Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Protest mieszkańców Ławek w Mysłowicach. Nie chcą budowy farmy fotowoltaicznej obok swoich domów ZDJĘCIA

Kacper Jurkiewicz
Kacper Jurkiewicz
Mieszkańcy dzielnicy Ławki w Mysłowicach protestują przeciwko budowie farmy fotowoltaicznej
Mieszkańcy dzielnicy Ławki w Mysłowicach protestują przeciwko budowie farmy fotowoltaicznej Kacper Jurkiewicz
W spokojnych i zielonych Ławkach, dzielnicy Mysłowic, ma powstać farma fotowoltaiczna. Pole, na których miałoby się znaleźć 9 tysięcy paneli znajduje się w odległości 15 metrów bieżących od budynku mieszkalnego. Nikt nie poinformował większości mieszkańców o takiej inwestycji. Są oburzeni i boją się o swoje domy, zdrowie oraz przyrodę. Postanowili zaprotestować i nagłośnić sprawę.

Protest mieszkańców Ławek w Mysłowicach. Nie chcą budowy farmy fotowoltaicznej obok swoich domów

Mieszkańcy ulicy Krasowskiej w Mysłowicach zabrali się, by zaprotestować w sprawie planowanej inwestycji, która zmieni całkowicie życie w dzielnicy.

- Właścicielka gruntu wręczała nam pisma, żebyśmy zrzekli się praw i obowiązków w stosunku do decyzji, która nie była jeszcze wydana. Możemy to zrobić, ale dopiero po wydaniu decyzji. To jest niezgodne z prawem. Spotkaliśmy się z inwestorem, ale zaskoczyliśmy go. Zrobiliśmy spotkanie mieszkańców, nikt się nie podpisał i zaczęliśmy zadawać niewygodne pytania, na które nie był w stanie odpowiedzieć. Zaprosiliśmy go dziś na spotkanie, ale odmówił. Stroną w sprawie są tylko trzy osoby. Mieszkańcy nie byli o tym zupełnie poinformowani, nie było żadnych konsultacji społecznych. Nikt o tym nie wiedział, oprócz trzech stron sąsiadujące z polami. Jesteśmy zaskoczeni tą sprawą - powiedział Dariusz Szendera, mieszkaniec ulicy Krasowskiej.

Decyzja została wydana 1 grudnia 2016 roku. W tym roku firma wniosła o zmianę warunków zabudowy, chcąc ją zmniejszyć, prawdopodobnie by dostać dofinansowanie. Firma dostała zgodę na pozwolenie na budowę 2 grudnia 2019 roku. Mieszkańcy chcą się odwołać od decyzji, dzięki której ma powstać tutaj farma fotowoltaiczna. Pismo ma zostać skierowane do wojewody śląskiego w poniedziałek 23 grudnia. Pod petycją zebrano około 100 podpisów.

- Wydano decyzję, a my będziemy się odwoływać do wojewody śląskiego. Następną instancją jest tylko sąd administracyjny – mówi Dariusz Szendera.

Zbyt blisko mieszkańców

Aleksandra Szparagowska posiada dom, który sąsiaduje z polami, na których mają stanąć panele słoneczne. Pole znajduje się 15 metrów bieżących od jej działki. W pierwszej części inwestycji ma stanąć tutaj 6 tysięcy paneli, a docelowo będzie ich 9 tysięcy. Mieszkanka Mysłowic boi się o zdrowie swoich dzieci, nie chce mieć również widoku na panele zza swojego płotu. Gdy w maju padał deszcz, to woda na terenach utrzymywała się dwa tygodnie.

- Prosiliśmy inwestora, by zrobił odwodnienie. Była taka opcja, żeby zbudować pojemnik na odprowadzanie wody, ale pod warunkiem, że zrezygnuje z odwołania się od decyzji – mówi o jednym z problemów pani Aleksandra Szparagowska.

Jak podają mieszkańcy według decyzji o budowie farmy, nie będzie ona miała wpływ na ludzi oraz środowisko. Jednak mieszkańcy się z tym nie zgadzają. Na pewno zwiększy się hałas, będzie tutaj np. stacja transformatorowa.

- Wiemy od sąsiadów, że jedna stacja transformatorowa, która stała na tej działce naprzeciwko domu, który jest na rogu, została przesunięta ze względu na hałas. Ta ma znaleźć się 6 metrów od granicy działki. Latem będzie hałas. Pola elektromagnetyczne, które będą wytwarzały panele, też niby mają nie wpływać na nasze zdrowie – mówi oburzona pani Aleksandra.

Mieszkańcy podkreślają, że polskie prawo nie reguluje odległości, w których takie farmy mogą znajdować się od zabudowań.

- Elektrownia musi być oddalona od lasu i drogi. Od ludzi nie – komentuje Aleksandra Szparagowska.

Jak podaje, inwestor powiedział, że mogą odejść 10-20 metrów od jej działki, ale jeśli mieszkańcy zgodzą się na inwestycje. Inwestycja ma być prowadzona przez 30 lat. Mieszkańcy Ławek boją się, że panele mogą się zapalić.

- To jest niewielki odsetek paneli, które ulegają zapłonowi. Jednak to się zdarza. Jeśli będzie tutaj pożar, to również trawy zaczną się palić – mówi zmartwiona Aleksandra Szparagowska.

Pan Marceli może stracić źródło utrzymania

Na inwestycji wiele straci rolnik, Marceli Matlachowski, który utrzymuje się z tej pracy.

- Pola uprawiam już około 40 lat. Z tego żyje, to moje jedyna źródło utrzymania. Już wcześniej chodziły wzmianki o tym, że powstania ta elektrownia, ale dopiero teraz tak na poważnie, na ostro – powiedział Marceli Matlachowski.

Sprawa ma dla niego również wymiar osobisty. Pola, na których mają powstać panele należą do siostry pana Marcelego. Działka z polem to 13,5 hektara. Pan Marceli posiada około hektara, ale większość należy do jego siostry. Jego część przechodzi przez środek, więc panele pojawiłyby się po jednej i drugiej stronie uprawianego przez niego pola.

- Korzystałem z tego pola od siostry, ona nie była nigdy związana z rolnictwem. Czuję gorycz i smutek, jest mi bardzo przykro. 3 grudnia otrzymałem pismo wysłane pocztą, choć mieszkamy obok siebie, że mam nie użytkować tego pola, bo inaczej poda mnie do sądu – opowiada zmartwiony pan Marceli.

Na tych polach sadził i siał m.in. proso czerwone, pszenicę i ziemniaki. Jak twierdzi, nie ma nic przeciwko takim farmom, ale powinny one powstać na nieużytkach, a nie w miejscu, które przynosi mu dorobek.

- Ojciec przez wiele lat zajmował się tym miejscem, z tego się rodzice utrzymują. To jest cios – dodaje jego córka Natalia Matlachowska.

Dla mieszkańców to jedno wielkie nieporozumienie.

- Parę metrów dalej buduje dom. Z mężem stwierdziliśmy, że chcemy zmienić kąt nachylenia dachu. Trzy lata musiałam walczyć z Urzędem Miasta, ponieważ potrzebowałam zgody sąsiadów. Sąsiadka była w Niemczech i nie odbierała korespondencji. Pozwolenie na budowę straciło ważność, musieliśmy na nowo wszystko układać. Jaka jest logika takiego działania? Żeby zmienić kąt nachylenia dachu potrzebna jest zgoda mieszkańców, a na ogromną inwestycję, która zmieni mikroklimat i przeznaczenie terenu nie jest potrzebna ich zgoda? - mówi Joanna Klisz-Manecka.

Szkody dla środowiska

Mieszkańcy podkreślają, że Ławki są najbardziej zieloną dzielnicą w mieście. Na ważne negatywne aspekty tej inwestycji mówi mieszkanka ulicy Krasowskiej, która jest również biologiem.

- Jestem tym przerażona. Zgodnie z opracowaniami dokonanymi wcześniej przez zespół naukowców Wydziału Nauk o Ziemi Uniwersytetu Śląskiego te tereny wskazane były jako bardzo wartościowe przyrodniczo-krajobrazowo. Mają wyjątkową przyrodę. Są tutaj gatunki chronione. Po tym terenie poruszają się zwierzęta, które wychodzą z lasu i przechodzą do drugiego. Widzimy te zwierzęta z naszych domów - powiedziała Sylwia Wituła- Jedlińska, mieszkanka ulicy Krasowskiej, która z wykształcenia jest biologiem. - Jeśli tutaj będzie ulokowana taka inwestycja, to zakłóci całkowicie ekosystem. Ta inwestycja będzie miała negatywne skutki dla terenu, krajobrazu i przyrody – dodaje.

Urząd Miasta nie ingeruje w decyzje, gdyż jak twierdzą mieszkańcy, w dokumentacji wszystko się zgadza. W dniu protestu na miejscu zjawił się jedynie radny Marek Mikuła, który wysłuchiwał obaw mieszkańców.

- Myślę, że Urząd Miasta zasugerował się danymi i dokumentami. Nikt nie przyjechał zobaczyć jak to wygląda w terenie. Takie jest moje zdanie. Mamy również luki w prawie w stosunku do fotowoltaicznych elektrowni, a inwestorzy to wykorzystują – mówi pani Sylwia.

Pani Sylwia podkreśla, że nie wiemy jeszcze jak to będzie oddziałało na środowisko, bo na to potrzebne są lata. W USA takie farmy są odizolowane od domów.

Nie przegapcie

- Ta lokalizacja jest błędna, to jest środek osiedla i mieszka tutaj dużo rodzin, również z małymi dziećmi. Można zrobić taką inwestycję, ale na nieużytkach, hałdach pokopalnianych. Mysłowice mają takich terenów pełno. Dlaczego tutaj? - pyta Sylwia Wituła-Jedlińska.

Teren, na którym stanęłyby panele nazywa się Góra Świadki. Jest opracowany naukowo, znajduje się tutaj stary wapiennik. Teren w opracowaniach sieci ekologicznej Mysłowic jest ujęty jako propozycja zespołu przyrodniczo-krajobrazowego. Chronione gatunki w tym miejscu to m.in. konwalia majowa, pierwiosnka lekarska czy dziewięćsił bezłodygowy.

W trakcie spotkania mieszkańców z mediami na miejsce przyjechała policja, która została wezwana przez anonimowego donosiciela, który podał, że odbywa się tutaj zgromadzenie. Interwencja szybko się skończyła, gdy wszyscy weszli na posesje pani Aleksandry Szparagowskiej. Mieszkańcy domyślają się, że policję wezwała właścicielka pól.

- Kto tutaj będzie chciał kupić działkę? Wszyscy będą chcieli uciekać – mówią zdenerwowani mieszkańcy – My jesteśmy zdesperowani, pójdziemy dalej. Będziemy walczyć i nagłaśniać sprawę. Nie mamy innego wyjścia. Dopóki nic jeszcze nie powstała możemy tylko walczyć – dodają.

Czy wojewoda śląski pomoże mieszkańcom? Ci z pewnością się nie poddadzą i będą walczyli o dalszy spokój w dzielnicy i w pobliżu swoich domów. Do sprawy z pewnością jeszcze wrócimy.

Zobaczcie koniecznie

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera