rosjanom - nie?
Odczytanie nagrań jest zawsze kłopotliwe z uwagi na to, że w kabinie pilotów jest większy szum niż w kabinie pasażerskiej. Kokpit jest znacznie mniej wyciszony. Specjaliści z Krakowa też się gimnastykowali, żeby ten szum wyciszyć. Potrafili odczytać więcej, bo bardziej wczuli się w panującą tam atmosferę. Z jakiegoś półsłówka odczytali dalszy ciąg zdania.

Czego nauczyła nas ta katastrofa?
Załogi, które wożą dostojników państwowych, powinny mieć stałe składy i powinny stale ćwiczyć. Nie może być tak, że piloci przesiadają się z samolotu na samolot, z fotela na fotel, bo wtedy nie utrwala się nawyków.
Załogi powinny być poinformowane przed lotem o wszelkich procedurach obowiązujących w miejscu lądowania. Myśmy nie mieli szczegółowych instrukcji dotyczących lotniska w Smoleńsku i aktualnej prognozy meteorologicznej na przelot. Nie mieliśmy jednoznacznie ustalonej procedury lądowania, a mimo to doszło do startu z Okęcia. Nie pierwszy raz.
Ale mimo tego, gdyby załoga zachowała się profesjonalnie na odpowiedniej wysokości i zrezygnowała z dalszego podchodzenia, nie było wypadku.

Ryszard Rutkowski

z Katowic, instruktor pilot rezerwy, członek Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, działającej przy Ministerstwie Infrastruktury.
Wyszkolił wielu pilotów wojskowych, komunikacyjnych, ma za sobą 50-letnie doświadczenia lotnicze. Badał m.in. przyczyny wypadku śmigłowca Lotniczego Pogotowia Ratunkowego k. Jarostowa, w którym w 2009 roku zginęło dwóch członków załogi. Badał upadek awionetki, która spadła w okolicach Kamiennej Góry (Dolnośląskie). Wówczas również zginęły dwie osoby. Sprawdzał, dlaczego hiszpański samolotu skosił kilkanaście świateł naprowadzających na lotnisku w Pyrzowicach. Pilot za nisko podszedł do lądowania i zaczął ścinać kadłubem światła naprowadzające na pas startowy. Cudem nie doszło wtedy do katastrofy. W komisji zajmuje się przyczynami wypadków związanych z pilotażem i eksploatacją samolotów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!