Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ratownicy zostawili zwłoki na poboczu. "Bierzcie go" - mieli krzyknąć do policjantów

Katarzyna Kapusta
Sosnowieckie pogotowie czeka teraz kontrola
Sosnowieckie pogotowie czeka teraz kontrola Tomasz Bolt
Ratownicy wyciągnęli ciało zmarłego z karetki i pozostawili na poboczu. "Bierzcie go" - mieli krzyknąć do policjantów. Pomiędzy ratownikami a policjantami wybuchła awantura. Sprawa wypadku na S1, o której "Dziennik Zachodni" poinformował jako pierwszy, zrobiła się głośna w całym kraju. Dotarliśmy do ukrywanych faktów i odtworzyliśmy dramatyczny przebieg tamtych zdarzeń. Wyjaśnienia sprawy chce Ministerstwo Zdrowia.

"Chcemy wyjaśnienia wszystkich okoliczności tej sprawy. Mamy nadzieję, że osoby odpowiedzialne za to wszystko zostaną ukarane" - to przekazane policji w Będzinie, nieformalne oświadczenie rodziny 55-letniego mężczyzny, który zginął w wypadku na drodze S1. 55-latek, przypomnijmy, zmarł w karetce, w drodze do szpitala - pogotowie wróciło na miejsce wypadku i pozostawiło ciało mężczyzny na drodze.

Do wypadku na S1 doszło 13 lipca o godzinie 5.20.Kierowca renault megane na trasie S1 zawracał w niedozwolonym miejscu i wjechał prosto pod koła nadjeżdżającego tira. Oprócz kierowcy w wypadku zostały ranne trzy inne osoby - pasażerowie samochodu osobowego.

Sprawa wypadku na S1, o której "Dziennik Zachodni" poinformował jako pierwszy, zrobiła się głośna w całym kraju. Udało nam się dotrzeć do nieznanych do tej pory faktów i odtworzyć dramatyczny przebieg tamtych zdarzeń. Ratownicy twierdzą, że to policjanci wydali im polecenie przewiezienia i pozostawienia ciała. Tymczasem na miejscu wypadku doszło do awantury między ratownikami i funkcjonariuszami policji.

- Sytuacja była napięta, a kłótnia bardzo ostra. Policjanci nie chcieli się zgodzić, by ciało pozostało na miejscu wypadku - potwierdzają strażacy, którzy chcą pozostać anonimowi.

"Bierzcie go!" - tak miał się zwrócić jeden z ratowników do funkcjonariuszy. Na miejscu wypadku zarówno z jednej jak i z drugiej strony padło wiele niecenzuralnych słów.

CZYTAJ KONIECZNIE SZCZEGÓŁY TYLKO W DZIENNIKU ZACHODNIM:
ZMARŁ W KARETCE. RATOWNICY ZOSTAWILI CIAŁO NA POBOCZU

- Policjanci stanowczo sprzeciwili się ratownikom, którzy chcieli zostawić ciało na miejscu wypadku - zapewnia Paweł Łotocki, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Będzinie. - Jeden z funkcjonariuszy powiedział, że mimo dwudziestoletniego doświadczenia nigdy nie spotkał się z sytuacją, gdy ratownicy chcieli by pozostawić ciało pacjenta, który im zmarł w trakcie transportu. Absolutnie nie wydał polecenia ratownikom pozostawienia ciała. Na miejscu była napięta sytuacja. Policjanci byli kompletnie zaskoczeni zachowaniem ratowników - dodaje Łotocki.
Jak udało nam się ustalić, przebieg wydarzeń mógł wyglądać tak: na miejscu wypadku na trasie S1 pojawił się jako pierwszy zespół ratowników z Mierzęcic. Okazało się, że najbardziej poszkodowany jest 55-letni kierowca renault megane i to właśnie on jako pierwszy został zabrany do szpitala.

CZYTAJ KONIECZNIE:
PROF. JAKUBASZKO: RATOWNICY NIE MAJĄ PRAWA STWIERDZIĆ ZGONU PACJENTA W KARETCE

Z oficjalnej notatki sporządzonej przez strażaków wynika, że poszkodowany zmarł w drodze do szpitala. Jednak - jak udało nam się ustalić - nie 500 metrów od miejsca całego zdarzenia, a około trzech kilometrów. To właśnie trzy kilometry dalej ratownicy spotkali się z karetką "S".

Prokuratura Rejonowa w Zawierciu wszczęła postępowanie dotyczące znieważenia zwłok - stało się to po tekście w "Dzienniku Zachodnim".

Jak powiedział nam Marek Jeremicz, dyrektor RPR w Sosnowcu, w chwili, gdy ratownicy zabierali poszkodowanego, ten był przytomny. Nie przejechali 500 metrów, gdy mężczyzna stracił przytomność. Podkreślił także, że ratownicy wezwali w trakcie resuscytacji na miejsce karetkę "S" z Będzina - z lekarzem, który stwierdził zgon mężczyzny. Dlatego wszystko odbyło się zgodnie z przepisami i - jak twierdzi - nie było błędu w postępowaniu ratowników. Nie doszło też do złamania procedur. Zgon stwierdził lekarz. Jeremicz zaznaczył, że to policjanci powiedzieli ratownikom, by zostawili ciało mężczyzny na miejscu wypadku. W rozmowie z nami przyznał jednak, że gdyby sam był na miejscu wypadku, byłby skłony dowieźć poszkodowanego do szpitala.

Sprawa stała się tak głośna, że Bartosz Arłukowicz, minister zdrowia, zlecił w tej sprawie wojewodzie kontrolę i czeka na raport, aby poznać szczegóły zdarzenia.

Prezes Naczelnej Izby Lekarskiej Maciej Hamankiewicz wystosował z kolei list do premiera, ministra zdrowia oraz do posłów z prośbą " o podjęcie działań legislacyjnych mających na celu ustawowe określenie zasad stwierdzenia zgonu i jego przyczyny, wystawiania karty zgonu". Głos w tej sprawie zabrali też lekarze rodzinni, którzy wysłali list to ministra zdrowia.

CZYTAJ KONIECZNIE:
DO CZEGO MASZ PRAWO DZWONIĄC PO KARETKĘ? CZYTAJ TUTAJ

- Coraz częściej do wypadków dysponenci pogotowia ratunkowego wysyłają bez lekarza jedynie ratowników medycznych.

Problem pojawia się wówczas, kiedy zachodzi potrzeba stwierdzenia zgonu pacjenta - mówi doktor Bożena Janicka prezes PPOZ.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!