Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przyspieszyli decyzję o ślubie z powodu epidemii koronawirusa - chodziło o dostęp do informacji medycznej, gdyby któreś trafiło do szpitala

Dorota Abramowicz
Dorota Abramowicz
W sobotę Agata i Szymon biorą ślub. Ona - lekarz anestezjolog, on - ratownik medyczny, strażak.- To epidemia przyspieszyła decyzję o zawarciu związku małżeńskiego - mówią. Gdzieś z tyłu głowy rozsiadł się niepokój. Chodziło o dostęp do informacji medycznej, gdyby któreś trafiło do szpitala. Bo przecież wszystko może się zdarzyć. No i najważniejsze, bardzo się kochają.

Agata krząta się po kuchni, Szymon co chwila odbiera ważny telefon. Po laptopie dostojnie przechadza się czarno-biały kot. Rozmawiamy na portalu komunikacyjnym - o tym, jak się poznali,o pracy, epidemii, ślubie. Obawach, nadziei i miłości.
- Poznaliśmy się w pracy w pogotowiu - mówi Agata. - Był 2011 rok. Oboje jeszcze byliśmy w innych związkach. Szymon powiedział mi potem, że byłam jedyną dziewczyną, która zgrabnie wyglądała w służbowych spodniach.Nie ukrywajmy, mężczyźni są wzrokowcami.
Szymon: - Szybko zauważyłem resztę.

Agata: - Przez kilka następnych lat byliśmy współpracownikami, a coraz bardziej także przyjaciółmi. Szymon dawał mi dodatkową pracę, jego firma zabezpiecza duże imprezy.

Szymon: - Widzieliśmy się od czasu do czasu w pogotowiu. Dyżurowaliśmy razem.
Agata: - A potem tak nagle wszystko szybko się potoczyło (śmiech). Razem jesteśmy od 2016 roku. Wtedy Szymon dostał ode mnie breloczek z kotem i sercem.
Szymon: - Powiedziała, że kiedy go odczepię, to z nami koniec. No i cały czas noszę ten breloczek.
Agata: - Wiem, że powinna to być bardziej romantyczna historia,ale tak się nam ułożyło. Półtora roku później kupiliśmy razem dom na wsi, by mieć swoje miejsce na ziemi. Dostałam od Szymona zgodę na spełnienie swoich marzeń, czyli adopcję dwóch psów ze schroniska. A Szymon w pakiecie adoptował mnie i moje pięć kotów. Bo jeszcze zanim zaczęliśmy być razem, spytałam Szymona, ile kotów dla niego to za dużo?
Szymon: - Przeliczyłem te, które miała w domu i dodałem jednego. W ten sposób mamy dziś sześć kotów i dwa psy. Czasem więcej. Zdarza się, że Agata bierze też koty do domu tymczasowego, wyleczy je i oddaje dalej.

Warunek, bez którego nie można żyć
Agata: - Jakim człowiekiem jest Szymon? Przedsiębiorczym , dbającym o mnie, dobrym. Wesołym,zaradnym. Umiejącym uspokoić moje nerwy. Gaduła. Ma poczucie humoru, które mi odpowiada. To, że jesteśmy z jednej branży, też dużo znaczy. Rzadko pracujemy razem, ale znamy specyfikę naszych zawodów.. Podoba mi się, jak się troszczy o swoją mamę. To pokazuje, jakim jest człowiekiem. I najważniejsze - Szymon pojawił się w moim życiu jako ten, dzięki któremu znowu zaczęłam się uśmiechać.
Szymon: - Naprawdę? Wzruszyłem się (cisza). O Agacie mogę powiedzieć, że jest najbardziej empatyczną osobą, jaką znam. Wobec ludzi i zwierząt.
Agata z szerokim uśmiechem - Dlatego cię przygarnęłam.
Szymon: - Ona chce pomagać każdemu za każdą cenę. Działa jako wolontariusz w fundacji, ratuje zwierzaki. Czasem bywa furiatką. Potrafi zagotować się z byle powodu.
Agata: - To nie są byle powody!

Szymon: - I to w dwie sekundy! Trzaska drzwiami! Ale jest kochana. To osoba, bez której nie wyobrażam sobie życia. I dzisiaj, gdy wzrasta liczba zachorowań na koronawirusa, każdego dnia, gdy idzie do pracy, martwię się o nią. Dostarczam więc na jej oddział przyłbice, maski, by było też mogła z nich skorzystać. Coś jeszcze dodać? Ktoś powiedział kiedyś, że czasami drugi człowiek staje się dla nas sine qua non, czyli warunkiem bez którego nie można żyć. Agata jest dla mnie takim warunkiem.

Agata: Dzięki Szymonowi mam poczucie stabilizacji. Że jestem w tym miejscu, w którym zawsze chciałam być. Emocjonalnie i mentalnie. Zresztą Szymon jest człowiekiem, który jak nie drzwiami, to oknem wejdzie
Szymon: - Drzwi do serca miałaś zamknięte. Nacisnąłem klamkę i się wcisnąłem.

Praca
Szymon: - Jestem strażakiem i ratownikiem medycznym..
Ostatnia moja akcja jako strażaka? Był to pożar na Olszynce w Gdańsku 19 stycznia. Wraz z kolegami gasiliśmy ogień i niefortunnie uciekła mi noga . Zerwałem wiązadła krzyżowe, czeka mnie zabieg. Najwcześniej we wrześniu.
Agata: - Kiedy ostatnio ratowałam człowieka? Wczoraj, znieczulałam pacjenta do wyrostka.
Szymon: - To normalne, że zdarzają się w naszej pracy ciężkie przypadki. Takie, które zostają na zawsze w człowieku.Pamiętam wezwanie do porodu. Pani w szóstym miesiącu, przytomna. W drodze do szpitala jej stan zaczął się dramatycznie pogarszać. Podjęliśmy reanimację, kontynuowaliśmy ją w szpitalu.Skończyło się cesarką ratunkową, czyli wydobyciem dziecka na bloku operacyjnym w trakcie reanimacji. Niestety, kobiety i dziecka nie udało się uratować. Sprzątaliśmy karetkę, gdy nadjechał mąż z dwiema córeczkami, jakieś siedem i dziesięć lat. Pytał o żonę. A my wiedzieliśmy, że ona już nie żyje. To jest najcięższe, co mam w głowie. O wypadkach, zatrzymaniu krążenia, problemach z menelami, wyciąganiu lisa z kanału Raduni można mówić długo. To codzienność w ratownictwie. Dzień jak co dzień.
Agata: - Dużo jest takich spraw. Niektóre tak ciężkie, że mówienie o nich boli. Dlatego nie chcę mówić. Dobrych rzeczy też było wiele, tylko się o nich nie pamięta. Ot, taka pacjentka na intensywnej terapii. Walczyliśmy o nią wiele dni i się udało. Wróciła do nas po roku ze słowami: teraz mam swoje pierwsze urodziny. Miło, prawda? Nasze zwycięstwa nie są tak spektakularne, jak u Szymona. Strażak wyciąga człowieka z budynku i jest już bohaterem.
Szymon: - A ja z dobrych chwil pamiętam wezwanie na reanimację do pana po sześćdziesiątce. Dojazd trwał siedem minut. Było popołudnie, lato, grill rodzinny. Na całe szczęście dla chorego jego dorosły syn i córka wcześniej podjęli akcję ratowniczą. Przejęliśmy pacjenta, kontynuując reanimację , zaintubowaliśmy go.Defibrylacja i po ośmiu minutach mężczyzna otworzył oczy. Złapał za rurkę, wyciągnął z gardła o zapytał z kaszubska "Co tu sa dzeje?" Odpowiedzieliśmy: "Nie żył pan przez 15 minut". W ekg był ślad zawału, druga karetka zabrała go na koronarografię. Rodzina rzuciła się do nas z podziękowaniami, ale wytłumaczyliśmy, że senior żyje i jest bez ubytków neurologicznych dzięki reakcji dorosłych dzieci. Gdzie się tego nauczyliście? - pytamy. A oni, że widzieli coś takiego w telewizji śniadaniowej. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się przy lodziarni. Wzięliśmy największe, możliwe lody. Prawdziwy puchar zwycięstwa. Agata może potwierdzić, że nie ma lepszego uczucia, niż uratowanie komuś życia. To jest fenomenalne! Kiedy się udaje, fruwasz dziesięć centymetrów nad ziemią. Kiedy nie, jesteś jak zbity pies.

Agata: - Również nieudane reanimacje są naszym doświadczeniem. Ze śmiercią człowiek obcuje i w jakiś sposób się nią oswaja. Najgorsza jest rozpacz tych, którzy zostają.

Epidemia
Agata : - Patrzysz w telewizję i myślisz, że zagrożenie jest daleko. Znałam wszystkie komunikaty, ale dopiero ubiegłą środę, kiedy Szymon przywiózł przyłbice, zaczęliśmy wyciągać i liczyć sprzęt, epidemia się zmaterializowała. Wówczas spytałam: - Co się stanie, Szymon, gdybym umarła? Doszło do mnie, że moja mama musiałaby przyjechać na Pomorze, by odebrać akt zgonu. No bo Szymonowi by go nie wydano.Mnie, kiedy umrę, wszystko jedno. Ale tak żal ich zostawiać.
Szymon: - Wiedziałem, że wszystko walnie. W pracy robiłem zapas rękawiczek i innego sprzętu. Kiedy ogłoszono stan zagrożenia epidemiologicznego i zatrzymano ruch , powiedziałem Agacie - może nie będzie u nas jak we Włoszech. Ale już podczas weekendu, na widok spacerujących tłumów i gromadzących się ludzi, straciłem nadzieję.

Agata:- Mamy oczywiście plan B. W razie kwarantanny lub zachorowania jednego z nas, drugie wprowadza się do mamy Szymona. Bo ktoś musi zająć się zwierzętami.Nie możemy ich zostawić, bo wrócimy po dwóch tygodniach i zastaniemy siedem trupów. Chociaż z drugiej strony mamy przyjaciół, którzy zapewne by pomigli. Jak się chronimy? Mamy maseczki, rękawice, przyłbice. W wiatrołapie urządziliśmy sobie komorę dekontaminacyjną z pralką. Rozbieramy się tam, ubrania idą do pralki, a my pod prysznic.

Szymon: - Skandalem jest, że obywatele muszą zrzucać się na zaopatrzenie dla szpitali.
Agata: - Nigdy nie lubiłam zwrotu "to się nam należy". Ale teraz, skoro zapłaciliśmy podatki, ZUS, i nam się należy. Po to, byśmy nie musieli martwić się o najbliższych, zamykać mamy Szymona w domu. Pracuję w powiatowym szpitalu. Na oddziale mam 6 respiratorów, z czego cztery są zajęte. Gdyby zwaliło się nam 5 osób z niewydolnością oddechową, nie mamy im zbyt wiele do zaoferowania.
Szymon: - Zapominamy, że pacjent z niewydolnością nie jest podłączany do respitarora na 10 minut. To są dwa tygodnie.
Agata: - Szpitale mają za mało zestawów kombinezonów ochronnych. Jeśli przy osobie z COVID-19 można nosić jeden fartuch, to przy sześciu osobach personelu można sobie policzyć, na ile to wystarczy. Teoretycznie nie jesteśmy szpitalem jednoimiennym i problem braku środków ochronnych nas nie dotyczy. Obawiam się jednak, że już niedługo będzie dotyczył.
Szymon: - Oburzyła mnie też sytuacja z Jerzym Owsiakiem, gdy najpierw MON obiecał mu pomóc w transporcie sprzętu z Chin dla szpitali, głównie powiatowych, a potem premier się z tego wycofał.

Ślub
Agata:- Szymon oświadczył się 2,5 roku temu. W Pradze, na Moście Karola.
Szymon: - Czaiłem się jak pies do jeża.
Agata: - Od początku wiedziałam, o co mu chodzi.
Szymon - Powiedziała "tak", to jest najważniejsze. Urlop w Pradze doszedł do końca i muszę przyznać, że ze ślubem trochę zwlekaliśmy.
Agata:- Byliśmy zabiegani.
Szymon: - Do rozmowy wróciliśmy w biegłym tygodniu. Gdzieś z tyłu głowy rozsiadł się niepokój, myśl - co się wydarzy w razie rozwoju epidemii. Oboje jesteśmy narażeni.. Chodziło o dostęp do informacji medycznej, gdyby któreś z nas trafiło do szpitala. Nie chcę zapeszać, ale wszystko może się może stać.
Agata: - No i się kochamy. To jest najważniejszy powód.
Szymon: - Zaczęliśmy zastanawiać się, jakie są terminy. W ubiegły wtorek zadzwoniłem do urzędu stanu cywilnego i dowiedziałem się, że trzeba czekać miesiąc.

Agata: - Trzy dni później, w ubiegły piątek Szymon przede mną uklęknął i powiedział: Czwartego kwietnia, co ty na to? Odparłam: tak! Następna myśl - nie mam się w co ubrać!

Okazało się, że Szymon porozmawiał z kierownikiem USC, który powiedział, że jako podkładkę musimy przedłożyć nasze dyplomy. I napisać, że ze względu na sytuacje epidemiczną prosimy o szybszy termin. Reakcja ludzi? Byliśmy zaskoczeni odbiorem ze strony przyjaciół. Ludzie chyba potrzebują iskierki radości w tych trudnych czasach.
Mama się bardzo wzruszyła. Jest jej przykro, że nie może nam towarzyszyć, ale obiecaliśmy, że będzie uczestniczyć w ślubie on-line. A kiedy epidemia przejdzie, zrobimy dla wszystkich imprezę w ogrodzie.
Szymon: - Przygotowania? We wtorek było szukanie obrączek. Trzymaliśmy się za rękę, chodziliśmy w maskach i bezskutecznie szukaliśmy otwartego jubilera. Największym problemem były jednak Agaty kiecki.
Agata: - Zamówiłam już trzy sukienki, może któraś będzie dobra. Obrączki też zamówilismy przez internet. Przyjaciele zgodzili się świadkować.

Szymon: - Ich obecność w USC będzie zgodna z prawem Jest odpowiednie zarządzenie.Musi być dwóch świadków, jest to bowiem akt prawny, a nie zgromadzenie.

Agata: Ślub jest w sobotę.Z piątku na sobotę mam dyżur, ale zamieniłam się z kolegą. Muszę mieć czas na doprowadzenie się do ładu. Do pracy wracam w poniedziałek. Z atrakcji? Koleżanka pielęgniarka robi tort. Znajomi i rodzina obejrzą e-ślub w sieci. Jest e-zwolnienie, są e-recepty. Może być i e-ślub.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera