Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rocznica katastrofy smoleńskiej: Wspomnienie o Andrzeju Przewoźniku

Anita Czupryn
Mateusz Wróblewski
Andrzeja Przewoźnika, sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, wspomina Jolanta Przewoźnik.

Jechałam do Moskwy z jednym celem: odnaleźć ciało Andrzeja, sprowadzić go do Polski. I odnaleźć obrączkę. Niczym szczególnym się nie wyróżniała, ale ja wiedziałam, że w 2003 r., po wypadku, pękła, jubiler ją uzupełniał. Po tym ją rozpoznałam. Musiałam odzyskać symbol tego, co nas połączyło: symbol naszej miłości i pasji. I wówczas tam, w Moskwie, razem z tą obrączką odnalazłam odpowiedzi na wszystkie pytania. Dlaczego musiał tam być, dlaczego w ogóle tam pojechał. Bo początkowo, w tym strasznym bólu, miałam do niego pretensję o to, że zginął. Zrozumiałam, że mąż przecież musiał tamtego dnia być w Katyniu. Sprawą katyńską zajmował się przez 18 lat. Przestałam więc stawiać pytania: dlaczego.

Andrzeja cechowało ogromne poczucie obowiązku. Żyłam z człowiekiem, który miał poczucie misji. Dla którego pojęcia takie jak "honor", "patriotyzm", "ojczyzna", "polska racja stanu" były zobowiązaniem. Był kimś, kto najlepiej działa w czasach kryzysu, w sytuacjach ekstremalnych. Mnie kryzys rozsypywał, on był taki pozbierany, perfekcjonista. Święta były tymi momentami, kiedy pozwalał sobie na odespanie i chorowanie. Gdy wyjeżdżaliśmy na wakacje, na nasz ukochany Hel, obkładał się książkami, papierami, dokumentami. Historia to była jego pasja. Uwielbiał oglądać filmy wojenne i słuchać wojskowych marszów.

WPISZ SIĘ DO NASZEJ KSIĘGI PAMIĘCI KATASTROFY SMOLEŃSKIEJ 10.04.2010

Dziś najbardziej boli to, że mąż nie spełnił swoich marzeń. Nie zdążył zrealizować się jako historyk. Trzy lata temu złożył w Wydawnictwie Literackim książkę o Katyniu skierowaną do młodzieży. Ma się ukazać na dniach. Druga książka, 700 stron, o Katyniu, ukazała się już po jego śmierci.
Mieszkaliśmy w Krakowie, ale nie chciano go na Uniwersytecie Jagiellońskim. Rozważał propozycję przyjęcia stanowiska sekretarza generalnego Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Miał nawet do mnie trochę pretensji, że namówiłam go na wyjazd do Warszawy. Pytałam później: "Czy nie sądzisz, że to był jednak dobry krok? Łączysz swoją historyczną pasję i talent organizacyjny. Przywracasz pamięć po bohaterach, dajesz nadzieję rodzinom".

Nigdy nie stawiałam go w sytuacji wyboru: albo rodzina, albo pasja. Żył w poczuciu, że po pracy czeka na niego żona, dzieci, że w domu ma spokój i szczęście. A ja czekałam. Myślałam, że ten czas, tylko dla rodziny, kiedyś w końcu musi przyjść i przyjdzie. Ale on już nigdy nie nadejdzie. Moje życie całkowicie się zmieniło. Teraz sama muszę podejmować wszystkie decyzje. Czasem mam pretensje, że mi się nie śni. Tak za nim tęsknię. Ale wiem, że czuwa, bo gdy mi trudno, zwracam się ku niemu, z rozmową - modlitwą i to skutkuje. Odpowiada mi. Trzeba się tylko umieć wsłuchać. Nie mam poczucia, że mnie zostawił. Często pojawia się w mojej głowie ten obraz, jak jedziemy samochodem. Ja prowadzę, mąż z tyłu siedzi z Julką, naszą córką. Z odtwarzacza sączy się piosenka Grechuty, a Andrzej śpiewa razem z nim. Długo po 10 kwietnia, wsiadając do auta, nie miałam odwagi włączać muzyki. Dziś już mogę słuchać Grechuty. Dziś patrzę na nasze dzieci, widzę, jak są wspaniałe, i wiem, że gdzieś tam, w środku, jest w nich Andrzej. Tylko jego brak i tego nikt ani nic nie zastąpi.

Minął rok, to oficjalny koniec żałoby, ale myślę sobie, że dopiero teraz ona przyjdzie. Ta moja prywatna, nie dla mediów. Chciałabym, aby pozwolono mi ją przeżywać w ciszy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!