Rafał Musioł: Rosyjska ośmiornica oplotła sport

S erial Netflixa „Drive to survive” to zdecydowanie jedna z najciekawszych propozycji dla kibiców i to nie tylko tych pasjonujących się Formułą 1. Kulisy wyścigów, genialne ujęcia, niebanalne cytaty i nieznane oblicza osób zarządzających tym cyrkiem multimilionerów to coś, co zdecydowanie warto zobaczyć. W dodatku ten odcinkowy spektakl ma drugie, chyba najbardziej interesujące tło, czyli pokazuje pełną skalę i siłę manipulacji.

Już poprzednie sezony wywołały burzę, a ubiegłoroczna seria zakończyła się otwartym konfliktem z Maxem Verstappenem, który zarzucił producentom tworzenie fikcji i kreowanie konfliktów między kierowcami i zespołami tylko i wyłącznie na potrzeby telewizyjnej dramaturgii. Holender w ramach protestu zerwał współpracę i nie wziął udziału w edycji 2021, w której sięgnął po mistrzostwo świata. I to po takiej walce z Lewisem Hamiltonem, że bez żadnych upiększeń mogłaby stanowić materiał na kilka odcinków.

Tym niemniej smaczków i tak nie zabrakło. Nowego wydźwięku nabrał na przykład odcinek poświęcony kierowcom Haasa, a przede wszystkim Nikicie Mazepinowi, synowi rosyjskiego oligarchy od nawozów. W kontekście wojny na Ukrainie obraz rozpieszczonego książątka oraz kontaktów szefa zespołu Gunthera Steinera z jego ojcem, grożącym zerwaniem finansowania, stanowią wartość samą w sobie. Nowobogacka mentalność Mazepina seniora połączona z płaczliwym rozkapryszeniem juniora oraz fatalnym traktowaniem przez niego członków zespołu, pokazują mentalność rosyjskich miliarderów zamieniających swoimi górami pieniędzy sport w prywatny folwark. Zresztą akurat F1 jest do takich działań wprost stworzona i miejsca w kokpicie są wystawiane na sprzedaż bez większej żenady.

Jest w tym wszystkim także charakterystyczny wątek, mający wiele wspólnego z zakazem startów rosyjskich sportowców z tego kraju pod własną flagą. Bolidy Haasa na żądanie Mazepina zostały pomalowane w biało-niebiesko-czerwonej kolorystyce. - Dlaczego uważacie, że to rosyjskie barwy? Mogłyby być amerykańskie albo brytyjskie - komentuje zakłopotany Steiner, po czym wybucha śmiechem.

To coś więcej niż żart. Dokładnie taka sama fikcja dotyczyła rodaków Władimira Putina, startujących pod flagą komitetu olimpijskiego. Pieniądze oligarchów otwierały drzwi, które przed oszustami powinny zostać już dawno zatrzaśnięte, ściągały do Moskwy mundiale i inne wydarzenia, zamieniając je w festiwale propagandy sukcesu, oplatały światowy sport jak macka ośmiornicy. Trwająca właśnie wojna dobitnie pokazała jak potężne są te wpływy i jak mocnych trzeba środków, by te więzy zerwać...