Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rocznica wojny na Ukrainie. Ludzkie dramaty, rozpacz i łzy. Śląsk stanął na wysokości zadania

Magdalena Grabowska
Magdalena Grabowska
Wideo
od 16 lat
Tego dnia nie zapomni nikt z nas. 24 lutego 2022 roku wybucha wojna na Ukrainie. Mieszkańcy Śląska spontanicznie wychodzą na ulice. W tempie ekspresowym ruszają pierwsze zbiórki pomocowe. Zapełnione po brzegi pociągi przyjeżdżają do Katowic i wielu innych miast w naszym województwie. Dworce PKP pełne wolontariuszy i uchodźców, którzy muszą zaczynać od nowa.. Przytaczamy nasze teksty z tamtego okresu. Tak wyglądał właśnie Śląsk. Możemy powiedzieć z dumą - stanęliśmy na wysokości zadania.

Spis treści

Marcin Śliwa: Noc na granicy Ukrainy. Rzucili wszystko i pomagają uchodźcom na przejściu w Medyce

Do Medyki przyjechali z różnych części Polski i świata. Jedni udzielają opieki medycznej, drudzy przekazują informacje, inni rozdają posiłki, przenoszą rzeczy, podtrzymują nad ranem ogień tlący się w koksownikach. Bez względu na porę dnia i nocy wolontariusze i wolontariuszki cały czas są na miejscu i dbają o to, aby ludzie uciekający z Ukrainy mieli możliwie jak najlepsze warunki.

Przygraniczna strefa w Medyce mieni się od ludzi w żółtych kamizelkach. Wolontariusze i wolontariuszki nieustannie krążą między placówką celną, parkingiem, a punktem medycznym. Wszyscy cały czas są w ruchu. Wyładowują przyjeżdżające w ciężarówkach dary i przenoszą kolejne butle z gazem do punktu z posiłkami. Co chwilę przyjeżdżają nowe osoby, którymi trzeba się zaopiekować. Na szczęście ludzi w żółtych kamizelkach w Medyce jest bardzo dużo...

O godzinie 3 w nocy, kiedy wróciliśmy z dworca w Przemyślu do Medyki, by ponownie zobaczyć, co dzieje się na przejściu granicznym, w strefie dla uchodźców koczowały już tylko pojedyncze osoby. To wyjątkowy moment, bo akurat tak na krótką chwilę złożyło się tak, że więcej było tam ludzi żółtych kamizelkach. Bez względu na porę i wymagające warunki ci ludzie są zawsze gotowi do niesienia pomocy.

- Jestem tutaj już piąty dzień. Sytuacja wygląda tak, że przyjeżdża tu bardzo wielu wystraszonych, zdenerwowanych ludzi. Kiedy pytam o to, jak przyjechali odpowiadają płaczem. To dla mnie bardzo trudne. Chcę ich objąć, aby się uspokoili, choć mi też jest ciężko na sercu. Ten Putin to k***a, niech zginie – mówi bez ogródek Olek.

Przygraniczna strefa w Medyce mieni się od ludzi w żółtych kamizelkach. Wolontariusze i wolontariuszki nieustannie krążą między placówką celną, parkingiem,
Przygraniczna strefa w Medyce mieni się od ludzi w żółtych kamizelkach. Wolontariusze i wolontariuszki nieustannie krążą między placówką celną, parkingiem, a punktem medycznym. Wszyscy cały czas są w ruchu. Wyładowują przyjeżdżające w ciężarówkach dary i przenoszą kolejne butle z gazem do punktu z posiłkami. Co chwilę przyjeżdżają nowe osoby, którymi trzeba się zaopiekować. Na szczęście ludzi w żółtych kamizelkach w Medyce jest bardzo dużo.

O godzinie 3 w nocy, kiedy wróciliśmy z dworca w Przemyślu do Medyki, by ponownie zobaczyć, co dzieje się na przejściu granicznym, w strefie dla uchodźców koczowały już tylko pojedyncze osoby. To wyjątkowy moment, bo akurat tak na krótką chwilę złożyło się tak, że więcej było tam ludzi żółtych kamizelkach. Bez względu na porę i wymagające warunki ci ludzie są zawsze gotowi do niesienia pomocy. Marcin Śliwa

Cały tekst można znaleźć w naszej galerii.

Magdalena Grabowska: Dworzec PKP w Katowicach pełen ludzkich dramatów. "Serce się łamie"

Idziemy ulicą Stawową do Dworca PKP w Katowicach. Już z oddali widać czerwone namioty i wielki autobus Straży Pożarnej. To właśnie tam uchodźcy z Ukrainy, którzy odbyli bardzo długą i niebezpieczną podróż, mogą odpocząć, zjeść ciepłe jedzenie i spróbować znaleźć odpowiedź na bardzo trudne pytanie… Co dalej?

Dworzec w Katowicach, godzina 7 rano. Ogromne tłumy. Widok rozłożonych kocy i polowych leżaków jest tu już na porządku dziennym. Na samym środku tego zgiełku stoi dziewczyna, która bezsilnie czegoś szuka. Na szczęście zauważyła ją wolontariuszka.

- Pomóc?
- Gdzie do Szczecina? - pyta dziewczyna. Po akcencie słychać, że jest z Ukrainy.

Wolontariuszka sprawdza rozkład jazdy. Kieruje ją do odpowiedniego peronu. Pokazuje o której godzinie odjeżdża jej pociąg.
Takich sytuacji na dworcu PKP jest bardzo dużo. Dzięki wolontariuszom uchodźcy mogą się odnaleźć w całkiem nowej rzeczywistości...

Uchodźcy nie tylko otrzymują pomoc na Dworcu PKP. Przed budynkiem urząd wojewódzki we współpracy z miastem Katowice rozstawił cztery pomarańczowe namioty,
Uchodźcy nie tylko otrzymują pomoc na Dworcu PKP. Przed budynkiem urząd wojewódzki we współpracy z miastem Katowice rozstawił cztery pomarańczowe namioty, w których uciekający przed wojną mogą wypocząć, zjeść coś ciepłego i zdecydować, gdzie zakończyć swoją podróż.

- Serce się łamie - mówi nam Marcin Krupa, prezydent Katowic. Spotkaliśmy go przy namiotach. - Ci ludzie jak tylko pomyślą o tym, co się tam u nich dzieje to widać od razu łzy w oczach. Pytają, gdzie mogą znaleźć schronienie, pytają również, czy mogą wyjechać za granicę, czy mamy świadomość jakie tam są warunki. Marzena Bugała-Astaszow

Cały tekst można znaleźć w naszej galerii.

Magdalena Grabowska: Noworodki na stolikach. Dorośli na ziemi. Dzieci się boją. Tak wyglądają pociągi zatrzymujące się w Gliwicach

Sześć minut. Dla jednych to długo, dla innych za krótko. Tyle czasu mają wolontariusze w Gliwicach na przejście wszystkich wagonów, żeby dać uchodźcom podróżującym z Przemyśla wodę i niezbędny prowiant. Zdarza się, że czasem nie zdążą wysiąść i wraz z tłumem są zmuszeni jechać do innego miasta.

Godzina 23.30. Dworzec PKP Gliwice. Wolontariusze już pakują wodę w małych butelkach i prowiant. Przygotowują się do akcji. Za pół godziny przyjedzie pociąg z Przemyśla do Świnoujścia. Będą mieli tylko 6 minut, żeby do niego wejść i rozdać uchodźcom niezbędne rzeczy na drogę.

- Niestety dopiero po północy, dziewięć minut po północy przyjedzie pociąg do Świnoujścia - mówi nam Ewa Domaradzka, koordynatorka punktu PKP Gliwice. - Zdarzają się zabłąkane dusze. Zostajemy, pomagamy się tym kobietom ogarnąć. Jak widać, wszystko jest tutaj zamknięte. Nie ma nikogo poza nami, kto jest im w stanie pomóc - dodaje.

Spotykamy na dworcu zmęczoną wolontariuszkę. Wszyscy ją i ściskają. Nie zdążyła wysiąść z poprzedniego pociągu, gdy rozdawała uchodźcom wodę. Była zmuszona jechać z nimi aż do Opola.

- Niestety pociąg nie zaczekał, nie zdążyłam wysiąść, pojechałam do Opola. W Opolu przesiadłam się na pociąg do Gliwic i jestem - opowiada nam wolontariuszka Ela Michalska.

„Były malutkie dzieci, karmione przy piersi u mamy, inne płakały”

- W pociągu, którym jechałam do Wrocławia, było bardzo dużo ludzi, przeszłam cały pociąg i uważam, że nie jesteśmy w stanie w minutę tutaj w Gliwicach ogarnąć wszystkiego. Jak wsiadłam do tego jednego wagonu, były może trzy, cztery osoby. Jak poszłam dalej, okazało się, że tych dzieci jest pełno - opowiada. - Były malutkie dzieci, karmione przy piersi u mamy, były dzieci płaczące, było tego narodu ogromnie dużo. My tego nie widzimy, bo nie jesteśmy w stanie, wsiadając tylko do jednego wagonu - dodaje.

- Dzieci się boją. Są bardzo wystraszone - opowiada Ela. - Może znalazłam jedną dziewczynkę, która chciała pogrzebać sobie w torbie i wybrać z torby
- Dzieci się boją. Są bardzo wystraszone - opowiada Ela. - Może znalazłam jedną dziewczynkę, która chciała pogrzebać sobie w torbie i wybrać z torby zabawkę. Reszta dzieci była wystraszona. Nie wiedziała, czy może coś ode mnie wziąć. Nie wiedzieli, czy ja jestem swoja, co ja chcę. Co ja tam robię. Starsze dzieci jak najbardziej brały moje siatki z jedzeniem i nasze tutejsze pakunki. Małe dzieci są bardzo wystraszone… Amadeusz Czarnota

Cały tekst można znaleźć w naszej galerii.

Magdalena Grabowska: Magdalena Grabowska: Ukraińcy mieszkający w Polsce wracają do kraju. Trwa rekrutacja do wojska. Chcą walczyć

Ukraińcy pracujący w Polsce wracają do swojego kraju walczyć z rosyjskimi wojskami. Codziennie na Międzynarodowym Dworcu Autobusowym w Katowicach zbiera się grupa mężczyzn wracających do Ukrainy. - Najbardziej boimy się o Krym - przyznają w rozmowie z Dziennikiem Zachodnim.

Przyjechali do naszego kraju za lepszym życiem. Mieszkają w Polsce i tu pracują. Mimo że są w bezpiecznym miejscu, wracają do kraju, w którym trwa wojna.

Wojna na Ukrainie. Ukraińcy wracają do kraju, żeby zapisać się do wojska

- Przeczytałem w internecie, że trwa rekrutacja do wojska. Wracam walczyć. Najbardziej wszyscy boją się o Krym - przyznał nam jeden z mężczyzn wracających do Ukrainy.

Miał ze sobą tylko sportową torbę.

- Wszystko zostawiam tutaj. Spakowałem tylko bieliznę, parę koszulek. Mam nadzieję, że tu jeszcze wrócę - dodał.

Ukraińcy pracujący w Polsce wracają do swojego kraju walczyć z rosyjskimi wojskami. Codziennie na Międzynarodowym Dworcu Autobusowym w Katowicach zbiera się grupa mężczyzn wracających do Ukrainy. - Najbardziej boimy się o Krym - przyznają w rozmowie z Dziennikiem Zachodnim...

Cały tekst można znaleźć w naszej galerii.

Marcin Śliwa, Magdalena Grabowska: Manifestacje na Śląsku. Mieszkańcy Katowic, Gliwc i Bytomia solidarni z Ukrainą

Mieszkańcy śląskich miast nie są obojętni na to, co dzieje się teraz w Ukrainie. Ślązacy licznie zebrali się na spontanicznych manifestacjach, deklarując solidarność i pomoc. Na wiecach było także sporo obywateli Ukrainy żyjących w Polsce, którzy w trakcie swoich przemów dziękowali za szybką reakcję i apelowali o dalsze wsparcie.

W Gliwicach odbyła się spontaniczna manifestacja solidarności z Ukrainą. Na rynku pojawiło się ponad 100 osób, które wyraziły swój sprzeciw wobec rosyjskiej agresji. Najczęściej powtarzającym się z wykrzykiwanych haseł było: „Kijów, Warszawa, wspólna sprawa”. Wśród zgromadzonych na rynku osób większą część stanowili obywatele i obywatelki Ukrainy.

Przemawiający na wiecu w Gliwicach Polacy zapewniali sąsiadów ze wschodu o solidarności i chęci niesienia pomocy. Zwracano również uwagę na to, aby uważać na dezinformacje i manipulacje, które w tym czasie ze wzmożoną siłą pojawią się w przestrzeni publicznej. Apelowano także o zjednoczenie i porzucenie historycznych animozji.

Na manifestacji była także obecna dwójka Rosjan, która publicznie zabrała głos i powiedziała o wstydzie i żalu, jaki czują. Zapewniali, że w zdecydowanej większości ich społeczeństwa nie ma zgody na politykę Kremla. Ich przemówienie zostało zakończone oklaskami. Po odejściu od głośnika, obywatelka Rosji dała naszej reporterce bardzo wzruszające świadectwo.

- Jest mi wstyd, że państwo którego jestem obywatelką, rozpoczęło dzisiaj wojnę. Rosjanie tego nie chcą. Tak jak Białorusini nie wybierali Łukaszenki, tak Rosjanie nie wybierali Putina. Tyle lat milczeli. Milczeli kiedy był Doniec, Ługańsk, Krym… Jest mi wstyd, że milczeliśmy i nic z tym nie robiliśmy. Teraz jest wojna, która może zakończyć się wojną światową – mówiła ze łzami w oczach Rosjanka, która była na wieczornej manifestacji w Gliwicach. - Dziś w Rosji ludzie wyszli na ulice protestować. Ponad 1200 osób zostało zatrzymanych przez policję i wiem, że będą torturowani, trafią do więzienia – dodaje drżącym głosem...

Magdalena Grabowska: Ciało i duszę da się wyleczyć tylko w swoim języku. Ukraińscy lekarze otwierają własną poradnię w Rybniku

Ukraińcy w Polsce mogą korzystać z bezpłatnej opieki medycznej. Niestety nie wszystkie miasta są na to przygotowane. - Uchodźcy nie wiedzą, gdzie mają się udać i idą na SOR. To duży problem, bo pacjentów jest za dużo – mówi nam Mariusz Wiśniewski, prezes Stowarzyszenia 17-tka. Dlatego 28 Dzielnica w Rybniku postanowiła działać. Ukraińscy lekarze otwierają poradnię na własną rękę. Będą udzielać podstawowej pomocy swoim rodakom.

Do siedziby fundacji 28 Dzielnica wchodzą dwie dziewczyny.

- Irena, to jest moja żona. - przedstawia pan Mariusz. - A to są dwie osobiste moje panie doktor
- Go trzeba pilnować, bo bardzo się nie słucha.
- Ja nie muszę chodzić do lekarza, bo to lekarze przyszli do mnie. Tak mam fajnie!

Kobiety przyjechały z Ukrainy. Uciekły przed wojną. Teraz mieszkają w Rybniku i są pod opieką 28 Dzielnicy. Obydwie mają na imię Irena. Jedna jest z zawodu terapeutą i lekarzem rodzinnym pierwszego kontaktu. Druga natomiast specjalistą anestezjologiem. Przed wojną pracowała w regionalnym szpitalu. Opiekowała się osobami chorymi na COVID-19...

Lekarki wysprzątały całe pomieszczenie. - Tutaj ludzie będą przychodzić, a my będziemy im pomagać. Już nie możemy się doczekać – mówią z uśmiechem.Poradnia
Lekarki wysprzątały całe pomieszczenie. - Tutaj ludzie będą przychodzić, a my będziemy im pomagać. Już nie możemy się doczekać – mówią z uśmiechem.

Poradnia przy ul. Wysokiej, chociaż jeszcze nie jest w pełni gotowa, już działa i przyjmuje pierwszych zainteresowanych – Nie mogliśmy się doczekać. Jeszcze musi dojechać sprzęt, ale na miejscu już są lekarze. Powoli się rozkręcamy – mówi nam Mariusz. - Mam nadzieję, że ci lekarze nie powędrują dalej, dlatego staram się ze wszystkich sił robić co mogę. Magdalena Grabowska/Amadeusz Czarnota

Cały tekst można znaleźć w naszej galerii.

Piotr Chrobok: Z Czerwionki-Leszczyn na Ukrainę wyjechał konwój pomocowy. Trafi do partnerskiego miasta Dubno. Przekazano żywność i agregaty prądotwórcze

Żywność dla żołnierzy, a także agregaty prądotwórcze, które trafią do tzw. centrów niezłomności znalazły się w konwoju pomocowym, który z Czerwionki-Leszczyn trafi do Ukraińskiego miasta Dubno. To miasto partnerskie Czerwionki-Leszczyn. Oprócz władz i mieszkańców gminy, w pomoc Ukrainie włączyło się także niemieckie miasteczko Bad Sachsa. - Dajecie nam pewność tego, że jesteśmy niezłomni i możemy zwyciężyć nad wrogiem - dziękował za przekazane dary i okazaną pomoc Wasyl Antoniuk, mer Dubna.

Od momentu bestialskiej agresji Rosji na Ukrainę, czego skutkiem było rozpoczęcie wojny na terenie drugiego z tych krajów minie niebawem rok. Walki jednak nie ustają, a Ukrainie wciąż potrzebna jest pomoc. O tym nie zapominają w Czerwionce-Leszczynach, której władze po raz kolejny wsparły napadnięty przez putinowską Rosję kraj.

Z gminy na Ukrainę wyjechał kolejny pomocowy konwój. Trafi on do partnerskiego miasta Czerwionki-Leszczyn, Dubna. Znalazła się w nim żywność, która trafi do powołanych do ukraińskiej armii żołnierzy z Dubna.

- To głównie żywność z długim terminem przydatności, łatwa do przygotowania: zupy, dania instant, makarony - wylicza Hanna Piórecka-Nowak, rzecznik prasowa Urzędu Gminy i Miasta w Czerwionce-Leszczynach, dodając, że właśnie o pomoc w tej formie prosiły władze ukraińskiego miasta.

Jak zauważa Wiesław Janiszewski, burmistrz Czerwionki-Leszczyn, pomoc miastu Dubno, jego mieszkańcom, a także pochodzącym z jego miasta żołnierzom to dla współpracujących ze sobą miast coś naturalnego, lecz do tej pory nie było okazji się o tym przekonać.

- Kwestie umowy partnerskiej to wymiana młodzieży, wymiana w obszarze sportu, kultury. Nie sprawdzaliśmy nigdy naszych relacji przez pryzmat największej tragedii, jaką jest wojna - zaznacza Wiesław Janiszewski. - Wystawiliśmy naszą pracę, naszą przyjaźń ocenie - dodaje burmistrz i przyznaje, że jego zdaniem jest to ocena jak najbardziej pozytywna.

W pomoc dla ukraińskiego miasta oprócz Czerwionki-Leszczyn włączyło się także niemieckie miasto Bad Sachsa. Wprawdzie nie jest ono w oficjalny sposób związane umową o partnerstwie ani z Czerwionką ani z Dubnem, to jego władze i mieszkańcy także zdecydowali się pomóc. Bad Sachsa przekazała Dubnu pięć agregatów prądotwórczych.

Z gminy na Ukrainę wyjechał kolejny pomocowy konwój. Trafi on do partnerskiego miasta Czerwionki-Leszczyn, Dubna. Znalazła się w nim żywność, która trafi
Z gminy na Ukrainę wyjechał kolejny pomocowy konwój. Trafi on do partnerskiego miasta Czerwionki-Leszczyn, Dubna. Znalazła się w nim żywność, która trafi do powołanych do ukraińskiej armii żołnierzy z Dubna.

- To głównie żywność z długim terminem przydatności, łatwa do przygotowania: zupy, dania instant, makarony - wylicza Hanna Piórecka-Nowak, rzecznik prasowa Urzędu Gminy i Miasta w Czerwionce-Leszczynach, dodając, że właśnie o pomoc w tej formie prosiły władze ukraińskiego miasta.

Jak zauważa Wiesław Janiszewski, burmistrz Czerwionki-Leszczyn, pomoc miastu Dubno, jego mieszkańcom, a także pochodzącym z jego miasta żołnierzom to dla współpracujących ze sobą miast coś naturalnego, lecz do tej pory nie było okazji się o tym przekonać.

- Kwestie umowy partnerskiej to wymiana młodzieży, wymiana w obszarze sportu, kultury. Nie sprawdzaliśmy nigdy naszych relacji przez pryzmat największej tragedii, jaką jest wojna - zaznacza Wiesław Janiszewski. - Wystawiliśmy naszą pracę, naszą przyjaźń ocenie - dodaje burmistrz i przyznaje, że jego zdaniem jest to ocena jak najbardziej pozytywna. Piotr Chrobok

Cały tekst można znaleźć w naszej galerii.

Piotr Ciastek: Pomoc Ukrainie: Magazyn Tuwima 6 w Lublińcu. Tutaj dzieją się cuda!

Takiej ekipy, jak przy Tuwima 6 w Lublińcu, nie ma nigdzie indziej. Wolontariusze uwijają się jak w ukropie, by zebrać jak najwięcej darów i przekazać je Ukraińcom. Zarówno tutaj w kraju, jak i w atakowanej przez Rosjan Ukrainie. Lubliniecki magazyn działa dzięki wolontariuszom i lokalnym przedsiębiorcom, a darami wspierają go także mieszkańcy miasta.

Nie od dziś wiadomo, że mieszkańcy Lublińca potrafią się mobilizować i angażować w akcje pomocowe i charytatywne, czy to w czasie pandemii, czy też teraz, gdy trwa wojna u naszych wschodnich sąsiadów. Akcja gromadzenia darów w magazynie lokalnej firmy, w której pracują Ukraińcy, przerodziła się w falę wielkiej pomocy dla uchodźców i walczących na froncie Ukraińców. Na półkach dwóch obszernych magazynów można znaleźć jedzenie z długim terminem ważności, środki higieniczne, chemię gospodarczą, jedzenie i pieluchy dla dzieci, zabawki, a także buty i bieliznę. Do niedawna można się było tutaj zaopatrzyć także w ubrania. Trafiają tutaj dary od mieszkańców, lokalnych firm, a nawet z zagranicy. Jak udało się to zorganizować?

Punkt zbiórki rozpoczął działalność już na samym początku wojny. Ukraińcy, którzy pracują w firmie Hausbud sprowadzili do Lublińca swoje rodziny. Przedsiębiorstwo dało dach nad głową kilkudziesięciu osobom. Przy Tuwima powstał też magazyn darów. Spontaniczny zryw przerodził się w koordynowaną przez wolontariuszy akcję zbiórki i przekazywania darów.

- To wszystko powstało z dobroci serca bardzo wielu ludzi. Jestem tutaj niemal codziennie od 1 marca. Odbieram telefony, kontaktuję się z dostawcami i darczyńcami, jestem taką skrzynką kontaktową dla wszystkich zaangażowanych w tę sprawę ludzi - mówi lublińczanka Maja Cyroń, koordynatorka punktu przy Tuwima 6.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera