Rafał Musioł: Zbigniew Boniek rządzi rządem [KOMENTARZ]

Użytkownicy Twittera - w przeciwieństwie do Facebooka doceniającego precyzję w wyrażaniu myśli i słabo tolerującego teksty infantylne - często trafiają w sedno. W piątek pod zdjęciem premiera Mateusza Morawieckiego, minister sportu Danuty Dmowskiej-Andrzejuk i prezesa PZPN Zbigniewa Bońka, którzy zmierzali na konferencję pod Stadionem Narodowym, gdzie ogłoszono plan powrotu kibiców na trybuny, też pojawiła się frapująca kwestia. Pytanie brzmiało: czy gdybyście nie wiedzieli kto jest kim potrafilibyście na podstawie tego obrazu przypisać widocznym na nim osobom odpowiednie funkcje?

Wszystko wskazywało bowiem na to, że najważniejszą postacią w tym towarzystwie jest idący środkiem szef polskiej piłki. Wrażenie pogłębił przebieg wystąpień, gdy Boniek jednym publicznie zadanym pytaniem do premiera „bez żadnego trybu” potwierdził wpuszczenie kibiców na widownie także meczów żużlowych, których przecież sam jest fanem.

Boniek okres pandemii rozgrywa niemal mistrzowsko, prezentując wysoką skuteczność w realizowaniu swoich pomysłów: od futbolowej Tarczy począwszy, przez wznowienie rozgrywek, aż po udane lobbowanie za otwarciem trybun. W dodatku sprytnie sygnalizuje te posunięcia wcześniej, by ich autorstwo, faktyczne lub wynikające głównie z akceptacji dla cudzych pomysłów - nie budziło wątpliwości. Pod stadionem narodowym zabrakło tylko tego, by po przemowach zaczął rozdawać autografy...

Na marginesie trzeba poruszyć jeszcze jedną kwestię: minister sportu na konferencji pod Narodowym wypadła w miarę korzystanie, ale na partyjnym wystąpieniu w obronie ministra zdrowia już - delikatnie pisząc - nieszczególnie, nawet jeśli weźmiemy pod uwagę możliwe wzruszenie związane z relacją lekarz - pacjent(ka). Jej wystąpienie było najlepszym przykładem, że sport od głównego nurtu polityki powinien się trzymać jak najdalej. Z korzyścią dla niej i dla siebie, co udowodnił poprzednik Dmowskiej-Andrzejuk Witold Bańka, który obecnie na polskie piekiełko spogląda z wysokiego i wygodnego dystansu.