Rafał Musioł: Derbowa kołyska z dynamitem [KOMENTARZ]

3 marca minęły trzy lata od najbardziej haniebnych wydarzeń w najnowszej historii śląskiej piłki. Na stadionie Piasta Gliwice rozpoczęła się wtedy wielka zadyma, której ostatnim akcentem było wejście na murawę konnych sił policji oraz gonitwy z szalikowcami. Efekt? Walkower dla Górnika, niweczący wysiłek piłkarzy Waldemara Fornalika, prowadzących w momencie przerwania spotkania 1:0.

Rachunek wstydu został spłacony dopiero w minioną sobotę, gdy po raz ostatni sektor kibiców gości musiał podczas derbów świecić pustkami. Nie przeszkadzało to fanatykom Górnika w lżeniu rywali i odpaleniu pirotechniki, a ich credo znalazło się na transparencie„Wciąż nas to kręci, mimo konsekwencji”.

Faktyczne konsekwencje będzie musiał ponieść przede wszystkim klub, jednak prawdziwym momentem zapalnym mógł się okazać gest piłkarzy Piasta po golu Patryka Sokołowskiego. Gliwiczanie podbiegli pod płot oddzielający od boiska Torcidę, by tam zaprezentować „kołyskę”. Miejsce wybrano nieprzypadkowo, prowokacja była zemstą za festiwal bluzgów, tym niemniej stanowiła iskrę, która mogła zamienić się w powtórkę z wydarzeń z Okrzei (tam agresję uwolniło spalenie szalików Piasta w sektorze gości - przyp. red.). Gra z pewnością nie była warta świeczki, zwłaszcza, że na tablicy wyników ekipa Waldemara Fornalika znów prowadziła 1:0.

Derby mają swoją temperaturę i klimat. Emocje udzielają się także piłkarzom. Ale to właśnie oni muszą je trzymać na wodzy, by wydarzenia nie wymknęły się spod kontroli. Tej zimnej krwi gliwiczanom zabrakło, na szczęście chłodną głowę zachowali tym razem sami kibice. A stawka była wysoka, bo w przeciwnym wypadku Górnik poniósłby klęskę podwójną, i to - biorąc pod uwagę frekwencyjne rekordy na Roosevelta - bardzo bolesną nie tylko wizerunkowo, ale i ekonomicznie. Nie ulega jednak wątpliwości, że Komisja Ligi powinna zająć się nie tylko racowiskiem, ale i „kołyską”.