Premiera filmu o wygranej Polaków z ZSRR. "Kryptonim obiekt, czyli cud nad Rawą"
11 czerwca w kinie Kosmos w Katowicach miała miejsce premiera najnowszego filmu Wojciecha Wikarka "Kryptonim obiekt, czyli cud nad Rawą". Godzinny dokument przedstawia kulisy jednego w historii zwycięstwa polskich hokeistów nad ZSRR, które miało miejsce podczas mistrzostw świata w Spodku w 1976 r.
- Pomysł na ten film siedział we mnie od kilkunastu lat. Teraz dzięki TVP Katowice dotarłem do archiwalnych materiałów z tego meczu i pomyślałem, że może wyjdzie w tego coś ciekawego. W 1976 roku byłem juniorem hokejowej drużyny Baildonu Katowice grając w bramce, a moim idolem był bohater tamtego spotkania Andrzej Tkacz. Mieszkałem wówczas na ul. Ordona, a więc tuż obok hali i byłem na tym historycznym spotkaniu tylko dzięki mojemu przyjacielowi Leszkowi, bo choć mogłem wejść na widownię to wcale się do Spodka nie wybierałem - powiedział Wojciech Wikarek.
W filmie "Kryptonim obiekt, czyli cud nad Rawą" poza fragmentami najsłynniejszego meczu w historii polskiego hokeja oraz archiwalnymi materiałami telewizyjnymi znalazły się także współczesne wypowiedzi grających w nim zawodników i organizatorów mistrzostw świata w Katowicach oraz wiele anegdot i ciekawostek. O części z nich opowiadali po projekcji bohaterowie dokumentu Wojciecha Wikarka.
- To nie był wcale mój najlepszy mecz w życiu - wspomniał Andrzej Tkacz, który w polskiej bramce popisywał się wieloma wspaniałymi interwencjami, a jego wyczyn porównywalny był z tym, co na Wembley zrobił Jan Tomaszewski. - W pierwszej połowie lat 70-tych graliśmy wiele dobrych spotkań np. na Turnieju Izwiestii pokonaliśmy Szwecję 5:3, ale z ZSRR nie wygraliśmy nigdy wcześniej i patrząc na sytuację w polskim hokeju nie wygramy z Rosją przez kolejne 50, a może i 100 lat.
Tkacz dzień przed meczem wracając do miejsca zakwaterowania (kadra mieszkała w sosnowieckim Novotelu) został pobity przez milicjantów pilnujących hotelu, w którym gościło osiem reprezentacji grających w katowickich MŚ, bo ci nie poznali bramkarza Biało-Czerwonych i nie chcieli wpuścić go do środka.
- W tym spotkaniu dopisało nam szczęście, ale też wszyscy mieliśmy swój dzień, a Rosjanie trochę nas zlekceważyli. W szatni była wielka radość, wręcz euforia. Całą noc nie zmrużyliśmy oka dyskutując o tym, czego dokonaliśmy i dzień później mocno zmęczeni dostaliśmy dwucyfrówkę z Czechosłowacją - wspominał Walenty Ziętara.
Wiesław Jobczyk, który strzelił ZSRR trzy bramki, przypomniał powiedzenie jakie po tym meczu pojawiło się w Związku Radzieckim. "Jobczyk, Zabawa i Kokoszka nastrieliali nam niemnoszka" (Jobczyk, Zabawa i Kokoszka trochę nam nastrzelali).
W filmie znalazł się fragment teledysku jednej z najbardziej znanych ówczesnych polskich piosenkarek Urszuli Sipińskiej, która jeździła na lodzie w towarzystwie czterech hokeistów reprezentacji. Na wynajętym przez TVP lodowisku w Oświęcimiu Sipińską przez dwa dni uczył jeździć na łyżwach 18-letni Wikarek, którego rodzice pracowali w Telewizji Katowice, a jednym z tych, który kręcił z piosenkarką kółka na tafli i woził ją na rękach był Henryk Gruth.
- Znalazłem się blisko gwiazdy, bo byłem najmłodszy w kadrze, więc zostałem wydelegowany do tej roli praktycznie z automatu, gdyż starszym kolegom w trakcie MŚ nie bardzo się chciało tracić czas na takie rzeczy - wspominał Gruth, który w meczu z ZSRR był rezerwowym i na lodzie pojawił się tylko na kilkanaście sekund. - Później w wielu miejscach pracowałem jako trener i o tym meczu ciągle mówiło się na świecie. Jestem dumny, że mogłem tam być, nieważne w jakiej roli - dodał czterokrotny olimpijczyk.
Reprezentacja Polski w trakcie MŚ w Katowicach zwiedzała otwartą pół roku wcześniej Fabrykę Samochodów Małolitrażowych w Tychach. Za utrzymanie się w grupie A każdy z zawodników miał dostać produkowanego tam fiata 126 p. Niestety do utrzymania zabrakło nam 21 sekund i na spotkaniu kadrowiczów z I sekretarzem KW PZPR w Katowicach Zdzisławem Grudniem po zakończeniu turnieju zamiast talonów na Malucha wszyscy dostali szwajcarskie zegarki.
Hokeiści pojechali na to spotkanie w reprezentacyjnych strojach, a Gruth zjawił się w szkolnym mundurku, bo właśnie przygotowywał się do matury i służbowy samochód zabrał go do Komitetu Wojewódzkiego prosto z lekcji. Gdy tłumaczył się ze swojego odmiennego stroju Grudzień stwierdził tylko: "Gdybyście mieli kłopot z tą maturą to dajcie znać".
Nie przeocz
Zobacz koniecznie
Musisz to wiedzieć
Bądź na bieżąco i obserwuj
Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?