Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Godzic: Wydawcy marzą, aby mieć czytelnika w realu i internecie

Wiesław Godzic
ARC
Z prof. Wiesławem Godzicem, medioznawcą, o zmieniającej się formie czytania książek, czasopism i dzienników oraz o dziennikarstwie internetowym rozmawia Monika Krężel

Młodym dziennikarzom powtarzamy ciągle, że dobrze piszą tylko ci, co dużo czytają. Co czytał pan w młodości? 
Pamiętam, jak byłem w trzeciej albo czwartej klasie i ciocia zaprowadziła mnie do biblioteki w miejscowości, gdzie mieszkałem, a ja usiłowałem jej wytłumaczyć, że już się tam zapisałem. To były inne czasy, książek w księgarniach było niewiele i tak naprawdę - obok raczkującej telewizji - książki otwierały nam okno na świat. Czytałem książki z cyklu "Przygody Tomka" Alfreda Szklarskiego czy "Winnetou". One były szalenie edukacyjne, dostarczały informacji o innym świecie. Potem przyszło radykalne odwrócenie się od literatury dziecięcej. W liceum była moda na egzystencjalistów, w tym Sartre'a i Camusa, byłem zauroczony też literaturą rosyjską. Studiowałem polonistykę i widziałem, jak młodzi ludzie dosłownie zaczytywali te książki. W Krakowie, w Bibliotece Jagiellońskiej była tylko jedna pozycja "Ferdydurke" Gombrowicza i to w zbiorach rzadkich, gdzie trzeba było mieć specjalne zezwolenie. I jak wiadomo, nie było w tych czasach kserokopiarek. Czytanie było wielkim organizacyjnym wysiłkiem. Pamiętam, jak umawialiśmy się na studiach: "Ty masz książkę na jedną noc, a ty na drugą".

CZYTAJ KONIECZNIE:
Serwis specjalny Junior Media

Oj, tego w ogóle nie da się porównać z naszymi czasami...
Dzisiaj zszokowany jestem tym, że wybieram sobie książkę, wychwytuję ją za pomocą Kindle'a i po kilkunastu sekundach mam ją w cyfrowej postaci. Oczywiście trzeba za to płacić. Ale wtedy szalenie trudno było kupić książkę za granicą za dolary, trzeba było szukać znajomych, którzy konkretną pozycję znajdą i jakoś prześlą.

A jeśli chodzi o gazety? Co się czytało?
Lubiłem "Dookoła Świata", "Radar", potem "Życie literackie". Dzienników raczej nie czytałem, zwłaszcza tych partyjnych mutacji wychodzących w każdym województwie. Wiele starych województw miało jednak dzienniki, które uchroniły się od propagandy, jak "Dziennik Polski" w Krakowie. Podawano tam informacje - jak to się dzisiaj mówi - bez ściemy i bez owijania w bawełnę. W tych gazetach były szeroko rozbudowane sekcje kultury, były tam teksty o nas. Taka dobra dziennikarska robota sprzed dziesiątków lat.

Do tego pamiętam "itd", "Na Przełaj", przeglądałem "Filipinkę", którą czytała siostra. Te wszystkie czasopisma były lekko dydaktyzujące, ale ważne było, jaką postawę się przyjmuje. Pisma uczyły nas, jak się zachować, jak się ubrać, tego, żeby być otwartym na innych ludzi, na języki. Myśmy się zgadzali na to, że trzeba się uczyć, ale nie chodziło tu o pouczanie. O tekstach się dyskutowało.

Czy pan też tak uważa, że młodzi ludzie dzisiaj rzadziej czytają, za to przeglądają głównie wiadomości w internecie?
Obserwując współczesnych studentów i to na różnych uczelniach, można powiedzieć, że młodzi już tak nie czytają. Zniknął nawyk czytania. Dawniej miało się swoją gazetę, swój dziennik. W Wielkiej Brytanii siadało na ławce małżeństwo, kobieta czytała "The Guardian", a mężczyzna "The Times". I potem oni się wymieniali informacjami.

Współcześni wydawcy marzą, żeby czytelnik, którzy przeczytał gazetę w "realu", zajrzał też na jej stronę internetową. Chodzi im o połączenie internetu z gazetami. Tymczasem dzieje się coś takiego, że czytelnik mówił, że czytał coś, ale w internecie. Nie pamięta autora tekstu, nie podaje nazwy gazety czy wydawcy, teksty dla niego są bezosobowe.

Jakie szanse na pracę w dziennikarstwie będą mieć młodzi ludzie, którzy chcą studiować ten kierunek?
Na pewno nie będzie tak, że praca będzie czekać na konkretnie wykształconego młodego człowieka. Ja proponowałbym odwrócenie kolejności.

Jestem za tym, aby uczyć jak najwięcej ogólnej wiedzy, ta szczegółowa powinna być zarezerwowana dla studiów zawodowych. Mając ogólną wiedzę i zdolność do zmienności, otwierania się na nowe rzeczy łatwiej jest dostać pracę.

Mówi się, że branża informatyczna ma przyszłość.
No tak, ale ktoś musi dostarczyć treści medialnej. Przykładowo. Potrzeba scenarzystów, którzy przygotują scenariusz serialu. Jeśli modne są seriale o lekarzach, to czy scenarzystę trzeba przygotowywać do pisania tylko takich scenariuszy? Otóż nie. Musi to być człowiek otwarty na rzeczywistość, dużo wiedzący. I wówczas on znajdzie pracę w tym, co w danym momencie będzie potrzebne. Potrzeba inżynierów? Tak, ale w większym zakresie tych, co ich pracę dobrze sprzedadzą.

Pamiętajmy też, że nikt raczej nie będzie pracował na jednym stanowisku do końca życia, ale po 3 - 5 latach wyszuka sobie coś innego. Warto pamiętać też o tym, że uczyć trzeba się całe życie, gdyż nabyta wiedza za jakiś czas stanie się nieaktualna. Młodzi ludzie muszą mieć też w sobie chęć zmiany, mobilność. I do tego wszystkiego potrzebna jest literatura, kiedyś nazywana piękną, bo ona uczy rozwijania wyobraźni, a w każdej pracy koncepcyjnej kreatywizm jest najważniejszy.


*Plebiscyt Młoda Para 2012 ZOBACZ ZDJĘCIA KANDYDATÓW
*Budowa dworca w Katowicach: Hala, perony ZDJĘCIA i WIDEO
*Debata o Śląsku: Semka kontra Smolorz ZDJĘCIA i WIDEO

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!