Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pniówek wstrząśnięty tragedią, która wydarzyła się w kopalni. Mieszkańcy żyją dramatem górników. "Tego się nigdy nie zapomni"

Piotr Chrobok
Piotr Chrobok
Wideo
od 16 lat
Oczy całej Polski zwrócone są w kierunki niewielkiego Pniówka, na terenie którego znajduje się kopalnia Pniówek, gdzie w wybuchu metanu tysiąc metrów pod ziemią zginęło pięć osób, a siedem kolejnych wciąż uwięzionych jest pod ziemią. Tragedię najmocniej przeżywają jednak jego mieszkańcy. Od kilku dni temat katastrofy przewija się na każdym kroku. - To już na zawsze pozostanie w pamięci - mówią nam w Pniówku.

Pniówek wstrząśnięty tragedią, która wydarzyła się w kopalni. Mieszkańcy żyją dramatem górników. "Tego się nigdy nie zapomni"

Maleńki Pniówek - którego liczba mieszkańców nie przekracza nawet pół tysiąca osób - i gdzie dokładnie mieści się kopalnia o tej samej nazwie od kilku dni nie żyje niczym innym jak tylko tragedią do której doszło w kilometr pod ziemią. Kilkukrotne wybuchy metanu, do których doszło w KWK Pniówek, są głównym tematem rozmów wszystkich mieszkających tutaj osób.

Mieszkańcy malutkiej miejscowości już z pierwszymi sygnałami karetek zorientowali się, że na kopalni musiało wydarzyć się coś poważnego.

- Jak w nocy zaczęły jeździć karetki, to już było wiadomo, że coś stało się na kopalni - przyznaje pan Czesław, emerytowany górnik, który całe życie przepracował właśnie w KWK Pniówek.

Wprawdzie na co dzień jest mieszkańcem Żor, w Pniówku bywa często. Pomaga synowi, który ma tam dom. Podobnie jak innych, jego również bardzo dotknęły ostatnie wydarzenia. - Wszyscy mieszkańcy są tym przejęci. Mnie to nie dotyczy, ale to jest przykre, więcej nie ma co gadać - mówi łamiącym się głosem pan Czesław.

Jako były górnik, który niejedno na dole przeżył, wie, że metan jest śmiertelnym zagrożeniem i jak ze smutkiem stwierdza podobne tragedie były, są i będą. Pomimo to bólu, który im towarzyszy nie da się opowiedzieć słowami, a dramatycznych zdarzeń nie da się wymazać. - To już na zawsze pozostanie w pamięci - zapewnia.

I choć życie musi toczyć się dalej, wszyscy z tyłu głowy mają świadomość ogromnej tragedii. Tym bardziej, że kopalnia jako największy zakład pracy w niewielkiej miejscowości była również miejscem, gdzie wielu z nich zarabiało na chleb. Niektórzy przepracowali na Pniówku nawet większą część swojego życia. Jak mówią praca na kopalni to ogromne ryzyko, z którego największą sprawę zdają sobie ci, którzy pracowali na dole. Mimo to, można pracować wiele lat, ale na pewne rzeczy nie ma się wpływu. I nigdy nie wiadomo, co się stanie.

- Autem też jeździ się całe życie, aż tu nagle dochodzi do wypadku - zauważa jeden z mieszkańców Pniówka, który na kopalni przepracował aż czterdzieści lat.

Zdzisław Goik, sołtys Pniówka mówi, że kopalnię wciąż w wielu domach uważa się za żywicielkę wsi. - Sporo osób tam pracuje. Zresztą u nas tradycje górnicze przechodzą z ojca na syna - mówi nam sołtys.

- Jesteśmy dumni z tego zakładu, to część naszej tożsamości. Powiem szczerze, że czasem nawet starsi mieszkańcy oburzają się, kiedy mówi się, że to kopalnia Pniówek w Pawłowicach. To kopalnia Pniówek w Pniówku - dodaje.

Tutaj tradycje górnicze wciąż są kultywowane. Tutaj, pod stojącą tuż za bramą kopalni figurą św. Barbary, 4 grudnia zbierają się górnicy, by w uroczystym przemarszu przejść do kościoła.

Dla tych, którzy na kopalni pracę już zakończyli, to ogromne przeżycie. Zwłaszcza, że wcześniej - poza niewielkimi wypadkami - na Pniówku nigdy nie rozegrał się dramat, który można przyrównać do tego, co wydarzyło się tam teraz.

Z jeszcze większą świadomością tego, co wydarzyło się na dole, muszą mierzyć się ci, którzy na Pniówku wciąż pracują. Idący na szychtę górnicy doskonale rozumieją, że mogą już nigdy nie wrócić na powierzchnię, jednak w takich momentach odczuwa się to o wiele bardziej.

- Każdy górnik zawsze zjeżdża ze świadomością, że może już więcej nie wyjechać. To przerażające, ale taka jest ta praca - mówią nam młodzi, dwudziestokilkuletni górnicy: Bartłomiej i Patryk. Niebawem mają rozpocząć kolejną zmianę. W rejonie, gdzie dochodziło do eksplozji byli niejednokrotnie. - Chodziłem tam cały wcześniejszy tydzień - dodaje jeden z nich.

W wybuchu metanu stracili kolegów po fachu, których być może nie zawsze znali z imienia i nazwiska, ale to nie ma teraz znaczenia. Poczucie straty towarzyszy każdemu z górników kopalni Pniówek i nie tylko. Przed kopalniana bramą, gdzie kilkanaście godzin po tragedii rozwieszono symboliczny baner z napisem: "święta Barbaro miej ich w opiece" przybywa zniczy.

Palą je idący na swoją szychtę górnicy, przychodzą mieszkańcy, pracownicy innych kopalń. Niektórym towarzyszą dzieci, żony. Małego chłopca za rękę prowadzi mężczyzna. Jest pracownikiem także należącej do Jastrzębskiej Spółki Węglowej kopalni Budryk w Ornontowicach. Przyjechał, bo miał taką potrzebę.

- Tylko tak mogę teraz wyrazić jedność - zauważa, zmierzając w stronę auta po krótkiej chwili modlitwy i zadumy.

Z Rybnika przyjechało młode małżeństwo. Mężowi - zatrudnionemu od dwunastu lat na Pniówku - towarzyszy żona. Jak mówi, każde jego wyjście do pracy wiąże się z niepewnością.

- Zawsze się drży, gdy mąż wychodzi na swoją zmianę. Nie potrafię sobie wyobrazić, co teraz muszą czuć i przeżywać żony i bliscy tych, którzy zostali tam na dole - przyznaje kobieta. Po tej tragedii pożegnania z mężem pewno będą nie będą takie same... - dodaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera