- 10 kwietnia 2010 roku wpadłam w czarną dziurę - mówi. - Nie było mnie przez 11 miesięcy. Aż w końcu dokończyłam list, który przez ten czas próbowałam do niego napisać. Do skrytki przy grobie Andrzeja wsunęłam go 11 marca, w 34. rocznicę naszego pierwszego pocałunku. Wcześniej trafiały do tej skrytki kartki z życzeniami i różne słowa miłości, ale ten list wciąż nie był gotów. Bo i ja nie byłam gotowa. Nie istniałam. Mnie nie było. Był tylko ból. Straszny, namacalny, nie do zniesienia. Ci, którzy ich znają, mówią, że Karwetowie stanowili wyjątkową parę. To była miłość pierwsza i ostatnia. Stanowili świat równoległy. Nie umieli żyć osobno. Więc i ona potem nie chciała żyć.
- Zazdrościłam prezydentowej Marii Kaczyńskiej, że miała szczęście zginąć razem ze swoim mężem - wyjawia pani Mariola.
WPISZ SIĘ DO NASZEJ KSIĘGI PAMIĘCI KATASTROFY SMOLEŃSKIEJ 10.04.2010
Bardzo chciała umrzeć, jej dusza wyrywała się ku śmierci, ale jej ciało stawiało opór. Nie rozumiała tego, nie spała całymi nocami, przeżywała katusze.
- Miałam wrażenie, że moja dusza jest w jakiejś muszli, która otwiera się dopiero w nocy. I że ja wtedy odchodzę. Prosiłam więc wszystkich, żeby się za mnie w nocy modlili. Za mnie i za Andrzeja. Bałam się, że w tym rozdwojeniu nie będę ani tu, ani tam. Że wpadnę w jakąś katatonię. A dzieci zostaną z kimś, kim będą musiały całe życie się opiekować.
Więcej przeczytasz w sobotnim wydaniu Dziennika Zachodniego
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?