Powrót po raz trzeci

To będzie już trzeci powrót Raczka do MPK, w którym przepracował 35 lat.

- Do pracy stawię się 1 grudnia - mówi Ryszard Raczek.

Tym razem nie będzie triumfalnego wjazdu do przedsiębiorstwa jak w 2007 roku, gdy wracał do firmy wynajętą limuzyną.

Nie wiadomo jakie stanowisko obejmie.

- Nie ma już stanowiska zastępcy ds. technicznych - mówi prezes MPK, Krzysztof Nabrdalik, i zapowiada kasację wyroku w Sądzie Najwyższym.

Raczek nie boi się kasacji, bo wraca do pracy m.in. na podstawie orzeczenia Sądu Najwyższego dotyczącego takich spraw, jak jego.

Teraz Raczek, jeśli nawet nie dostanie dyrektorskiego stołka (nie wyobraża sobie tego prezes Nabradlik), to i tak będzie pobierał z kasy spółki 10 tys. zł brutto miesięcznie, bo to mu gwarantuje wyrok sądu. Może to być tysiąc zł pensji, ale 9 tys. dodatku wyrównawczego. Tak będzie do 65. roku życia, bo wkrótce wejdzie w okres ochronny przed osiągnięciem wieku emerytalnego. Raczek już dostał od MPK ponad 70 tys. zł odszkodowania. Mógł dostać jeszcze prawie 102 tys. zł, gdyby przystał na warunki MPK na podstawie ugody z przedsiębiorstwem. Ale chciał ponad 150 tys. zł. To miała być cena za przejście na wcześniejszą emeryturę.

O tworzeniu stanowisk w Miejskim Przedsiębiorstwie Komunikacyjnym decyduje rada nadzorcza spółki. Z pewnością nie utworzy dyrektorskiego stanowiska dla Raczka, bo jak on sam mówi, podczas jednej z rozpraw usłyszał od przedstawiciela kierownictwa MPK, że jest dla przedsiębiorstwa kulą u nogi.
W 2002 roku, wkrótce po wyborach samorządowych, zostało zwolnione dyscyplinarnie całe kierownictwo MPK - poza Raczkiem też drugi wiceprezes Arkadiusz Szerszeń i prezes Roman Wydymus. Trzej prezesi odwołali się do sądu. Roman Wydymus zawarł ugodę, Arkadiusz Szerszeń wygrał i otrzymał w sumie około 40 tys. zł od MPK. Były prezes Wydymus na pewno nie mniej. Raczek wróciłdo pracy w marcu 2007 roku. Przepracował trzy dni. W tym czasie złapał kilka nagan za m.in. uderzenie prezesa drzwiami samochodu i odmowę wykonywania poleceń. Wszystkie nagany uchylił sąd pracy.

Ryszard Raczek jest też widoczny na częstochowskiej scenie politycznej. Od lat jest na każdej sesji Rady Miasta. Stara się zabrać głos, atakuje prezydenta Tadeusza Wronę (drukuje kilka egzemplarzy i rozdaje gazetkę "Rozdziobani" - aluzja do prezydenta). Sądzi się z byłym radnym Sławomirem Świerczyńskim, który jest też byłym dyrektorem częstochowskiej energetyki cieplnej i odpowiada przed sądem w sprawie nieprawidłowości w przedsiębiorstwie w czasie, gdy nim kierował. Raczek wygrał w pierwszej instancji ze Świerczyńskim sprawę o pobicie. Do rękoczynów doszło na sesji Rady Miasta w styczniu 2006 roku. Ale przegrał z rzecznikiem prasowym Urzędu Miasta proces o naruszenie dóbr osobistych rzecznika, którego obraził słownie, też podczas sesji.

To nie koniec procesowych korowodów Raczka. Za tydzień stanie przed sądem pozwany z zawiadomienia wiceprezydenta Częstochowy, Zdzisława Ludwina, o popełnieniu przestępstwa.

Tym razem chodzi o to, że, zdaniem wiceprezydenta, Raczek jako członek Zarządu Ogólnopolskiego Zrzeszenia Emerytów i Rencistów z siedzibą w Częstochowie we wniosku do magistratu o umorzenie podatku od nieruchomości za lata 2006-2007 zawarł sformułowanie : "W Urzędzie Miasta od dłuższego czasu występują nadużycia, czy to przy zakupie samochodów, klombów, inwestycji w parkach, remoncie kamienicy przy Al. NMP 24, Handkego, III Alei NMP, nagrody, przyjęcia to także przerost administracyjny". Te sformułowania, zdaniem wiceprezydenta w sposób oczywisty mogą poniżyć Urząd Miasta w opinii publicznej i narazić na utratę zaufania.