Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Miodek o piłce nożnej, Euro 2012 i języku futbolu [WYWIAD]

Robert Migdał
Prof. Jan Miodek: Mógłbym grać  w piłkę nożną 24 godziny na dobę
Prof. Jan Miodek: Mógłbym grać w piłkę nożną 24 godziny na dobę Piotr Warczak
"Rozstrzelani" "plejmejkerzy" - przeciwnicy "skasowali" ich, choć "golkiper" dwoił się i troił w "tajmingach". Poległ jednak po "atomowym ataku"... Prof. Jan Miodek, językoznawca, słysząc niektórych komentatorów sportowych, ze śmiechu spada z krzesła. A i włosy stają mu dęba. A na piłce nożnej zna się jak mało kto. Rozmawia z nim Robert Migdał

Lubi pan pograć "w nogę"?
Uwielbiam, zwłaszcza z moim wnuczkiem. Gramy cały czas: i na co dzień, i od święta. Znajomi się nawet dziwią: "A nie męczy cię to?". Odpowiadam: "Nie męczy mnie, bo ja piłkę kocham". Mógłbym w nią grać w domu, w plenerze - 24 godziny na dobę. Lekko się natomiast nudzę, gdy mnie wnuczek zaciąga do jakichś manewrów wojskowych, do strzelanin.

I co wtedy?
Kocham go bardzo, więc się czołgam i strzelam jak mi każe.

Skąd się u pana wzięła ta miłość do piłki?
To moje dzieciństwo, moja młodość. I grałem nie tylko w piłkę nożną, ale i w koszykówkę, ping-ponga, w piłkę ręczną. Najmniej lubiłem grać w siatkówkę.

Mały Janek Miodek cały czas biegał za piłką?
Taki był cały Górny Śląsk lat 40., 50. Piłka nożna i tylko piłka. Był jednak pewien konflikt, ponieważ oficjalnie piłka nożna nie była sportem szkolnym. Grono pedagogiczne było podzielone: część z nich goniła nas z boisk, potrafiła odebrać piłkę i na naszych oczach przerżnąć ją scyzorykiem na pół.

Pan nie był jednak grzecznym Jasiem i piłkę nadal kopał.
Gdyby się zachował zeszyt z uwagami z tamtego okresu, to przy moim nazwisku znalazłby pan tylko takie uwagi: "Został po lekcji i grał w piłkę na boisku", "Na przerwie grał w piłkę z kolegami".

Dlaczego gra "w nogę" była zakazana?
Nie mam pojęcia, skąd się wziął ten idiotyczny zakaz. Wolno było tylko grać w ręczną i siatkówkę. W średniej szkole już tego nie przestrzegano: w liceum organizowano nawet mistrzostwa w piłce nożnej. Cały Górny Śląsk kopał piłkę.To miało jakieś podłoże społeczne. W tej robotniczej dzielnicy Polski, dla przeciętnego chłopaka, przy kulcie pracy fizycznej, tradycji rodzinnej, kopalnia, huta, ewentualnie kolej, była właściwie jedyną drogą zawodową przeciętnego śląskiego chłopca. I jeżeli któryś z nich chciał się wybić, to albo szedł na farorza, czyli księdza, albo zostawał piłkarzem.

Słyszałem, że miał pan grać w Kolejarzu Tarnowskie Góry.
Oj tak. Podpatrywał mnie, jak grałem w parkach, na skwerach, taki przedwojenny piłkarz, który w Kolejarzu Tarnowskie Góry pełnił rolę wyławiacza talentów. Widział, że jestem dobry i pewnego dnia przyszedł do moich rodziców, usilnie ich prosząc, żeby mi pozwolili na grę w Kolejarzu.
* TO MUSISZ ZOBACZYĆ:

MATURA 2012 - ZOBACZ CZEGO SIĘ SPODZIEWAĆ, SPRAWDŹ ARKUSZE i ODPOWIEDZI. PRZECZYTAJ O PRZECIEKACH
* WEŹ UDZIAŁ W PLEBISCYTACH:
NAJLEPSZY NAUCZYCIEL 2012
CHUDNIESZ - WYGRYWASZ ZDROWIE
NAJSYMPATYCZNIEJSZY ZWIERZAK ŚLĄSKIEGO ZOO

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera


* BUDYNEK JAK TITANIC? JEDNA Z NAJWIĘKSZYCH ZABRZAŃSKICH TAJEMNIC ODKRYTA [ZDJĘCIA + FILM]
* OSTATNI CASTING MISS ZAGŁĘBIA 2012 [ZOBACZ ZDJĘCIA!]

Dlaczego nic z tego nie wyszło?
Rodzice, choć bardzo liberalni, troszeczkę się bali, że mnie ktoś boleśnie na boisku poturbuje. I nie pozwolili. Z czasem jednak zamiast w piłkę nożną, zawodniczo grałem w koszykówkę - na koszykówkę rodzice się zgodzili.

Gdyby nie kariera na uczelni, gdyby nie językoznawstwo, związałby pan swoje losy ze sportem.
Nawet jeszcze jako student, przyjeżdżając do Tarnowskich Gór, w tę koszykówkę grałem, ale coraz rzadziej. Nie miałem codziennego treningu, więc wysiadałem kondycyjnie. Brakowało mi pary w płucach.

No i później ta miłość do sportu nie przeszła panu: chciał pan być komentatorem sportowym.
To wszystko przez kochającego sport ojca, który był przedwojennym piłkarzem. Z nim, od najwcześniejszego dzieciństwa, chodziłem i jeździłem na mecze. Bo w moich rodzinnych Tarnowskich Górach była "A" klasa - to było dla mojego taty za mało. A że blisko był Chorzów, Bytom, Zabrze - to jeździliśmy tam, gdzie grała ekstraklasa. I słuchaliśmy radia, potem oglądaliśmy mecze w telewizji.

Ale to, co się słyszy, co niekiedy wyczyniają z językiem polskim dziennikarze, komentatorzy sportowi, to...
... włosy stają dęba, ręce opadają.

Cudowny materiał badawczy dla językoznawcy.
No tak, ale mi ich strasznie jest żal, że tak ciągle obrywają. Bo przecież oni są tylko ludźmi i działają pod wpływem przeogromnych emocji. A w emocjach wiadomo - czasem, mówiąc potocznie, się coś palnie. I to są te konstrukcje, które przeszły już do historii języka sportowego: "Proszę Państwa, wszystko w rękach konia" - powiedział sprawozdawca wyścigów konnych. Sam nie zapomnę jednej relacji z meczu hokejowego - Unia Oświęcim była wtedy rok po roku mistrzem Polski, ale Cracovia nadspodziewanie dobrze w tym Oświęcimiu grała. Nie przegrała, mecz zakończył się remisem, a w gazetach na drugi dzień pojawił się nagłówek w gazecie: "Dzielna postawa pasiaków w Oświęcimiu" - bo wiadomo, że na zawodników Cracovii, którzy występują w koszulkach w pasy, mówi się "pasiaki", jednak pasiaki w Oświęcimiu to trochę makabra.

Bywają groteskowe komentarze.
Bardzo mądry i dowcipny Stanisław Tym powiedział, że sprawozdawcy sportowi, wiedząc o tych swoich emocjach, nie powinni się bać, gdy są naturalni i zwyczajni w tym swoim sprawozdawczym języku. Natomiast bywają groteskowi i później obrywają za to, kiedy próbują się wysilić na jakąś poetyckość. To wtedy jest groźne. I ja się z tym zgadzam. Jeden z bardzo popularnych sprawozdawców młodego pokolenia uparł się, żeby zagranie chytre, niespodziewane, nazywać zagraniem bezczelnym. No i trzyma się tego od jakichś dwóch, trzech lat. Będę mu dokuczał do końca życia.
* TO MUSISZ ZOBACZYĆ:

MATURA 2012 - ZOBACZ CZEGO SIĘ SPODZIEWAĆ, SPRAWDŹ ARKUSZE i ODPOWIEDZI. PRZECZYTAJ O PRZECIEKACH
* WEŹ UDZIAŁ W PLEBISCYTACH:
NAJLEPSZY NAUCZYCIEL 2012
CHUDNIESZ - WYGRYWASZ ZDROWIE
NAJSYMPATYCZNIEJSZY ZWIERZAK ŚLĄSKIEGO ZOO

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera


* BUDYNEK JAK TITANIC? JEDNA Z NAJWIĘKSZYCH ZABRZAŃSKICH TAJEMNIC ODKRYTA [ZDJĘCIA + FILM]
* OSTATNI CASTING MISS ZAGŁĘBIA 2012 [ZOBACZ ZDJĘCIA!]

Niektórzy komentatorzy lubują się w używaniu sformułowań typu "rozstrzelani".
Przez wiele lat, kiedy Real Madryt losował w rozgrywkach Ligi Mistrzów Olimpic Lyon, wiadomo było, że odpadnie. I przed paroma laty stało się tak samo - w Madrycie był remis, ale pojechali do Lyonu, dostali 3:0 i odpadli. I sprawozdawca sportowy mówi: "No cóż, czas na komentarz, tu już nic się nie stanie, widzieliśmy, że przez pierwsze 15 minut mistrzowie Francji czuli wyraźny respekt przed piłkarzami Realu, ale gdzieś tak koło 15. minuty »poczuli krew«"... Proszę zobaczyć. Już nawet nie poczuli bluesa, tylko krew. Dostaję białej gorączki, gdy wystarczy, że jakaś drużyna drugi raz z rzędu przegra - i od razu pojawia się nagłówek: "Znów rozstrzelani". Jeśli "znów", to "rozstrzeliwani", bo "rozstrzelany" to może być ktoś raz.

Te mocne przymiotniki mają przyciągnąć. "Atomowy strzał", "samobójcza bramka"...
W latach 70. katowicki "Sport" sobie umyślił, że właśnie "samobójcza bramka" to jest złe sformułowanie i ogłosili konkurs na nowe określenie "samobójczej bramki". I poprosili mnie o rozstrzygnięcie tego plebiscytu. Odpisałem im: "Zostawcie »samobójczą bramkę« w spokoju, bo to jest określanie bardzo, ale to bardzo stare. Jestem przekonany, że tego sformułowania z języka polskiego nic nie wyeliminuje". Nawet kibice mówią, skracając sobie, o "samobóju".

A jakie były propozycje, które miały zastąpić "samobója"?
"Samogol", "samobramka". Nie przyjęły się te nazwy. Umarły śmiercią naturalną.

Niekiedy wydaje mi się, że sprawozdawcy sportowi mówią do kibiców jakimś specjalnym kodem. Te tajmingi.
I "plejmejkerzy" zamiast rozgrywających. Ten kod jest zrozumiały dla młodszych kibiców, starsi mogą mieć już problemy. Moja mama, nauczycielka języka polskiego, kiedy słyszała, że zawodnicy Polonii Bytom to "poloniści", to się denerwowała: "Jacy z nich poloniści!".

Język komentatorów, tak jak cały język polski, nieustannie się zmienia.
Oj zmienia, zmienia. Dam przykład: 20 października 1957 roku polska drużyna odniosła sensacyjne zwycięstwo nad Związkiem Radzieckim 2:1. Obie bramki strzelił wtedy Gerard Cieślik. Kiedy akcja toczyła się pod własną bramką, to napastników to nie obchodziło i oni sobie spacerowali pod bramką przeciwników. Pomocnicy musieli biegać. A dzisiaj, 11 atakuje, 11 broni. I skończyły się takie określanie jak "prawy łącznik", "lewy łącznik". Ten legendarny Gerard Cieślik to miał właśnie ksywę "mały łącznik". Albo określenie "półlewy" - między środkowym napastnikiem a lewoskrzydłowym, albo między środkowym napastnikiem a prawoskrzydłowym - był prawy i lewy łącznik. Albo "półprawy", "półlewy". Kto tak dziś mówi? A kiedyś powstała na ten temat słynna piosenka Władysława Szpilmana: "Trzej przyjaciele z boiska - skrzydłowy, bramkarz i łącznik, żyć bez siebie nie mogą, dziarscy i nierozłączni".

Na mecze Euro się pan wybiera?
Wszystko, co najważniejsze, obejrzę w zaciszu domowym.

W jednej ręce piwo, w drugiej chipsy, na szyi szalik, na policzkach polska flaga...
Nie będzie piwa. Raczej dobra herbata lub kawa.

Rozmawiał Robert Migdał

ZOBACZ WIDEO: PROF. MIODEK O JĘZYKU FUTBOLU

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo