"Wojowniku! Dzięki za wspaniałe emocje i gratulacje. Jesteś wielki!" Taką i wiele podobnych wiadomości od zeszłego piątku otrzymał Paweł Faron, pierwszy Polak, który ukończył najtrudniejszy rajd przygodowy świata.
- W poprzednich edycjach, gdy nie udawało mi się dotrzeć do mety, zazdrościłem rywalom tego finałowego lotu nad Monako i lądowania na morzu. W tym roku wreszcie miałem szansę przekonać się samemu jak to jest i pozwoliłem sobie nawet na małe szaleństwo. Zamiast wylądować na przygotowanej przez organizatorów platformie, postanowiłem zakończyć swój lot w wodzie. Mój sprzęt trochę waży, więc cztery czy pięć osób musiało mnie potem z tego morza wyciągać - śmieje się paralotniarz.
Żywczanin dotarł do mety mimo pojawiających się przeszkód. Jeszcze przed startem zepsuł się samochód, którym mieli podróżować jego wyścigowi pomocnicy, musieli więc skorzystać z pożyczonego busa. - Nasz samochód wrócił sprawny dopiero trzy dni po starcie wyścigu... Pogoda była dobra, pojawiały się jednak problemy z wiatrem, które powodowały niebezpieczne sytuacje.
Jak sam przyznaje, do końca nie był pewien, że zdąży dotrzeć do mety w wyznaczonym limicie czasowym. - Ostatniego dnia wystartowałem do lotu i nagle wpadłem w dolinę. Gdy wylądowałem, nie było miejsca, z którego znów mógłbym wzbić się w powietrze. Postanowiłem więc iść pieszo, co jest dozwolone regulaminem. W sumie przeszedłem ponad 100 km, byłem wycieńczony.
Z powodu bólu nóg i zmęczenia nie miał okazji zwiedzić Monako. - Całą ostatnią noc wykorzystałem na wędrówkę, gdy wyścig się skończył, po prostu wszedłem do samochodu i zasnąłem - wspomina.
Gratulacjom, wyrazom podziwu i podziękowań nie ma końca. - Co chwilę ktoś dzwoni, dostałem bardzo wiele wiadomości i maili - opowiada Faron.
Piszą zarówno znajomi, jak i ci, którzy emocjonowali się poczynaniami Pawła dzięki aplikacji umożliwiającej śledzenie zawodników na trasie, choć nie znają go osobiście.
Po powrocie z Red Bull X-Alps na pilota czekała impreza-niespodzianka.
- Wróciliśmy z Monako w niedzielę i tego samego dnia zjechali się moi znajomi, by cieszyć się ze mną tym sukcesem. Było jak na weselu, w pewnym momencie w moim domu znajdowało się prawie 70 osób - mówi.
Paweł nie jest pilotem zawodowym jak wielu jego rywali, którzy żyją z latania. Żeby zarobić na życie prowadzi swoją firmę, lata i trenuje w wolnych chwilach.
- Wyścig to walka ze sobą, z własnym organizmem i psychiką. Przez większość czasu latałem sam, nie było obok mnie innych zawodników. Człowiek popełnia wiele błędów, szczególnie, gdy leci sam w bardzo trudnych warunkach. Dlatego dotarcie do mety to tak wielka i ważna dla mnie sprawa - podsumowuje swój udział w rajdzie.
Najbardziej z powrotu Pawła cieszyła się jego rodzina. On na długo jednak w domu nie zagościł, przed nim kolejna impreza - Paralotniowe Mistrzostwa Polski w Kruszewie w Macedonii, na które wyruszył już wczoraj.
*Wybieramy Dziewczynę Lata 2015 ZGŁOŚ SIĘ i ZAGŁOSUJ NA KANDYDATKĘ
*Burza na Śląsku i Zagłębiu. Skutki nawałnic są potworne ZDJĘCIA + WIDEO
*Przepis na leczo SPRAWDZONY I NAJSZYBSZY
*Ceny żywności mamy najniższe w Europie SPRAWDŹ PORÓWNANIE
*Katowice stają się centrum IT w Polsce. Ile można zarobić?
*Zoo w Chorzowie od kuchni. Tego nie zobaczysz w czasie zwiedzania ZDJĘCIA I WIDEO
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?