Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polski mit na Haiti. Czy wciąż jest aktualny? Fragment książki „Za horyzont. Polaków latynoamerykańskie przygody”

Tomasz Pindel „Za horyzont. Polaków latynoamerykańskie przygody”
pixabay
Na Haiti - w wyniku splotu różnych okoliczności - wytworzył się pozytywny mit Polaka, odpowiadający na konkretną potrzebę Haitańczyków. - pisze Tomasz Pindel, podróżnik.

Czy haitańscy potomkowie polskich legionistów rzeczywiście mają poczucie polskiej tożsamości, czy zostało im ono wmówione przez kolejne pielgrzymki polskich badaczy, artystów i turystów? Olga Stanisławska zauważa, że Haitańczycy postrzegają Polaków inaczej niż innych Europejczyków. Pojawia się tu ważny wątek równości: - Bardzo wielu Haitańczyków - zarówno wykształconych, jak i nie - kojarzy polski wątek, nawet jeśli sprowadza się on do tego, że są na Haiti „polskie wsie”.

- Czy myśmy wnieśli polską tożsamość do Cazale? - pytam profesora Kolankiewicza.

- Nie, my tylko potwierdziliśmy, że ta laba laPolòy naprawdę gdzieś istnieje, że rzeczywiście istnieją ci Poloné-Ayisyens i czasem się zjawiają.

Kiedy na mistrzostwach świata w 1974 r. Polska wygrała z Haiti 7:0, haitańczycy byli zgorszeni, bo brat bratu nie powinien tego robić

Sebastian Rypson podziela ten punkt widzenia: - Jestem przekonany, że coraz częstsze wizyty Polaków w Cazale miały spory wpływ na samoświadomość moun Kazal (ludzi z Cazale) - pisał mi w mejlu. Dowodem tego może być na przykład nowy zwyczaj dodawania do nazwisk końcówki „sky”. - Natomiast czy to przyczynia się do wzrostu propolskiego sentymentu - to wydaje mi się dyskusyjne. Z jednej strony tak, świadomość wzrosła i, co ważniejsze, ludzie uzyskali więcej informacji. Z drugiej strony, z powodu biedy u wielu członków tej wspólny zwiększa się poczucie zazdrości i bycia porzuconym: skoro ci Polacy mają pieniądze, żeby tu przylatywać, a nawet zabrali jednego z nas - Amona - do Polski, to dlaczego nie zaproszą nas więcej? Polska jest członkiem Unii Europejskiej - dlaczego nie zaoferuje nam paszportów? Tak więc powiedziałbym, że choć swoista mityczna polska tożsamość utrzymywała się od dawna - zaświadczana przez Wirkusa czy Łepkowskiego - nagły napływ informacji i wizyt z Polski sprawił, że stary kraj stracił ten mityczny charakter i stał się czymś konkretnym, co jednak nie przyniosło zbyt wielu korzyści. Acz nadal funkcjonuje jako źródło pewnej nadziei i szansy, nawet jeśli bardzo niepewnych. I myślę, że dzięki technologii wiedza miejscowych o Polsce będzie rosła i pewnie oznaczać to będzie demitologizację ojczyzny przodków.

Bo tożsamość cazalczyków - i zapewne można to odnieść do innych „polskich” osad - nie ma charakteru etnicznego, tylko geograficzny. Mieszkasz w Cazale - jesteś Polakiem, i kropka. Mniejsza o nazwisko, wygląd czy mniej lub bardziej urojone materialne ślady przodków: tożsamość przypisana jest do miejsca. Można się bawić w tropienie śladów, ale to tak naprawdę nie ma znaczenia. I to jest ewidentnie klucz do zrozumienia całej sprawy: tu nie chodzi o (mocno dyskusyjne) historyczne fakty czy o (przeważnie bardzo ulotne) namacalne ślady tożsamości, tylko o przekonania ludzi. O to, w co wierzą. Cazalczycy czują się Polakami, bo to ich wyróżnia - i to pozytywnie.

Na Haiti bowiem - w wyniku splotu różnych okoliczności - wytworzył się pozytywny mit Polaka, odpowiadający na konkretną potrzebę Haitańczyków - i to do tego mitu odwoływał się w swoim orędziu Jan Paweł II. Kluczowa jest tu kwestia haitańskiej rewolty z początku XIX wieku, czym ona tak naprawdę była dla mieszkańców wyspy. Dzisiejsze podręczniki historii opisują ją po prostu jako zryw niepodległościowy, zjawisko, do którego dziewiętnastowieczne kroniki zdążyły nas przyzwyczaić. Jednak dla ówczesnych haitańskie powstanie było zjawiskiem właściwie niepojętym, Europejczykom nie mieściło się w głowach, że coś takiego może nastąpić: żeby murzyńscy niewolnicy się zbuntowali? Przecież to zaburza naturalny porządek świata. A kiedy już nie dało się przeczyć faktom, dopasowywano to zdarzenie do akceptowalnych wyobrażeń, trywializowano i wymazywano. Na dobitkę nowo powstały kraj został zmuszony do płacenia odszkodowań na rzecz kolonialnej macierzy, a z czasem wszedł w orbitę wpływów potężnego sąsiada z północy - Stanów Zjednoczonych: historia nie była dla Haiti łaskawa. Haitańskie społeczeństwo czy też jego elity musiały mieć poczucie niezrozumienia i osamotnienia. I tu na scenę wchodzi legenda Polaków.

- Na Haiti istnieje rozpowszechniony w różnych klasach społecznych mit założycielski, w myśl którego Polacy stanęli do walki przeciwko Francuzom w obronie niepodległości Haitańczyków - tłumaczy profesor Kwaterko. - Haitańczycy mówią: byliśmy bardzo młodą republiką, wszystkie europejskie mocarstwa nałożyły na nas embargo i kary, więc trzeba było stworzyć taką opowieść-mit o europejskim narodzie, o Polakach, którzy zrozumieli, że walczymy o słuszną sprawę, którzy mieli uznanie dla nowego narodu.

I jest to mit rozpowszechniony także poza „polskimi” osadami.

- Mój przyjaciel Dany Laferrière - mówi Kwaterko - opowiadał mi, że u niego w domu istniał zawsze bardzo silny kult Polski, mówiło się o Polakach i o Cazale. Kiedy na mistrzostwach świata w Monachium w 1974 roku nasza reprezentacja wygrała z haitańską 7:0, jego ojciec i krewni byli zgorszeni, że przecież brat bratu nie powinien czegoś takiego robić.

Sebastian Rypson wspomina początki swojego drugiego pobytu na Haiti, kiedy to zbierał materiały do książki:

- Przy okazji tej podróży przez jakiś tydzień czy dziesięć dni mieszkałem u znajomego z średniej niższej klasy społecznej w Port-au-Prince. Pierwszego ranka, kiedy się tam obudziłem, musiała być za piętnaście piąta czy coś takiego. Wyszedłem na to miękkie światło, rozejrzałem się dookoła: jakiś uczeń rozwiązywał matematyczne równania kredą na ścianie, mężczyzna robił na wąskiej uliczce poranne pompki, a ja usiadłem, czekając na gęstą słodką kawę i małe trójkątne chlebki (nazywane biskit), które mój znajomy poszedł kupić gdzieś w okolicy. Kiedy wrócił z parującymi kubkami kawy, jego sąsiedzi nabrali odwagi i zaczęli mówić najpierw o mnie, a potem do mnie (biały władający nawet bazowym kreolskim to często wielkie zaskoczenie dla Haitańczyków). Kiedy wyszło na jaw, skąd jestem i co tu robię - badania polskiej obecności na Haiti - ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu większość tych ludzi, czyli klasa średnia niższa, wiedziała, o czym mówię. Zrobiła się z tego ożywiona dyskusja, zastanawiano się, czy Polacy przypłynęli jako najemnicy francuskiej armii, czy jednak zjawili się, żeby pomóc Haitańczykom w walce o wolność. Pamiętam dobrze moje wrażenie, że polski udział w trudnej haitańskiej przeszłości był postrzegany jako pozytywny, w każdym razie nie tak negatywny jak na przykład Amerykanów, Francuzów czy Niemców. To była taka zbiorowa rozmowa, z udziałem sześciu czy ośmiu osób, cieszących się porankiem. Były bardzo uprzejme, więc teoretycznie to wszystko mogło wynikać z tego, że nie chciały urazić zagranicznego gościa - albo wręcz chciały sprawić mi przyjemność. Nie sądzę jednak, żeby tak było: nie wszyscy znali ten napoleoński epizod, więc ich sąsiedzi tłumaczyli im, jak to wyglądało.

Podobnie kwestię tę postrzegał Tadeusz Łepkowski odwiedzający Haiti dekady przed Rypsonem i Kwaterką: „W kraju osamotnionym, długo nienawidzonym przez państwa akceptujące niewolnictwo (Wielką Brytanię, Hiszpanię, USA), Polacy byli zawsze uważani za wyjątek, za przyjaciół. Jest to haitańska tradycja, jest to też legenda”. Jeśli więc mielibyśmy szukać jakichś paralel, to nasuwa się ta z przyjaźnią polsko-węgierską: oba narody darzą się historyczną sympatią, choć nikt już dokładnie nie wie dlaczego.

- W przywiązaniu Cazale do polskości można dostrzec też aspekty smutniejsze, o których zwykle się nie wspomina - dodaje Olga Stanisławska. - Rzecz w tym, że haitańska rewolucja zasadniczo nie zmieniła hierarchii koloru skóry: wciąż im się jest jaśniejszym, tym lepiej, wyjątkiem była tylko dyktatura Duvalierów. Podobno zdarza się, że matki bardziej skupiają się na edukacji swoich jaśniejszych dzieci, bo to one mają w życiu większe szanse. To europejskie dziedzictwo, którego nie udało się Haitańczykom pozbyć. Cazalczycy, którzy mogą się powołać na swoje europejskie pochodzenie, zyskują nieco wyższą pozycję społeczną. Naturalne więc, że w bardzo trudnych haitańskich warunkach pielęgnują tę polskość, nawet podświadomie. Oczywiście, to także może być z ich strony po prostu znak otwarcia, ciekawości świata, pragnienia wyjścia ze swego zaścianka. Tak czy inaczej, pojawia się pytanie, jak te polskie projekty - które przynoszą większe lub mniejsze korzyści dla Cazale - wpływają na miejscowe relacje. Czy nie rodzą zawiści w innych miejscowościach?

POLECAMY:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Polski mit na Haiti. Czy wciąż jest aktualny? Fragment książki „Za horyzont. Polaków latynoamerykańskie przygody” - Portal i.pl