Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po aferze taśmowej: Kelner wie wszystko, nawet bez podsłuchów

J. Przybytek, P. Pawlik
Marketing taśmowy? Niekoniecznie. Są inne formy promocji
Marketing taśmowy? Niekoniecznie. Są inne formy promocji 123RF
Od czasu publikacji taśm przez "Wprost" nic już nie jest takie jak kiedyś, a najbardziej restauracyjny marketing. Dziś to marketing taśmowy.

Afera taśmowa powinna zmienić życie polityczne w kraju, tymczasem najbardziej wpływa na... naszą obyczajowość. Podczas gdy prokuratorzy i ABW badają aferę, restauratorzy zgrabnie wykorzystują ją w celach marketingowych. Przykład? Hasła nawiązujące do afery taśmowej, albo jak kto woli "spisku kelnerów", pojawiają się na restauracyjnych witrynach i "potykaczach" przed lokalami w całym kraju. Kto pierwszy, ten lepszy i klienta rozbawi.

Najnowszy marketing knajpiany jest taśmowy: "Piwo, kawa, podsłuch gratis". Bywa defensywny, gdy na wszelki wypadek ogłasza się, że "my nie podsłuchujemy", bądź agresywny, napastliwy i nadający ton imprezie "Kelner! Na początek... dwa podsłuchy, proszę!". Hasła promocyjne na razie podłapały lokale warszawskie. Śmieje się jednak cała Polska.

W śląskich i zagłębiowskich lokalach za modą ze stolicy nie gnają, bo i tu uszy od słuchania pieką. Zamiast ministerialnego zawołania "Ch..., d... i kamieni kupa", mają swoje własne podsłuchane, zapamiętane i opowiadane.

Jak poznać warszawiaka?

- To już krąży między wszystkimi barmanami: facet przychodzi do baru i mówi "Ja znam Kotarskiego, zniszczę Cię tu, jak mi zaraz taniej wódki nie sprzedasz" - wspomina ze śmiechem Dominik Tokarski, właściciel Kato Baru przy ulicy Mariackiej w Katowicach. Przy tym samym deptaku, w lokalu, gdzie na tablicy wyczytamy ponadczasowe "Klient w krawacie jest mniej awanturujący się", wspominają gościa z Warszawy. Skąd wiadomo, że z tak daleka? - Tłumy przed barem, a gościu woła "Teraz moja kolej, bo jestem z Warszawy". Cały lokal był popłakany - dorzuca Krzysztof Krot, szef Lornety z Meduzą.
Co jeszcze słychać zza baru? - Oj, wszystko - śmieje się Tokarski. Jak mąż żonę zdradza, żona męża, i co ważne: z pomysłem, klasą lub bez.

W jednym z katowickich lokali znajdziemy memento: pilnuj się... Na ścianie strony jednego z ogólnopolskich tab-loidów z artykułami o tych, którym przydałyby się korki z konspiracji, tytuł oddaje skalę skandalu "Zamachowski pije przy dzieciach".

W przeciwieństwie do polityków i wspomnianego aktora, jak bawić się w ukryciu w stolicy, w tym przypadku aglomeracji, wiedzą sportowcy. Śląscy piłkarze, gdy zamiast pląsać po murawie, przyjdzie im chęć na pląsanie po parkiecie, wybierają jeden z katowickich klubów, oferujący im zamkniętą i niedostępną dla zwyczajnych śmiertelników salę VIP. Wybór słuszny, bo w Katowicach wciąż głośno o tym, z jakim rozmachem bawić się potrafią niektórzy z nich.

Był marzec 2012 roku, a rzecz działa się w bistro przy Mariackiej. Było piwo i wódka po 4 zł i zdecydowanie za dużo testosteronu. W efekcie Łukasz Skorupski, obecnie bramkarz AS Romy, a także jego brat, również piłkarz, trafili na czołówki gazet po tym, jak "poprztykali się" z innym klientem bistra. Całe zajście zarejestrowały kamery, nasłuch nie był konieczny, bo panowie ponad słowne argumenty przedłożyli siłowe.

Za Brynicą afery boją się jak ognia i od całego zdarzenia umywają ręce. Mimo że Sosnowiec, jak powszechnie wiadomo, najdalej wysuniętą na południe dzielnicą Warszawy jest, to brakuje zmysłu do szukania sposobu na dodatkowe profity.

- Nie mamy czasu na takie pierdoły - mówi z dumą i powagą Przemysław Musiałek, menedżer restauracji Tamarynd przy M Hotelu w Sosnowcu, odpowiadając na pytanie o echa afery taśmowej w jego restauracji. Również szefostwo Magla Kulinarnego, restauracji pretendującej do tytułu najmodniejszego miejsca w Sosnowcu, również nie dostrzega potencjału marketingowego, jakiego dostarcza stołeczna afera. Wpisują się raczej w zasadę znalezienia winowajcy odpowiedzialnego za puste wnętrza.

- Nie ma się z czego śmiać, to wielkie zagrożenie dla całej branży gastronomicznej - usłyszeliśmy złowróżbnie w restauracji.
Dr Tomasz Słupik, politolog z Uniwersytetu Śląskiego, żartów i drwin, jakie wywołuje afera taśmowa, nie krytykuje.

- To sposób na odreagowanie tego, co się dzieje, który nie powoduje jednocześnie bagatelizowania czy umniejszania wagi sprawy. Mamy pewien przesyt rozmawiania na ten temat i informacyjny chaos, a gdy jesteśmy czymś przytłoczeni, reakcją jest zdystansowanie albo żart - ocenia.

Nowe standardy i dymisje

Drugiej podobnej afery, która tak dogłębnie pobudziła dowcip Polaków, nie pamięta. - Może afera gruntowa i słynny Pędzący Królik w tle, ale na pewno nie w tej skali - dodaje.

Żarty żartami, ale... - Pokłosiem afery taśmowej powinno być wypracowanie jednolitych standardów polskiej administracji publicznej w zakresie wydatkowania pieniędzy publicznych, jak również zasad organizowania spotkań służbowych - komentuje dr Robert Rajczyk, politolog z UŚ. Problemem jest, jak twierdzi, oczywiście poziom wyszkolenia służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo wysokich rangą urzędników państwowych.

- Drugi ważny aspekt afery taśmowej to kwestia regulowania należności za prywatne spotkania - taki ich charakter deklarują sami zainteresowani - z pieniędzy publicznych. Normą w krajach o ugruntowanej kulturze politycznej jest to, że tego typu zachowania byłyby piętnowane medialnie, a ich bohaterowie po zwróceniu pieniędzy podaliby się do dymisji. Przykładem była szwedzka minister pracy, która dokonała drobnych zakupów płacąc służbową kartą kredytową i pomimo oddania pieniędzy, nie uniknęła odwołania ze stanowiska - dodaje politolog.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!