Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Pietrzykowski: 10 maja będą pseudowybory, farsa wyborcza, która zapewne nie zostanie uznana przez znaczną część opinii publicznej

Marcin Zasada
Marcin Zasada
29.04.2016 katowicedr tomasz pietrzykowski prawnikmarzena bugala- azarko /dziennik zachodni/ polska press *** local caption ***
29.04.2016 katowicedr tomasz pietrzykowski prawnikmarzena bugala- azarko /dziennik zachodni/ polska press *** local caption *** Marzena Bugala- Azarko / Polska Press
Po stronie obozu rządzącego oglądamy wybór między mniej lub bardziej złym rozwiązaniem z punktu widzenia interesu politycznego, którym jest druga kadencja Andrzeja Dudy. To jest jedyne racjonalne wytłumaczenie, dlaczego nie został wprowadzony stan nadzwyczajny, a wyborów nie przełożono o tyle, o ile trzeba, biorąc pod uwagę przebieg epidemii. Logiczne wydaje się przełożenie wyborów o kilka miesięcy, ale to wyjście obarczone jest jedną wadą: jest nie na rękę PiS - mówi prof. Tomasz Pietrzykowski, prorektor Uniwersytetu Śląskiego, były wojewoda śląski.

Jeszcze niedawno samo hasło „konstytucja” było odbierane w ośrodkach władzy i jej sympatyków jako bezpardonowy atak. Ale dziś to Prawo i Sprawiedliwość podkreśla, że tej konstytucji w kontekście wyborów przede wszystkim, broni.
To zjawisko bardziej technicznie i naukowo nazywa się instrumentalizacją prawa i konstytucji. Obóz rządowy czysto instrumentalnie wykorzystuje konstytucję jako pretekst – w tym przypadku przeciwko odłożeniu wyborów o rok czy dłużej. Słyszymy, że nie ma takich konstytucyjnych możliwości, że byłoby to manipulowaniem stanem klęski żywiołowej, ale ten argument ma przykryć istotną okoliczność. Z punktu widzenia prawa, w Polsce ten stan klęski żywiołowej powinien zostać wprowadzony już jakiś czas temu.

To, co mamy w Polsce, wypełnia znamiona stanu klęski żywiołowej?
To osobna dyskusja, natomiast nie ulega żadnej wątpliwości, że przesłanki wprowadzenia stanu klęski żywiołowej zaistniały. Bo jeśli dzisiejsza sytuacja takowym stanem nie jest, to co nim miałoby być? To jest par exellence klęska żywiołowa i różne podejmowane działania czy ograniczenia, by z epidemią walczyć, są środkami nadzwyczajnymi, które powinny dokonywać się w ramach konstytucyjnie ogłoszonego stanu. Rząd stanu klęski nie wprowadza i w tym znaczeniu konstytucję co najmniej narusza, ponieważ w interesie rządzących przeprowadzenie wyborów prezydenckich jest raczej w maju niż np. jesienią. Jakiekolwiek odłożenie ich, choćby o 3-4 miesiące byłoby politycznie ryzykowne ze strony PiS. Powoływanie się na konstytucję w tej sytuacji, nie chcąc zrealizować swoich własnych obowiązków konstytucyjnych, jest więc argumentem w złej wierze.

PiS mówi: stan klęski żywiołowej mógłby zrujnować budżet państwa odszkodowaniami dla zagranicznych koncernów.
Argument w pewnym sensie uzasadniony, ale też bardzo mocno wyolbrzymiony. Bo tu nie chodzi o odszkodowanie za każdą szkodę doznaną przez firmę w stanie klęski żywiołowej. Nie chodzi o zyski, które spadły w czasie epidemii, ale np. o zajęcie hotelu pod stworzenie ośrodka kwarantanny. Każda sytuacja musiałaby być oceniana indywidualnie – w jakiej mierze to jest uszczerbek wprost wywołany decyzją podjętą w ramach zwalczania epidemii, na szkodę czy koszt przedsiębiorcy, a co już jest utratą zysków w normalnych warunkach. Tylko to pierwsze może być przedmiotem odszkodowań w przypadku stanu nadzwyczajnego. Zresztą to ryzyko finansowe jest wtórne wobec stanu wyższej konieczności: realnej klęski żywiołowej i realnych ograniczeń praw i wolności, którym podlegamy i które, z punktu widzenia prawa, mogą być wprowadzane tylko w ramach stanów nadzwyczajnych, a nie zamiast nich.

Politycy PiS argumentują też, że nie ma w tej sytuacji dobrego rozwiązania i chodzi o wybór mniejszego zła.
W tak nadzwyczajnej sytuacji to jest oczywiste. Natomiast rzecz w tym, pomiędzy jakimi rozwiązaniami wybieramy i dlaczego. Jeśli mówimy o stanie klęski żywiołowej i wyborach prezydenckich, to po stronie obozu rządzącego oglądamy wybór między mniej lub bardziej złym rozwiązaniem z punktu widzenia interesu politycznego, którym jest druga kadencja Andrzeja Dudy. To jest jedyne racjonalne wytłumaczenie, dlaczego nie został wprowadzony stan nadzwyczajny, a wyborów nie przełożono o tyle, o ile trzeba, biorąc pod uwagę przebieg epidemii. Logiczne wydaje się przełożenie wyborów o kilka miesięcy, ale to wyjście obarczone jest jedną wadą: jest nie na rękę PiS. Partia rządząca obawia się, że notowania jej, jak i prezydenta, będą gwałtownie spadać ze względu na gospodarcze skutki epidemii, które zaczniemy niebawem odczuwać.

Jeszcze jeden argument: brak wyborów prezydenckich oznacza jakiś rodzaj anarchii, a państwo musi być w tych czasach silne, sprawne i zorganizowane.
Ten argument jest jakoś do obrony, ale wyłącznie w scenariuszach niezakładających wprowadzania stanu nadzwyczajnego. Z chwilą nastania np. stanu klęski żywiołowej, kadencja organów, których wybór musi być odłożony, ulega przedłużeniu. Więc przedłużona zostałaby też kadencja Andrzeja Dudy. Byłby problem, gdyby wybory nie mogły się odbyć w ciągu kilku miesięcy, bo byłyby np. fizycznie niewykonalne, a nie mielibyśmy stanu nadzwyczajnego. Tu w konstytucji jest luka, to znaczy nie ma jasnej odpowiedzi, kto miałby przejąć obowiązki prezydenta po zakończeniu jego kadencji. W przewidzianych w konstytucji sytuacjach, np. śmierci prezydenta, jest to marszałek Sejmu, jako druga osoba w państwie. Wygaśnięcie kadencji i brak wyboru prezydenta nie zostało przewidziane. Ale podkreślam: to problem, który wynika tylko z upartej niechęci obozu rządzącego, by wprowadzić to, co konstytucja przewiduje na takie sytuacje, czyli stan klęski żywiołowej.

Jarosław Gowin proponuje: wybory za 2 lata, już bez Andrzeja Dudy, którego kadencja zostałaby przedłużona. Ale do tego trzeba zmiany w konstytucji.
Gdybym miał dziś uszeregować złe rozwiązania, które mamy, to tym najmniej złym jest zgodne i przewidziane przez konstytucję wprowadzenie stanu klęski żywiołowej tak długo, jak długo będzie on niezbędny, biorąc pod uwagę przebieg epidemii. A następnie przeprowadzenie wyborów w pierwszym możliwym terminie po zniesieniu tego stanu. Jedyną wadą takiego scenariusza jest brak zgody strony rządzącej, bo nie jest on w jego interesie politycznym. Kolejnym, gorszym, ale możliwym do przyjęcia wyjściem byłoby rozwiązanie przewodniczącego PO, Borysa Budki: ogłoszenie przez Sejm stanu klęski żywiołowej, a potem przedłużanie go, nieco sztuczne, naciągające konstytucję, o rok. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, w czyim interesie politycznym będzie przeprowadzenie wyborów za 12 miesięcy, więc wszyscy są w stanie to zaakceptować.

A rozwiązanie Gowina?
To numer trzy. Jeszcze gorsze, ale lepsze od ostatniego, ewidentnie najgorszego, czyli przeprowadzenie wyborów korespondencyjnych w maju. Te wybory nie będą spełniały jakichkolwiek standardów: nie będą ani tajne, ani powszechne, ani równe. Będą pseudowyborami, farsą wyborczą, która zapewne nie zostanie uznana przez znaczną część opinii publicznej i środowisk politycznych w Polsce. To doprowadzi do bardzo poważnego kryzysu, o wiele głębszego niż mamy: do funkcjonowania w fotelu prezydenckim osoby, która przez nie będzie uznawana za legalnie wybranego prezydenta. Myślę również o wątpliwościach instytucji międzynarodowych.

Obejrzyj dokładnie

Mówi pan np. o problemie tajności wyborów korespondencyjnych. Przecież w szczątkowej formie takie wybory już się odbywały. I część wyborców świadomie godziła się na uczestnictwo w wyborach na takich właśnie zasadach.
Nie twierdzę, że wybory korespondencyjne są nie do pomyślenia z punktu widzenia tych standardów. Ponieważ jednak ryzyko naruszenia tajności głosowania przy głosowaniu korespondencyjnym jest nieporównywalnie większe niż w głosowaniu tradycyjnym, to technika ich przeprowadzenia musi być bardzo szczegółowo dopracowana i przemyślana, by to ryzyko zminimalizować. Tego nie da się zrobić „na wariata” w ciągu tygodnia czy dwóch. Powszechne wybory korespondencyjne są możliwe, tylko musiałyby być bardzo drobiazgowo przygotowane, by nie można było stawiać im zarzutów naruszenia standardów tajności czy równości.

Polacy zagranicą. Można założyć, że jakaś części obywateli po prostu nie będzie w stanie wziąć w tych wyborach udziału?
Nie można. Moim zdaniem to założenie, które dyskwalifikuje te wybory. Dotyczy to zarówno Polaków za granicą, jak i tych mieszkających w kraju, w sytuacji utrudnionego przemieszczania się. Mnóstwo osób przebywa nie pod swoim adresem zameldowania. Gdzie trafią pakiety wyborcze adresowane do poszczególnych obywateli i jaki procent z nich nie będzie mógł fizycznie dotrzeć do nich i bezpiecznie zagłosować? Co z komisjami wyborczymi i kwestią nadzoru nad nimi ze strony komitetów wyborczych? Liczba problemów nie do rozwiązania w ciągu kilku tygodni jest ogromna, zwłaszcza przy zmarginalizowaniu Państwowej Komisji Wyborczej. Dziś wybory organizuje nie niezależny, bezstronny organ, tylko administracja rządowa, czyli obóz polityczny jednego z kandydatów. To podważa rzetelność wyborów i społeczne zaufanie do ich wyniku.

Czy wybory mogą odbyć się bez poprzedzającej je kampanii wyborczej?
Nie. I tak dochodzimy do najpoważniejszego zarzutu wobec wyborów – każdych, które odbyłyby się w maju. W warunkach epidemii nierównowaga pomiędzy urzędującym prezydentem i pozostałymi kandydatami jest tak gigantyczna, że ten końcowy akt procesu wyborczego, jakim jest oddanie głosu właściwie o niczym nie świadczy. Wybory bez wcześniejszej kampanii i dyskusji, równego prezentowania programów kandydatów, są bezwartościowe. Bo przecież nie chodzi tylko o oddanie głosu, a wyrobienie sobie opinii na temat tego, którego z kandydatów popieram. Nie można przyjmować założenia, że elektoraty są zabetonowane na starcie, więc chodzi tylko, by elektorat każdego z kandydatów dotarł do urn wyborczych.

Politycy PiS podkreślają, że to prezydent Duda najmocniej traci na braku kampanii wyborczej.
Nie rozumiem tego argumentu. Prezydent w sytuacji kryzysowej, z oczywistych powodów i to nie jest zarzut pod jego adresem, siłą rzeczy jest bardziej obecny w przestrzeni publicznej niż byłby w warunkach normalnych. Prezydent musi angażować się w zwalczanie nadzwyczajnego zagrożenia, jakim jest epidemia, więc jego rola rośnie w okolicznościach kryzysowych. Pozostali kandydaci mają ten zakres możliwości zdecydowanie ograniczony.

Opozycja proponuje: wybory przez internet. To bardziej bezpieczne i demokratyczne?
Wszystko zależy, o jakim horyzoncie czasowym mówimy.

Wybory przez internet za rok?
Chciałbym dożyć czasów, w których tego typu czynności, jak wybory czy wszelkie kontakty z administracją, będziemy w stanie załatwiać zdalnie. Ale brutalne fakty są dziś takie, że chyba 15 procent gospodarstw domowych w Polsce nie ma dostępu do internetu. Nie jesteśmy w stanie zagwarantować, że wszyscy będą w stanie głosować w trybie online. A zabezpieczenie tych wyborów przed atakami hakerskimi czy ingerencją różnych obcych czynników? Obawiam się, że skala tego przedsięwzięcia jest zbyt potężna, by przeprowadzić je za rok. Przecież trzeba będzie jeszcze umieć poradzić sobie z takim głosowaniem. Mam na myśli nie tylko najbardziej obytych z elektroniką, ale również osoby, które być może pierwszy raz w życiu będą musiały skorzystać z internetu. Moim zdaniem, na razie wybory przez internet są niemożliwe.

Rozmawiał: Marcin Zasada

Prof. Tomasz Pietrzykowski był gościem rozmowy dnia DZ i Radia Piekary

Zobacz koniecznie

Bądź na bieżąco i obserwuj

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera