Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Protest przed budynkiem częstochowskiego sądu. W ten sposób pikietujący wyrazili swoje oburzenie po śmierci skatowanego Kamilka

Katarzyna Stacherczak
Katarzyna Stacherczak
Zdaniem pikietujących w sprawie Kamila zawinili nie tylko jego domowi oprawcy
Zdaniem pikietujących w sprawie Kamila zawinili nie tylko jego domowi oprawcy PL
"Złe sądów wyrokowanie, to bezbronnych zabijanie", "Sędziowie z Częstochowy do dymisji", "Przemoc karmi się milczeniem", "Ani jednego dziecka więcej - stop przemocy" - między innymi takie transparenty mieli pikietujący, którzy spotkali się przed budynkiem Sądu Okręgowego w Częstochowie. W ten sposób zgromadzeni wyrazili swoje oburzenie po śmierci skatowanego Kamilka. Ich zdaniem przyczyniły się do niej nie tylko osoby z najbliższej rodziny, ale również pracownicy różnych instytucji.

Spis treści

Skatowany 8-latek z Częstochowy

Przypomnijmy, na początku kwietnia cały kraj obiegła informacja o ośmioletnim Kamilku, który w ciężkim stanie trafił do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka przy ul. Medyków w Katowicach. Chłopiec miał liczne obrażenia ciała – między innymi poparzoną głowę, klatkę piersiową i kończyny. Jak przekazali lekarze, oparzenia obejmowały blisko jedną czwartą powierzchni ciała. Kamil niemal od razu przeszedł operację. Trafił na oddział intensywnej terapii. Jego stan od początku był ciężki. Lekarze wprowadzili go w stan śpiączki farmakologicznej i rozpoczęli dramatyczną walkę o życie chłopca. Tę niestety przegrał... Kamilek zmarł na początku maja.

Domowi oprawcy z Częstochowy

Jak się okazało, chłopiec był ofiarą domowych katów. W tym samym dniu, w którym Kamil trafił do szpitala, 3 kwietnia, śledczy zatrzymali 35-letnią matkę Magdalenę B. i jej 27-letniego męża Dawida B., ojczyma chłopca. Wszczęto śledztwo w sprawie usiłowania zabójstwa i przedstawiono zatrzymanym zarzuty. Do usiłowania zabójstwa miało dojść na kilka dni przed tym, jak chłopiec trafił do szpitala. Dokładnie 29 marca. To właśnie wtedy chłopiec miał zostać pobity i poparzony. Przez kilka dni nikt nie udzielił mu pomocy! A przecież mieszkał pod jednym dachem z czwórką dorosłych ludzi. Ośmiolatek cierpiał i przeżywał piekło w domowym zaciszu.

Pięć osób z zarzutami

Po śmierci Kamilka śledztwo zostało przeniesione do Prokuratury Regionalnej w Gdańsku. Zarzuty dla domowych katów zostały zmienione - 27-letni ojczym usłyszał zarzut zabójstwa, a 35-letnia matka pomocnictwo do zabójstwa.

Jeszcze w Częstochowie zarzuty usłyszeli też 45-letnia Aneta J., starsza siostra Magdaleny B., ciotka 8-letniego Kamilka oraz jej mąż Wojciech J. W Gdańsku natomiast zarzuty usłyszała piąta osoba - 21-letni Artur J. - to również członek najbliższej rodziny.

To właśnie oni – wraz z dziećmi - mieszkali pod jednym dachem z Magdaleną B. i Dawidem B. i ich rodziną. Wszyscy usłyszeli zarzuty nieudzielenia pomocy ośmioletniemu chłopcu, mimo że był w stanie, który zagrażał jego życiu. Nikt z nich nie zareagował na zachowanie Dawida B., ani nie wezwał też pomocy medycznej do dziecka. Aneta J. i jej mąż nie przyznali się do winy. Prokurator zastosował wobec nich dozór policji. Zarówno kobiecie, jak i mężczyźnie grozi do trzech lat więzienia.

Skatował, bo chłopiec upuścił telefon...

W toku dotychczas prowadzonego śledztwa ustalono, że 29 marca ojczym dziecka siłą zabrał je pod prysznic, rozebrał i polewał wrzącą wodą, rzucał o podłogę oraz uderzał prysznicem, a następnie zabrał do kuchni, gdzie rzucił na rozgrzany piec węglowy. Powodem tego agresywnego zachowania było rzucenie przez dziecko telefonu sprawcy ze stołu na podłogę. Dziecko doznało ciężkich obrażeń ciała zagrazających życiu. Biegli po przeprowadzeniu sekcji ustalili, że przyczyną zgonu Kamila stało się rozległe poparzenie ciała w przebiegu, którego doszło do wstrząsu pooparzeniowego, infekcji ogólnoustrojowej, a ostatecznie do niewydolności wielonarządowej.

Sytuacja rodzinna budziła niepokój

Rodzina, w której doszło do dramatu, była znana Miejskiemu Ośrodkowi Pomocy Społecznej w Częstochowie. Była objęta wsparciem pracownika socjalnego od marca 2021 roku. W czerwcu 2022 roku pracownicy socjalni zdecydowali o konieczności zawiadomienia sądu o sytuacji rodziny. Dyrektor MOPS wystosowała pismo w tej sprawie wraz z wnioskiem o zabezpieczenie dzieci w pieczy zastępczej. Powodem były problemy rodziny, natomiast - jak wtedy ustalono - nie dotyczyły one przemocy. Sąd nie wydał jednak postanowienia w tej sprawie.

W sierpniu 2022 roku rodzina wyjechała poza Częstochowę i przeprowadziła się do Olkusza. Mieszkała tam do lutego 2023 roku. W tym czasie policjanci kilka razy jeździli na interwencję do rodziny. Powód? Ośmiolatek uciekał z domu, a ta o pomoc prosiła stróżów prawa. Najczęściej wracał sam. Choć nie zawsze tak było - w listopadzie ubiegłego roku został odnaleziony na przystanku autobusowym w samej piżamce. Wychłodzonego chłopca przewieziono do szpitala na obserwację. Ośrodek Pomocy Społecznej w Olkuszu przekazał, że zawiadamiał sąd o zaniedbaniach wobec dzieci. To również w tym mieście wdrożono procedurę niebieskiej karty.

Jednak tak, jak wcześniej w Częstochowie, taki i później w Olkuszu nie stwierdzono, aby w rodzinie dochodziło do przemocy czy znęcania się nad dziećmi. Rodzina miała być po prostu – jak to określono – niewydolna wychowawczo.

Na przełomie lutego i marca Magdalena B. wraz z mężem i dziećmi wróciła do Częstochowy. 1 marca Kamilek zaczął uczęszczać do jednej z częstochowskich szkół. W ciągu czterech tygodni pobytu rodziny w Częstochowie pracownik socjalny był w środowisku trzy razy. W pierwszej połowie marca chłopiec został zaopatrzony na SOR, w związku ze złamaniem ręki. Z informacji MOPS w Częstochowie wynika, że szpital nie zgłosił wówczas, że zaobserwował coś niepokojącego w wyglądzie czy zachowaniu dziecka.

Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał

W całej historii najbardziej przerażający był fakt, że dziecko mogło być ofiarą przemocy od przeszło miesiąca i nikt w tej sprawie nie zareagował. Ani najbliższa rodzina, ani sąsiedzi, ani szkoła, ani pracownik socjalny – nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał. Wszyscy zgodnie podkreślają, że po dzieciach mieszkających z Magdaleną i Dawidem B. nie było widać śladów przemocy. Nieco innego zdania są jednak medycy – rozcięta warga, połamane kończyny, oparzenia. To dość dużo jak na jednego małego chłopca – a wszystkie te obrażenia powstały prawdopodobnie na przestrzeni marca. Kamil nie był do końca rozwinięty umysłowo – uczył się w szkole specjalnej. Nie ma się chyba zatem, co dziwić, że nikomu się nie poskarżył, ani nie opowiedział o tym, jakie piekło spotyka go w domu…

A jego matka świadomie oszukiwała wszystkich. Najpierw – na pytanie o rozbitą wargę – twierdziła, że doszło do nieszczęśliwego wypadku. Chłopiec miał się potknąć i przewrócić. Później natomiast mówiła, że młodszy brat oparzył go gorącą herbatą. Miała również mówić, że była u lekarza i ten przepisał im dwie maści do smarowania.

Protest przed częstochowskim sądem

Sprawa Kamilka odbiła się szerokim echem w całej Polsce. Po jego śmierci w Częstochowie zorganizowano między innymi Marsz Sprawiedliwości. Akcję skierowaną przeciwko przemocy, zwłaszcza tej wobec dzieci. W tej samej sprawie odbyła się również pikieta przed budynkiem Sądu Okręgowego w Częstochowie. W ten sposób zgromadzeni wyrazili swoje oburzenie po śmierci skatowanego Kamilka. Ich zdaniem przyczyniły się do niej nie tylko osoby z najbliższej rodziny, ale również pracownicy różnych instytucji.

Uczestnicy zgodnie podkreślali, że było wiele przesłanek świadczących o tym, że w rodzinie źle się dzieje.

- Nikt jednak - ani MOPS, ani szkoła, ani policja, ani kurator, ani tym bardziej sąd - nie zareagował w sposób odpowiedni - podkreślali. - Przyjechaliśmy po to, aby mówić "stop" krzywdzeniu dzieci - dodali.

Uczestnicy mieli ze sobą różne transparenty, na których mogliśmy przeczytać między innymi "Złe sądów wyrokowanie, to bezbronnych zabijanie", "Sędziowie z Częstochowy do dymisji", "Przemoc karmi się milczeniem", "Ani jednego dziecka więcej - stop przemocy".

- Zginęło dziecko, które szukało pomocy. Czy nikt tego nie widział? W szkole, w innych instytucjach. Były pisma! Kto zatem zawinił? Zawsze za taką tragedią stoi osoba o konkretnym imieniu i nazwisku. Każda dziecięca krzywda musi być piętnowana. Musimy wytykać, kto za tym stoi! Poza oczywistymi winowajcami, poza bandytą, który zamordował Kamila, jest cała grupa innych osób, które są współwinne! - zgodnie podkreślali zgromadzeni.

Nie przeocz

Zobacz także

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera