Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Robert Piotr Radwański: Miałem wrażenie, że Agnieszka była bardziej popularna i lubiana za granicą, niż w Polsce. Rodacy jej nie doceniali

Hubert Zdankiewicz
Hubert Zdankiewicz
Agnieszka Radwańska uwielbiała grać na trawie. Wygrała juniorski Wimbledon w 2005 roku, a w 2012 dotarła do finału seniorskiego
Agnieszka Radwańska uwielbiała grać na trawie. Wygrała juniorski Wimbledon w 2005 roku, a w 2012 dotarła do finału seniorskiego Andrzej Szkocki/Polska Press
- Marzyłem o tym, chyba każdy rodzic, którego dziecko uprawia sport marzy, żeby zawojowało świat. Ja też miałem takie marzenia, o finale Wimbledonu na przykład - podsumowuje zakończoną w ubiegłym tygodniu karierę Agnieszki Robert Piotr Radwański, ojciec i wieloletni trener najlepszej polskiej tenisistki. - Można oczywiście się zastanawiać czy szklanka jest do połowy pusta, czy pełna, ale to już jest w sferze dywagacji historyków sportu. Równie dobrze można by się zastanawiać, czy osiągnęłyby więcej, gdyby były Niemkami. Ja jestem z nich dumny - przypomina tym, których zdaniem jego starszej córce zabrakło w dorobku kropki nad „i”, w postaci wielkoszlemowego tytułu, a jej siostra nie wykorzystała w pełni swojego talentu. - Agnieszka zaczyna nowy rozdział w życiu. Będzie mieć w końcu czas na inne rzeczy. A ja marzę o tym, żeby zostać dziadkiem - dodaje.

Zaraz po tym, jak Agnieszka ogłosiła koniec tenisowej kariery powiedział Pan, że czuje się, prawie jakby umarł Panu ktoś bliski…
Nawet nie prawie. Czułem się podobnie pięć lat temu, gdy umarł mój ojciec. Minęły trzy dni, a nadal nie mogę się otrząsnąć. Przy okazji chciałem też jednak, pojednawczo, podziękować całej ekipie, która przez ostatnie lata była przy mojej córce. Bez względu na nasze różne animozje – serdeczne dzięki za opiekę, za poświęcony jej czas. Chciałem również podziękować polskim kibicom za wsparcie – było bezcenne. Podziękować i przeprosić za nieprzespane noce, spędzone przed telewizorami.

Czy to na pewno aż tak wielka niespodzianka? Słuchając tego, co Agnieszka mówiła w ostatnich miesiącach można było sobie wyobrazić taki scenariusz. Do tego ona ma już swoje lata – 29 to nie jest dużo, jak na tenisistkę, ale mało też nie.
To w tym sporcie taki wiek średni. Oczywiście nikt nie zakładał, że Isia będzie grała tak długo jak pewna Japonka (Kimiko Date-Krumm – przyp. red.), która dotarła do trzeciej rundy Wimbledonu mając 42 lata. Myślałem jednak, że dociągnie chociaż do wieku chrystusowego. Nie udało się, ale cóż poradzić. Siła wyższa – jeżeli ciało odmawia posłuszeństwa, a jest to połączone niestety z głową...

No właśnie, ile stało za tą decyzją problemów czysto fizycznych? Może Agnieszka była już po prostu sportowo wypalona, po tylu latach zawodowego grania?

Tutaj jedno wynika z drugiego. Sport na poziomie zawodowym polega na tym, że się go uprawia cały dzień, nie da się na pół gwizdka. W przypadku tenisa są to najczęściej dwa treningi na korcie i jeszcze trening ogólnorozwojowy. Jeżeli nie da się tego zrobić, jeżeli z powodów zdrowotnych wypada nawet tylko jeden trening dziennie, to już zostaje się w tyle za konkurencją. Inne będą lepiej grać, będą szybsze. Pojawiają się różne niuanse. Zaczyna się przegrywać mecze z rywalkami, które kiedyś ogrywało się niemal stojąc tyłem do siatki. Pojawia się frustracja, zniechęcenie – rośnie presja. Pamiętajmy, że mamy do czynienia z żywym człowiekiem, nie z maszyną. Aż w końcu przychodzi refleksja, że nie po to tyle lat pracowało się na nazwisko, żeby się teraz rozmieniać na drobne. Mówiłem, że jest mi smutno z powodu decyzji córki, ale to nie znaczy, że jej nie rozumiem. Doskonale rozumiem.

Koniec kariery to czas podsumowań, więc zapytam – gdyby dwadzieścia lat temu ktoś powiedział ile Agnieszka osiągnie, to by Pan uwierzył?
Marzyłem o tym, chyba każdy rodzic, którego dziecko uprawia sport marzy, żeby zawojowało świat. Ja też miałem takie marzenia, o finale Wimbledonu na przykład.

Są tacy, którzy powiedzą, że zabrakło kropki nad „i”, w postaci wielkoszlemowego tytułu.
Można oczywiście się zastanawiać czy szklanka jest do połowy pusta, czy pełna, ale to już jest w sferze dywagacji historyków sportu. Równie dobrze można by się zastanawiać, czy moje córki osiągnęłyby więcej, gdyby były Niemkami. Bo przypomnę, że miałem tam dobrą pracę w klubie i wcale nie musieliśmy wracać do Polski. To była nasza świadoma decyzja – wróciliśmy, żeby grać pod biało-czerwoną flagą, choć tam na pewno byłoby nam łatwiej. Gdy zaczynaliśmy, w Polsce nie było klimatu na tenis.

To się zmienia, w dużej mierze dzięki Pana córkom.
To prawda, ale proszę sobie przypomnieć jak było na początku. Nie powiem, że sukcesy Agnieszki i Uli były przemilczane, ale media – zwłaszcza telewizja – poświęcały im znacznie mniej uwagi, niż innym sportom. Nierzadko znacznie mniej popularnym na świecie, niż tenis. Trafiliśmy w dodatku na okres ostrej walki politycznej i niestety moje wypowiedzi na różne sprawy trafiały rykoszetem w moje córki. Z automatu ustawiano je po jednej stronie barykady. To przykre, bo one zawsze powtarzały, że grają dla wszystkich, tymczasem miałem wrażenie, że obie były i nadal są bardziej popularne i lubiane za granicą, niż w Polsce. Tam je podziwiano, chwalono. Agnieszka wygrywała plebiscyty na najpiękniejsze zagrania i na najbardziej lubianą tenisistkę w tourze. A u nas...

A u nas marudzili, że nie zawsze wygrywa. W dodatku, pechowo, nie wyszły jej dwa turnieje olimpijskie – w Londynie i Rio de Janeiro. No i zaczęło się polskie piekiełko.
Można to i tak nazwać, bo ja mam czasem wrażenie, że po prostu komuś przeszkadzaliśmy. Nie ta opcja polityczna. A już zupełnie nie rozumiem uszczypliwości i złośliwości pod adresem Agnieszki i Uli, na jakie pozwalali sobie latami niektórzy nasi rodzimi eksperci i telewizyjni komentatorzy. Co do kibiców, to wielu z nich nie rozumiało po prostu specyfiki tenisa. Tego, jak ogromną pracę musiały wykonać moje córki, żeby osiągnąć to, co osiągnęły. I o to mam największy żal do telewizji, bo można było zrobić więcej dla popularyzacji tego sportu. Łatwiej było jednak wykreować na gwiazdę człowieka z parówkami na głowie.

Ciąg dalszy na następnej stronie

Wyczuwam sarkazm?
Może lekki. A poważnie, to Isia jest skromna i nigdy nie miała o to do nikogo pretensji. Skupiała się na grze w tenisa i – poza kilkoma przypadkami – nigdy nie miała ciągotek do celebryctwa. Stąd może brały się plotki o jej niechęci do mediów. Ona po prostu wszystko robiła po swojemu i nie przejmowała się, czy to się komuś podoba czy nie. Czy to na korcie, czy poza nim. Za granicą to nikomu nie przeszkadzało, za to w Polsce niektórzy czepiali się jej dosłownie o wszystko – od tego jak serwuje, po to gdzie, komu i w jakim stroju pozowała do zdjęć. Nawet jeśli robiła to dla magazynu sportowego. To może, dla odmiany, ktoś powinien zapytać co zrobiła dla naszego kraju. Chociażby o to, gdzie płaci podatki.

A gdzie płaci?
W Polsce. W Krakowie, bo tu wciąż jest zameldowana, choć od kilku lat mieszka w Warszawie. W przeciwieństwie do wielu swoich koleżanek i kolegów po fachu nie wyprowadziła się do Monaco, czy innego raju podatkowego. Tam mogłaby zarabiać dużo więcej, ale ona płaci w Polsce, bo uważa takie podejście za patriotyczny obowiązek. Warto to przypomnieć wszystkim jej krytykom.

Jak Pan wspomina Wasze początki to...
To z łezką w oku wspominam nocowanie na podłodze w hotelu. (śmiech)

Na podłodze?
Oszczędzaliśmy na czym się dało, więc zazwyczaj braliśmy na nocleg pokój dwuosobowy. No i dziewczyny spały na łóżku, a my z żoną na podłodze, na dmuchanym materacu.

Kiedy Pan uwierzył, że – kolokwialnie mówiąc – z tej mąki będzie chleb?
Po tym, jak Agnieszka wygrała juniorski Wimbledon. Mając 16 lat wygrała bardzo mocno obsadzony turniej, ze starszymi od siebie rywalkami, a na tym etapie rok nawet różnicy to często przepaść. Dwa lata później jej sukces powtórzyła Ula. Ona również świetnie się zapowiadała, niestety zdrowie nie pozwoliło na więcej. Tym bardziej jestem dumny, że moja młodsza córka wciąż się nie poddaje i próbuje wrócić.

Który sukces Agnieszki, z początkowych lat jej kariery, najbardziej utkwił Panu w pamięci?
Zdecydowanie zwycięstwo nad Marią Szarapową podczas US Open w 2007 roku. Rosjanka broniła wtedy w Nowym Jorku tytułu i była absolutną faworytką, a tu taka sensacja. Sportowo, to było dla Iśki takie przekroczenie Rubikonu. Przekonała się, że może wygrać z każdą rywalką na świecie. Był też wątek obyczajowy, bo znajomi opowiadali mi potem, że na wieść o jej zwycięstwie przerwano w Krakowie mecz Wisły i podano wynik. No i Agnieszka dostała owacje na stojąco. To było wspaniałe.

Na stadionie Wisły fetowali wnuczkę byłego hokeisty Cracovii?
Hokeisty i trenera hokeja. Mnie też, ze względu na ojca, bliżej do Cracovii, za to moje dziewczyny chodzą na mecze i Wisły i Cracovii. Wiem, że to dziwne w mieście, w którym kibice ganiają za sobą z maczetami, ale tak właśnie jest. (śmiech)

Jakie było w tamtych czasach największe rozczarowanie?
Myślę, że inny mecz Agnieszki z Szarapową – podczas Roland Garros w 2011 roku. Przegrała wygrany mecz i ostro ją za to skrytykowałem. Jak się po latach okazało, niezasłużenie.

To znaczy?
Kiedy wyszło na jaw, że Szarapowa się nielegalnie wspomagała. To nie była uczciwa rywalizacja.

Agnieszka zapowiada, że zostanie przy tenisie. Wie Pan może, jakie ma plany?
Na razie nie wiem, to zależy od Agnieszki. Ale ona ze swoim doświadczeniem i kontaktami może robić co tylko zechce. Na przykład pomagać PZT w szkoleniu młodych tenisistek, albo przy organizacji turnieju w Polsce.

Są już nawet takie plany.
Też o nich słyszałem i cieszę się, że obecne władze PZT mają ambitne plany. Będę im kibicował. A co do Agnieszki, to może również np. założyć własną akademię. Albo agencję menedżerską. A może zostanie trenerką swojej siostry. Żartuję teraz oczywiście, ale to było coś. (śmiech)

A jakby Agnieszka stwierdziła któregoś dnia, że chce zostać politykiem, to co by Pan powiedział – zachęcał czy odradzał?
Raczej to drugie. W ostateczności radziłbym jej, żeby wyjechała do Brukseli, do Parlamentu Europejskiego. Tak, by była jak najdalej od tego, co dzieje się w Polsce. W naszym kraju ustawianie się obecnie po jednej ze stron sporu politycznego automatycznie oznacza, że dla tej drugiej stajesz się śmiertelnym wrogiem. Na przykład dla mojego „ulubionego” TVN-u, który już zresztą zalazł Agnieszce za skórę kilka lat temu, w Londynie. Gdy przekręcili jej wypowiedź tak, by zasugerować, że ma w nosie igrzyska. Po co jej taka „popularność”…

Podobno PZT planuje jakiś benefis na pożegnanie Agnieszki.
Uważam, że zasłużyła na to, by pożegnał ją cały kraj. Przez lata była naszą ambasadorką, oglądały ją miliony ludzi na całym świecie. Bo tenis to jeden z nielicznych sportów o zasięgu absolutnie globalnym, przy całym szacunku dla skoków narciarskich, czy nawet piłki nożnej.

Są tacy, którzy mają nadzieję, że ona jeszcze kiedyś wróci do tenisa.
Oczywiście zawsze można teoretyzować, a w zawodowym tenisie zdarzały się już takie przypadki, że przypomnę tylko Martinę Hingis, która wracała do grania dwa razy. Na ten moment klamka jednak zapadła – Agnieszka ma co prawda dopiero 29 lat, ale jej ciało jest tak wyeksploatowane, że trudno będzie cokolwiek z tym zrobić. Tenis to bardzo kontuzjogenny sport, ja sam mam poważny problem z biodrem i chodzę jak Quasimodo, choć nigdy przecież nie grałem na takim poziomie, jak moje córki. Zawodowcem jednak też byłem, a lata spędzone na korcie zrobiły swoje. Raczej więc nie robiłbym sobie nadziei na jej powrót. Ale ma to również swoje dobre strony.

To znaczy?
Agnieszka zaczyna nowy rozdział w życiu. Będzie mieć w końcu czas na inne rzeczy. A ja marzę o tym, żeby zostać dziadkiem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Robert Piotr Radwański: Miałem wrażenie, że Agnieszka była bardziej popularna i lubiana za granicą, niż w Polsce. Rodacy jej nie doceniali - Portal i.pl