Prezes Górnika Zabrze: Wyniki testów spadły na nas jak grom z jasnego nieba [WYWIAD]

W środę nie ukrywał pan oddechu ulgi po negatywnych wynikach badań u wracających do treningów piłkarzy, a w piątek..
A w piątek informacja o pozytywnych wynikach testów kilku piłkarzy spadła na nas jak grom z jasnego nieba. Do wspomnianej środy czekaliśmy z konkretnymi decyzjami związanymi z wyjazdem na sparing z Salzburgiem, a potem na obóz na Cypr. Po otrzymaniu kompletu negatywnych wyników zaczęliśmy działać, tymczasem w piątek w godzinach wieczornych trzeba było wszystko zatrzymać. Do późnych godzin wieczornych mieliśmy „gorącą” linię ze sztabem, ale też z Austriakami i organizatorem zgrupowania na Cyprze. Przecież w sobotę o 14.00 mieliśmy wyjść na boisko w Salzburgu. Austriacy szykują się do meczu Ligi Europy. Chcieli z nami grać, ale musielibyśmy jeszcze raz w Austrii przejść dokładne badania. Co by się stało, gdyby były „plusy”? Tacy zawodnicy zostaliby na kwarantannie w Austrii, nie mogliby polecieć na Cypr. Podjęliśmy jedyną rozsądną decyzję.

Nie pojawiły się wątpliwości co do skuteczności testów? Taka zmiana sytuacji raptem po kilkudziesięciu godzinach może się kojarzyć z perypetiami polskich skoczków podczas Turnieju Czterech Skoczni.
W coś musimy wierzyć i na czymś się opierać. Dostaliśmy wyniki, wdrożyliśmy przewidziane w takich sytuacjach procedury, chorych odizolowaliśmy i zaczęliśmy się dostosowywać do nowej rzeczywistości. W Zabrzu przestrzegamy wszystkich zasad, myślę, że pod tym względem jesteśmy wręcz w ligowej czołówce, ale jak widać koronawirus potrafi się przedrzeć nawet przez takie zasieki. Pamiętajmy, że piłkarze pojawili się w klubie po kilkunastu dniach przerwy. Mamy do nich zaufanie, wiemy, że się pilnowali, ale mimo tego nie udało się uniknąć zakażeń.

Ujawni pan liczbę pozytywnych testów?
Jest ich kilka i dotyczą wyłącznie piłkarzy. Tyle mogę powiedzieć. Teraz dodatkowo prowadzimy testowanie antygenowe i czekamy na kolejne wyniki.

Sporo pieniędzy straciliście na anulowaniu zgrupowania?
Nie są to bardzo wysokie kwoty, ale oczywiście nie wszystko udało nam się odzyskać. Część wydanych pieniędzy przepadła, część możemy wykorzystać przy innej okazji. Ale pieniądz to nie wszystko. Może to trochę dziwnie zabrzmi, ale niewykluczone, że w tym całym zamieszaniu było nieco… opatrzności. Cypr właśnie się całkowicie zamyka i trudno powiedzieć, co by się stało, gdybyśmy tam dotarli zgodnie z planem. Kto wie, czy nie pojawiła się konieczność kwarantanny, problemy z powrotem do kraju i tego typu komplikacje. Najbardziej żal sparingów z Salzburgiem i Crveną Zvezdą, bo one stanowiłyby rzeczywistą wartość dodaną okresu przygotowawczego i są niemożliwe do zrównoważenia.

Jak będą wyglądały przygotowania Górnika w wersji lokalnej?
Zostajemy w Zabrzu, może na kilka dni opuścimy Śląsk, ale to ostateczność. Mamy zapewnione trzy, cztery obiekty, z których skorzystamy w zależności od pogody i potrzeb. Codziennie mamy warianty A i B, decyzje podejmuje trener Marcin Brosz i sztab. Mamy też nowinkę, która w ostatnich latach, gdy wyjeżdżało się na zagraniczne obozy, była rzadko praktykowana - w pierwszym etapie ciężkich treningów zespół pojedzie w Beskidy, by pobiegać po górach i zdobyć jeden ze szczytów. Wielki Górnik robił to regularnie i dobrze na tym wychodził.

Co ze sparingami?
Na pewno zagramy 23 stycznia. Innych terminów nie przesądzamy, w okresie najcięższych zajęć mogą wystarczyć wewnętrzne gry, choć termin 16 stycznia wciąż jest otwarty. Rozmawiamy z kilkoma klubami.

Brak obozu oznacza jakieś zmiany w kontekście transferów?
Jedno nie przekłada się na drugie. Nie ma żadnych konkretów. W najbliższych dniach nikt nowy raczej się nie pojawi, co nie znaczy, że nie rozmawiamy, nie oglądamy i nie bierzemy tego pod uwagę.