Wasze stowarzyszenie działa na zasadzie „rodzice dla rodziców”. Skąd się wziął pomysł na to, aby działać – czy stała za nim jakaś potrzeba?
Ewa Przybylska: W styczniu 2020 roku wpadłam na pomysł, aby założyć zwykłą grupę na Facebooku i dodać do niej nieco obce mi osoby, o których wiedziałam, że są rodzicami. Chciałam zorganizować zajęcia dla dzieci. W tamtym czasie akurat nie pracowałam, miałam na to czas -wychowywałam syna i córkę. Chciałam miło spędzić czas razem z moimi dziećmi i zebrać rodziny, które lubią aktywnie spędzać czas wspólnie ze swoimi pociechami. To jest też główny cel naszego Stowarzyszenia. Dzieci pochłonęła elektronika – tablety, komputery. Chciałam pokazać im to, co myśmy kiedyś robili – gra w gumę, itp. Samo stowarzyszenie powstało 14 kwietnia. Wcześniej byliśmy grupą nieformalną pod nazwą „Mama&Tata&Ja Rodzice z Pomysłami”. Pod koniec sierpnia tego roku otworzyliśmy swoją siedzibę w Chorzowie.
Nie było zdziwienia, co do pomysłu, w gruncie rzeczy, obcej im osoby? Co ich zachęciło, aby przyjść i się spotkać?
E.P.: Ludzie zaczęli dochodzić do grupy i zainteresowanie rosło z dnia na dzień.
Piotr Nowacki: Przyznam, że sam pomysł na początku zainteresował bardziej żonę. Ja w wieku moich dzieci większość czasu spędzałem na podwórku, bawiąc się z rówieśnikami. Tak jak mówiła Ewa – teraz spędzają sporo czasu w Internecie, telewizji. Żona postanowiła poszukać osób, które chciałyby spędzić wspólny czas z dziećmi na różnych aktywnościach fizycznych, zajęciach kreatywnych, w których możemy uczestniczyć razem z pociechami. Tak znalazła grupę od Ewy i zaczęliśmy brać udział w spotkaniach. Tutaj bierzemy udział w zajęciach, które mogą pozytywnie wpłynąć na rozwój dzieci i mają pozytywny wpływ na ich relacje z chłopcami i dziewczynkami w różnym wieku.
Co daje dzieciom to, że mogą przyjść, spotkać się z innymi, a jednocześnie aktywnie spędzić czas z mamą lub tatą?
E.P.: Najważniejsze, czym wyróżniamy się od innych placówek i stowarzyszeń, to fakt, że u nas nie przyprowadzamy dzieci i idziemy na zakupy w ich czasie. Żeby należeć do stowarzyszenia, trzeba uczęszczać razem z dzieckiem – przynajmniej jeden rodzic. Myśleliśmy, że będziemy obcymi ludźmi dla siebie i że będziemy się tylko po prostu spotykać na warsztatach, a staliśmy się |„jedną, wielką rodziną”. W grudniu zorganizowaliśmy Wigilię. Były prezenty, barszcz, ryba. Siedzieliśmy przy jednym stole – 60 osób. Czułam się tam jak w domu. Niektórzy ludzie byli wtedy nowi. Długo przeżywałam tę atmosferę.
Stowarzyszenie, to nie tylko warsztaty i spotkania „na miejscu”?
P.N.: Oprócz warsztatów organizujemy także wyjścia plenerowe i wycieczki. Czasem pikniki na świeżym powietrzu połączone z różnymi zabawami. Siedzibę stowarzyszenia sami wyremontowaliśmy. Każdy chętnie przychodził i pomagał, bo wiedzieliśmy, że będzie to nasze wspólnie miejsce spotkań.
E.P.: Jest główna składka, która pokrywa koszt materiałów. Jeśli idziemy do jakiegoś miejsca, to każdy opłaca sobie sam bilet. Jako organizator dzwonię tam i pytam: „Mamy grupę 50 osób, czy moglibyśmy otrzymać jakąś zniżkę?”. Przeważnie ludzie są życzliwi. To wszystko jednak są koszty. Gdybyśmy mieli sponsorów, czy wsparcie miasta, częściej moglibyśmy wychodzić i zorganizować więcej lepszych warsztatów W 2021 roku zorganizowaliśmy razem bardzo tanie wakacje. Zawszę patrzę na to, aby nie eliminować rodzin, których na coś nie stać. Sama mam trójkę rodzeństwa. Kiedyś nie było wszystkich rodziców stać, aby zapisać swoje pociechy na zajęcia dodatkowe. W dzisiejszych czasach też nie każdy może sobie na to pozwolić. Składka u nas to 30 złotych na miesiąc. Jeśli jest więcej dzieci w rodzinie – to każde kolejne 10 złotych. Ja także płacę za swoje dzieci, ponieważ korzystają aktywnie z warsztatów i spotkań, które bezpłatnie organizuję dla innych.
Czy stowarzyszenie nie jest przeniesieniem na współczesną formę śląskiego podwórka? Rodzice się znają, każdy ma oko nie tylko na swoją pociechę, ale też na inną...
E.P.: Tu trzeba zaznaczyć, że to „znanie się” przychodzi dopiero z czasem. W stowarzyszeniu jest 80 osób. Nie wszyscy mogą się poznać bliżej. Nie ma jednak jednego elementu ze wspomnianego podwórka - nie zostawiamy dziecka na zasadzie „Róbta, co chceta” w czasie warsztatów (np. kulinarnych). Rodzice robią coś nie tylko ze swoimi dziećmi. Często jest tak, że ja siedzę z dziećmi Piotrka, a on z moimi (śmiech).
P.N.: Przede wszystkim dzieci mogą się ze sobą pobawić, a my ze sobą zintegrować. Moi rodzice mieszkali w Chorzowie w familoku. Zawsze w weekend – stolik, krzesełka, kawa, herbata. Sąsiedzi też zeszli. Każdy się ze sobą znał i mógł na siebie liczyć. W dzisiejszych czasach wszyscy jesteśmy zabiegani, pęd życia codziennego doprowadza do tego, że nie znamy swoich sąsiadów a relacje międzyludzkie zanikają. Wszystko przenosi się do świata wirtualnego, a my chcieliśmy pokazać dzieciom, że kontakt z drugim człowiekiem jest bardzo ważny. Nasza grupa służy między innymi temu, aby nawiązywać nowe relacje, znajomości, przyjaźnie i spędzać wspólnie czas.
Taka wspólnota rodzicielska was zmieniła?
E.P.: Nasza relacja, to nie tylko warsztaty. Rozmawiamy ze sobą bardzo dużo. O czym dyskutujemy w stowarzyszeniu zawsze zostaje w naszym gronie. Bardzo często poruszamy sprawy rodzinne i inne ważne dla nas tematy. Jesteśmy dla siebie wsparciem w codziennym życiu. Wczoraj koleżanka złamała palec u nogi – poprosiła o pomoc w dotarciu na SOR. Informacja = reakcja. Jesteśmy otwarci na każde nowe rodziny. Wczoraj 4 z nich zadeklarowały chęć dołączenia do nas. Ważna dla mnie jest integracja. Sama kiedyś uczęszczałam w jedno miejsce, gdzie nie czułam się przyjęta.
Spotykacie się także bez dzieci?
E.P.: Raz w miesiącu organizujemy integrację samych rodziców. Dzieci na ten jeden wieczór oddajemy do babci, dziadka. Idziemy na paintballa, do kina, itp. Zależy mi, aby nowi rodzice nie czuli się tak, jak ja się wtedy poczułam w tym klubie. Nasze dzieci także bardzo się otwierają – nawet te z autyzmem, zespołem Aspergera. Kiedyś chłopiec, który przez trzy spotkania stał z boku, zaczął nagle taplać się w materiałach sensoplastycznych – makaronie, galaretce itp. Byłam w szoku. Był to sukces nas wszystkich.
Chcę zapytać także o męską perspektywę. Najczęściej w kontekście spotkań rodziców, myślimy tylko o kobietach i małych dzieciach. Mężczyźni też potrzebują relacji z innymi ojcami?
P.N.: Są wspólne tematy. Mam tu kolegę, który podobnie jak ja, interesuje się tematami militarnymi. Można podyskutować. Pobawimy się z dziećmi, porozmawiamy…
E.P. Otwierając stowarzyszenie wiedziałam, że jest wiele klubików mam – mama i ja, mama i dziecko itp. Pomyślałam wtedy, że w życiu (i w nazwie) muszą być ojcowie. Dlaczego mamy dyskryminować facetów? Są ojcowie, którzy bardzo dobrze spełniają się w swojej roli i bardzo chętnie uczęszczają na zajęcia. Mamy naprawdę zgrany team mężczyzn. Remontowali siedzibę, są na każdych zajęciach. Wiadomo – nie zawsze jednak są pełne rodziny i jest to zrozumiałe. Zazwyczaj to matki siedzą przy kawie i rozmawiają. Mężczyzn się odrzuca. A dlaczego?
Trzeba ich nieco „wciągnąć” do takich spotkań?
E.P.: Niektórych trzeba było. Faceci mają większy opór. Niektórym zajęło to pół roku. „Mój Piotrek nie chce przyjść jeszcze...” (śmiech).
P.N.: To było o mnie (śmiech). Dla mnie było odskocznią, kiedy żona zabierała dzieci. Piwo, mecz, odpoczynek. Była to jednak strata czasu z rodziną. Dzieci się tu bawiły, a ja siedziałem jak kołek w domu. Każdy facet w głowie ma jakieś gry z dzieciństwa – można to przekazać. Czasem w stowarzyszeniu można coś pomóc, doradzić, przeprowadzić ciekawe zajęcia. To się u mnie sprawdza.
Stowarzyszenie pełni więc także rolę profilaktyczną – wspiera rodziny. Jakie są najbliższe plany na przyszłość?
E.P.: Otwierając projekt, byłam mamą niepracującą. Obecnie pracuję na pełen etat w przedszkolu, więc tego czasu jest mniej. Szkoda mi było zamykać coś, co się rozwinęło i dalej rozwija. Znalazłam taką pracę, która pozwala łączyć te rzeczywistości. Zaczęłam też uczestniczyć w kursach i szkoleniach, aby podnosić swoje kwalifikacje. Oferta spotkań się rozszerzyła. W pewnym momencie było nam trudno się zmieścić w domach uczestników użyczających swoje mieszkanie innym. Problem narastał. Pod koniec sierpnia otworzyliśmy lokal. Jest nieco mały, ale na lepszy nie było nas stać. Potrzebowalibyśmy większego wsparcia Urzędu Miasta w Chorzowie. Niestety nie każda rodzina ma środki, aby spędzać aktywnie czas.
Ewa Przybylska – Rocznik 1994, urodzona w Chorzowie. Pomysłodawczyni projektu Mama&Tata&Ja Rodzice z Pomysłami, obecnie prezes Stowarzyszenia pod tą samą nazwą. Pracuje jako pomoc nauczyciela w przedszkolu. Jest animatorem dziecięcym, aktywną mamą prowadząca warsztaty dla całych rodzin oraz szczęśliwą narzeczoną.
Piotr Nowacki – Rocznik 1983, urodzony w Chorzowie. Aktywny rodzic w stowarzyszeniu Mama&Tata&Ja Rodzice z Pomysłami. Zapracowany mąż i ojciec dwójki dzieci lubiący aktywnie spędzać wolny czas z rodziną.
Nie przeocz
- Zobaczcie ten wrześniowy wysyp grzybów na Śląsku. Mamy zdjęcia od internautów
- Śledztwo w sprawie śmierci prof. Mariana Zembali. Jaka jest decyzja prokuratury?
- Wulkan emocji kibiców na derbach Górnik Zabrze - Piast Gliwice. Zobaczcie zdjęcia
- Tarnowskie Góry. Gwarki 2022. W sobotę na scenie Lanberry i Nocny Kochanek [ZDJĘCIA]
Zobacz także
Musisz to wiedzieć
Jak Disney wzbogacił przez lata swoje portfolio?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?