Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Buszman: Biznesmen z brzuszkiem nie ma szans na karierę

Paweł Buszman
Paweł Buszman
Paweł Buszman Andrzej Wawok/WRC PAKS
Rozmowa z prof. dr. hab. n. med. Pawłem Buszmanem, przewodniczącym Rady Nadzorczej Polsko-Amerykańskich Klinik Serca, (AHP SA)

Jest pan lekarzem, menedżerem - krótko mówiąc człowiekiem niezwykle zabieganym. Czy w tym nawale obowiązków znajduje pan czas, żeby zadbać o zdrowie?
Staram się, aczkolwiek wolnego czasu rzeczywiście nie mam za dużo. Codziennie staram się choćby pobiegać, jeżdżę też na rowerze, pływam, jeżdżę na nartach. Mój zawód narzuca mi pewne rygory - bez dobrej kondycji właściwie nie mógł-bym go wykonywać.

Ma pan kontakty nie tylko z lekarzami, ale i wieloma biznesmenami. Jak w tym środowisku dba się o zdrowie?
Niestety, w Polsce bardzo źle. Dlatego od czasu do czasu słyszymy o nagłym zgonie znanego polskiego biznesmena. Z tego powodu szczerze ubolewam, bo to są bardzo cenni ludzie dla kraju, dla naszej gospodarki, dla otoczenia, w którym funkcjonują.

Skąd ta kiepska kondycja biznesmenów i nagłe zgony?
Niestety, jesteśmy w takim okresie, kiedy się jeszcze dorabiamy w Polsce, każdy chce to zrobić jak najlepiej, jak najszybciej. Wiemy, że tu i teraz jest ta okazja, żeby coś zrobić, żeby odnieść sukces, a jednocześnie wydaje nam się, że taka okazja może się już nie powtórzyć. Często ten wyścig po sukces i pieniądze okupujemy zdrowiem. Na Zachodzie jest już inaczej...
No właśnie, za granicą ma pan również szerokie kontakty. Jakie tam są wzorce, jeśli chodzi o dbałość o zdrowie?
Dbanie o zdrowie, szczególnie wśród biznesmenów, jest oznaką sukcesu.

Czyli biznesmen - tak jak amerykański prezydent - musi wykazać się dobrą kondycją i zdrowiem, żeby w pełni zostać docenionym?
Tak, w szczególności dotyczy to szefów dużych firm, którzy muszą przechodzić specjalistyczne badania zanim obejmą stanowisko. Zasada jest jedna - nie można być szefem firmy, jeśli się jest chorym. Tak więc dbanie o zdrowie to dbanie o swój wizerunek jako sprawnego i godnego zaufania menedżera. To również dbanie o swoją karierę zawodową. Zarządzanie swoim zdrowiem i wizerunkiem jest równie ważne jak zarządzanie swoimi aktywami.

Nasi notable z brzuszkami nie zrobiliby kariery na Zachodzie?
Raczej nie, na Zachodzie biznesmeni bardzo dbają o to, żeby nie mieć nadwagi, żeby prawidłowo się odżywiać, są w ciągłym ruchu - w sensie fizycznym, uprawiają różne sporty. W związku z tym takie nagłe zgony sercowe wśród biznesmenów i osób, które posiadają już pewien kapitał i dalej go inwestują, zdarzają się dużo rzadziej niż w Polsce

Ostatnio pojawiła się ciekawa informacja o pacjencie, który żyjąc z urządzeniem wspomagającym pracę serca, po dwóch latach oczekiwania na transplantację wyszedł ze szpitala - bo serce się zregenerowało, głównie dzięki systematycznym ćwiczeniom, które chory wykonywał. Czyżby ruch był tak zbawienny dla serca?
Tak, gdyż wysiłek fizyczny pobudza szpik do produkcji komórek macierzystych, które mają wpływ na regenerację narządów, w tym serca. Trzeba tu jednak zaznaczyć, że sam wysiłek fizyczny nie wystarczy - niezbędny jest cały zestaw działań profilaktycznych, by uzyskać pożądany efekt: kontrolujemy wagę ciała, poziom lipidów i glukozy w surowicy krwi, sprawdzamy ciśnienie tętnicze, zapobiegamy infekcjom i próchnicy zębów, prawidłowo się odżywiamy, uczymy się pokonywać stres. Nie wolno palić tytoniu. Satysfakcja z życia rodzinnego i zawodowego oraz pozytywne nastawienie do świata są też bardzo ważne.

Francuzi mają receptę na zdrowie - wino, kobiety i śpiew. Czy relaks, udany seks i zdrowe jedzenie to może być przepis na dolegliwości ducha i ciała?
Francuzi stosują bardzo dobrą dietę, nazywamy to dietą śródziemnomorską, bogatą w owoce, warzywa i wino pite prawie do każdego posiłku. Łatwo też zauważyć, że jedzą bardzo dobrze, ale mało. I dużo się ruszają.

Dużo pan podróżuje - które nacje, oceniając na podstawie pana obserwacji, prowadzą najzdrowszy tryb życia?
No właśnie Francuzi, dlatego że jeśli chodzi o choroby układu krążenia i miażdżycę, zawały serca, udary, to właśnie w tym kraju jest ich najmniej. Z kolei jeżeli mówimy o długości życia, to oprócz Francji kraje skandynawskie osiągnęły w Europie bardzo dobre wyniki. Ale, o dziwo, równie dobre, a może nawet lepsze osiągnęły kraje azjatyckie, w tym Japonia i Chiny, a szczególnie Hongkong czy Singapur.

Zaskakująca obserwacja, bo wydaje się, że to narody zapracowane - co nie służy sercu...
Jednak odpowiednia dieta - oparta na warzywach, a w Japonii w dużej mierze rybach - oraz surowe rygory epidemiologiczne narzucane w Chinach sprawiają, że mieszkańcy tych krajów żyją coraz dłużej i - co ważne - w dobrym zdrowiu. W Chinach, które są ciągle na dorobku, średnia długość życia dochodzi już do 74 lat, a więc tylko dwa lata mniej niż w Polsce. Bardzo ciekawymi przykładami są Singapur i Hongkong. To gigantyczne aglomeracje, a mimo to niezwykle zadbane i czyste, ruch samochodowy, transport miejski dobrze zorganizowane nie zatruwają powietrza, jest tam mnóstwo zieleni, wiele miejsc do rekreacji. Niezwykle interesującym przykładem jest też Kostaryka, kraj niezbyt bogaty i zamieszkały przez ludzi zadowolonych z życia. Opieka zdrowotna jest tam gwarantowana dla wszystkich, choć tylko na podstawowym poziomie, jednak dobry klimat i dieta oraz czyste powietrze gwarantują długie i szczęśliwe życie.

Jak na tym tle wygląda Śląsk?
Niestety, źle.

A jak na stan naszego zdrowia wpływa przywiązanie do tradycyjnej, nieco ciężkiej kuchni?
Przyznam, że lubię śląską kuchnię, ale jestem zdania, że trzeba ją nieco zmodyfikować. Jeśli rolada, to już nie z tłustym boczkiem, jeśli kapusta, to bez zasmażki itd.

Nasza kardiologia jest na najwyższym światowym poziomie. Problem jednak w tym, że dostęp do tych usług jest ograniczony, pacjenci czekają w gigantycznych kolejkach. Co zrobić, żeby zmienić tę sytuację?
U nas na Śląsku, dzięki temu, że mamy dwa duże ośrodki kardiologiczne i działające od 12 lat oddziały AHP, dostęp jest w sumie lepszy niż w innych częściach kraju. Zorganizowaliśmy tu bardzo dobrze leczenie ostrych zespołów wieńcowowych, czyli stanów przedzawałowych i zawałów serca. Jednak chcielibyśmy, by nie dochodziło do zawału serca lub żeby na wcześniejszym etapie wychwycić chorobę. W tym przypadku jest potrzeba prowadzenia badań przesiewowych, profilaktyki pierwotnej, ale również dostępu do kardiologa zanim wystąpi stan przedzawałowy lub zawał. I rzeczywiście, ten dostęp jest gorszy, między innymi dlatego, że NFZ bez limitów płaci za ostre zespoły wieńcowe i tutaj nie ma ograniczeń - są to stany zagrożenia życia, więc oczywiście jest to słuszne - natomiast przydałoby się więcej pieniędzy właśnie na badania profilaktyczne, skriningowe, na wczesną diagnostykę i leczenie choroby wieńcowej czy miażdżycy generalnie, zanim wystąpi jakiś poważny incydent, czyli zawał czy udar mózgu.

Czyli - jak głosi stara mądrość - lepiej zapobiegać niż leczyć...
Jak najbardziej, w każdym przypadku diagnostyka, leczenie we wstępnej fazie każdej choroby jest dużo tańsze. Dam przykład choroby wieńcowej - jeżeli to jest początkowa faza, to już test wysiłkowy wiele nam wyjaśnia, później może być stosowana koronarografia, czyli badanie polegające na podaniu do tętnic wieńcowych kontrastu, umożliwiającego uwidocznienie ich stanu za pomocą promieniowania rentgenowskiego. Następnie - w razie konieczności może być stosowana angioplastyka, prosty zabieg przezskórny polegający na poszerzeniu naczyń krwionośnych, które zostały zwężone lub zamknięte w wyniku choroby. I wtedy możemy się zamknąć w sumie w kwocie kilkunastu tysięcy złotych za leczenie. Natomiast jeżeli zaniedbany pacjent dostaje zawału, to najpierw leczymy zawał, następnie niewydolność serca, zaburzenia rytmu (implantacja drogich rozruszników i automatycznych defibrylatorów), a na końcu często przeszczepiamy serce. Proszę zwrócić uwagę, jak w tym drugim przypadku rosną koszty...

Do jakiego poziomu?
Kilkuset tysięcy złotych.

Czyli tyle płacimy za brak profilaktyki i zaniedbania na tym polu ze strony Narodowego Funduszu Zdrowia?
Niestety, dziś tak to wygląda. Gdyby jednak nieco zmienić zasady funkcjonowania służby zdrowia i inaczej pokierować strumieniem pieniądza, to zamiast doprowadzać pacjenta do skrajnej fazy, a następnie leczyć go przez całe życie, moglibyśmy wyleczyć dwudziestu, trzydziestu pacjentów - i to prawie całkowicie. Biorąc właśnie pod uwagę takie podejście do chorób serca i mając na celu szeroko pojętą profilaktykę pierwotną zakupiliśmy Uzdrowisko Ustroń. To jest bardzo ważny element, który uzupełnia naszą ofertę. Leczymy tam wielu pacjentów po zawale serca, z niewydolnością serca, po udarach. Ale chcielibyśmy widzieć tam coraz więcej osób, które korzystają z zabiegów profilaktycznie, żeby zapobiegać najcięższym schorzeniom, i żeby do nich nie dopuszczać. Można to zrobić ucząc ich, jak się prawidłowo odżywiać, jak regularnie ćwiczyć.

Polacy chętnie korzystają z takich porad?
Niestety, póki nie zachorujemy, to wolimy wydać pieniądze na wyjazd do Egiptu, czy do innych ciepłych krajów, gdzie leżymy na ciepłym piaseczku i objadamy się miejscowymi smakołykami. Natomiast, zapominamy o ruchu i zdrowym trybie życia. Tymczasem pieniądze można wydawać dużo lepiej. Nie trzeba czekać na fundusz, ani Ministerstwo Zdrowia, żeby zadbać o zdrowie. Samemu można zainwestować w siebie, i to dużo skuteczniej niż robią to wszystkie ministerstwa zdrowia na świecie. Na Zachodzie to już nie tylko moda, a le obowiązujący styl życia.

Bo zdrowie jest najcenniejszą inwestycją?
Absolutnie tak.

Rozmawiał: Mariusz Urbanke

Dlaczego pyły nad śląskimi miastami doprowadzają do zawału serca?

Statystyki pokazują, że długość życia jest mocno powiązana ze stopniem zapylenia. A u nas, na Śląsku, tak zwana niska emisja to prawdziwe nieszczęście. Poradziliśmy sobie z zanieczyszczeniami przemysłowymi, nie możemy jednak zlikwidować pieców w domach prywatnych, w których spala się nie tylko najgorszej jakości węgiel, ale nawet śmieci. Pył zawieszony i inne szkodliwe substancje dosłownie siadają nam na płucach - w jak wielkiej ilości, to najlepiej sprawdzić patrząc na czarne, okopcone elewacje budynków w naszych miastach. To, co jest na elewacjach domów, jest również w naszych płucach. A tymczasem coraz więcej badań prowadzonych na świecie wykazuje statystyczny związek pomiędzy stężeniem pyłu zawieszonego a chorobami układu oddechowego i układu krążenia. Wyniki są jednoznaczne i niepokojące. U osób żyjących przez wiele lat na obszarach o wysokim poziomie stężenia pyłu, zaobserwowano między innymi częstsze występowanie chorób płuc, redukcję ich funkcji, zapalenia oskrzeli, chroniczny kaszel, a także miażdżycę tętnic. Krótkoterminowa ekspozycja na pył zawieszony (godzinna, dobowa) również może spotęgować dolegliwości płucne związane z astmą oraz z infekcjami dróg oddechowych, a u osób z chorobami serca może doprowadzić do arytmii, niedokrwienia lub nawet do zawału. Opierając się na badaniach przeprowadzonych w krajach Unii Europejskiej, oszacowano skrócenie życia wśród ludzi narażonych na zwiększony poziom pyłu zawieszonego o przeszło osiem miesięcy. Koszty spowodowane leczeniem chorób spowodowanych ekspozycją na pył sięgają setek miliardów euro rocznie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!