Mecz z ostatnim w tabeli Dolcanem Ząbki pokazał, jak ważnym dla bielskiego zespołu jest napastnik grający z czarnym stabilizatorem na lewej ręce.
Adam Cieśliński w sobotę miał odpoczywać, dlatego trener Robert Kasperczyk nie brał go pod uwagę przy ustalaniu wyjściowego składu. Wszystko z powodu kontuzji kostki, z którą piłkarz ma problem. Dlatego jeszcze na odprawie przed meczem szkoleniowiec prosił swoich zawodników, by zrobili wszystko, aby Cieśliński nie musiał wchodzić na zmianę.
Ale o tym, że mecze z drużynami zamykającymi tabelę są drogą przez mękę dla Podbeskidzia, w Bielsku specjalnie nikogo nie trzeba przekonywać. Góralom z teoretycznie słabszymi rywalami zwykle szło jak po grudzie. W ostatnich sezonach nie potrafili pokonać takich drużyn jak Motor Lubin, Stal Stalowa Wola, czy GKP Gorzów, które znajdowały się na końcu ligowej tabeli. W sobotę podobnie było z Dolcanem.
Podbeskidzie do przerwy biło głową w mur. Poza groźnym strzałem Damian Chmiela i niecelną główką Piotra Komana bielszczanie nie bardzo wiedzieli, jak przechytrzyć defensywę rywali. Trener Kasperczyk przy linii zżymał się na brak tzw. gry bez piłki i liczne straty.
Po przerwie było jeszcze gorzej, bo Dolcan wcale nie zamierzał się bronić, ale groźnymi strzałami z dystansu był nawet bliski pokonania Richarda Zajaca. Grę Górali próbował rozruszać Michał Osiński, włączający się często w akcje ofensywne.
- Jak jednemu nie idzie, to drugi bierze się do roboty - uśmiechał się później piłkarz.
Efekt jednak był taki, że Kasperczyk nie miał wyjścia i wprowadził Cieślińskiego do gry. I co? Cieśliński wywalczył rzut karny, który sam wykorzystał strzelając swojego siódmego gola w sezonie.
- Sfaulowałem Cieślińskiego, ale wpierw zostałem trącony przez niego na piątym metrze. Sędzia powinien odgwizdać rzut wolny - tłumaczył Rafał Misztal, golkiper Dolcanu. - Po tym, jak mnie trącił poszedłem "na hura" i na śliskiej murawie trafiłem go w nogi - wyjaśnił.
W końcówce meczu Cieśliński podał do Piotra Malinowskiego, a ten ustalił wynik spotkania. - Trener powiedział, że wejdę tylko wtedy, gdy będę potrzebny. Sądziłem, że wpuści mnie wcześniej, ale chyba dobrze że poczekał - wyznał bohater meczu.
Kasperczyk miał jednak pretensje do swoich zawodników za niedokładne podania i w ogóle słabszą grę.
- To nie było to, co sobie wymarzyłem. Ale tak się rodzą sukcesy, gdy w takich meczach, i z taką formą, odnosi się zwycięstwo - skomentował.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?