Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po meczu Barcelona - PSG: Cudowny wieczór na Camp Nou. Liga Mistrzów obfituje w takie pojedynki

Jacek Sroka
Jacek Sroka
Miny piłkarzy PSG i Barcelony mówią wszystko o środowym meczu
Miny piłkarzy PSG i Barcelony mówią wszystko o środowym meczu EAST NEWS / AFP PHOTO / Josep Lago
Po spotkaniu w Barcelonie słowo cud odmienianie było na wszystkie sposoby. Pojedynek na Camp Nou przejdzie do historii futbolu nie tylko dlatego, że Barca po raz pierwszy odrobiła w Lidze Mistrzów czterobramkową stratę z pierwszego meczu. Równie ważne były okoliczności w jakich Katalończycy wyeliminowali Paris Saint Germain i po raz dziesiąty z rzędu awansowali do ćwierćfinału LM.

Gola na 6:1 zapewniającego Barcy awans na sekundy przed końcem piątej, ostatniej minuty doliczonego czasu gry strzelił Sergi Roberto. Ten 25-letni obrońca trenuje w Barcelonie od 14 roku życia, ale długo nie miał miejsca w składzie i niedawno był bliski opuszczenia drużyny. Wychowanek La Masii został w klubie tylko dlatego, że FIFA nałożyła na Barcę zakaz transferowy. Po środowym wieczorze z pewnością nikt nie żałuje, że zostawiono Sergi Roberto na Camp Nou.

- Kibice pchali nas do przodu, zasłużyli na to, co się stało. Zasłużyli na wszystko, o co w tym meczu walczyliśmy. Nie wiem, w jaki sposób zdobyłem gola, poszedłem na całość. Pokazaliśmy, że Barcelona jest zdolna do wszystkiego - mówił tuż po meczu w telewizyjnym wywiadzie wzruszony Roberto.

Jego kolega z defensywy Barcy Samuel Umtiti stwierdził natomiast: - Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Trener zapytał nas, czy ktokolwiek był kiedyś świadkiem takiej „remontady” i każdy odpowiedział „nie”.

Szkoleniowiec Katalończyków Luis En-rique po meczu tak szalał na murawie ze szczęścia, że pozdzierał spodnie na kolanach. - Nikt ani na chwilę nie przestał wierzyć. Moi zawodnicy byli niesamowici. Kiedy wygrywaliśmy 3:1 i potrzebowaliśmy 3 goli, zachowaliśmy wiarę w sukces. Szóstego gola zdobyli wszyscy nasi kibice z całego świata. Zrobiliśmy to dla tych, którzy od porażki 0:4 nadal w nas wierzyli - powiedział Enrique na konferencji prasowej.

W zupełnie innych nastrojach schodzili z boiska paryżanie, którzy byli kompletnie załamani i długo nie mogli zrozumieć co się stało. - Nie zagraliśmy tak, jak planowaliśmy. Barcelona od początku nastawiona była na zwycięstwo. My jedynie chcieliśmy utrzymać korzystny rezultat, co nie skończyło się dobrze. Kiedy zrobiło się 0:2, zaczęliśmy grać nieco lepiej, pokazaliśmy charakter. Gdy było 1:3, mecz powinien się zakończyć. Decyzje sędziego nas skrzywdziły, odgwizdał karne tylko na korzyść Barcy. Miało to wpływ na wynik - stwierdził Unai Emery, szkoleniowiec Paris Saint Germain.

Paryżanie mieli ogromne pretensje do niemieckiego arbitra Deniza Aytekina, ale Thiago Silva potrafił po meczu pokazać klasę: - Niestety, w środę nic nie szło po naszej myśli. Nie udało nam się wprowadzić naszego planu w życie. To boli, ale wielkich piłkarzy wyróżnia to, że potrafią po takich chwilach być silniejsi. Nie będziemy chodzić ze spuszczoną głową. Powodem porażki był brak pewności siebie - powiedział kapitan PSG.

Mecz w Barcelonie zapisze się złotymi zgłoskami w historii Ligi Mistrzów. W 25-letnich dziejach tych rozgrywek nie brakowało wspaniałych momentów. Wszyscy pamiętają dramatyczny finał LM w 1999 r. rozegrany na tym samym Camp Nou. Bayern po 90 min prowadził 1:0. W doliczonym czasie gry na pole karne monachijczyków powędrował nawet bramkarz Peter Schmeichel, ale gole strzelili rezerwowi Manchesteru United Ted-dy Sheringham i Ole Gunnar Solskjaer przesądzając o triumfie Czerwonych Diabłów 2:1.

Równie wielkie emocje towarzyszyły finałowi LM w 2014 r. W Lizbonie Atletico Madryt przez blisko godzinę prowadziło 1:0 po bramce Diego Godina i zaciekle odpierało ataki Realu. W trzeciej minucie doliczonego czasu gry do dogrywki doprowadził Sergio Ramos, a w niej słaniający się ze zmęczenia zawodnicy Diego Simeone nie byli już w stanie powstrzymać Królewskich i przegrali 1:4.

Wielkie emocje w LM były też udziałem Polaków. Bohaterem finału w 2005 r. w Stam-bule był Jerzy Dudek. Milan prowadził już 3:0, ale Liverpool wyrównał na 3:3. W 118 min dogrywki nasz bramkarz w nieprawdopodobnym stylu obronił strzał Andrija Szewczenki z 3 m, a w serii karnych dał prawdziwy popis przesądzając o wygranej The Reds 3:2.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!