Pandemia i lockdown szybko przypomniały Polakom, że góry są świetnym sposobem do spędzenia wolnego czasu, dobrym pomysłem na jednodniowy (albo kilkudniowy) wypad, a wędrówka górskim szlakiem lub skorzystanie z górskich ścieżek rowerowych to atrakcją na spędzenie wolnego czasu w gronie rodziny lub znajomych. W efekcie mnóstwo osób ruszyło na beskidzkie szlaki. Ale wakacje i wzmożony ruch turystyczny na beskidzkich szlakach przekładają się na liczbę interwencji ratowników Grupy Beskidzkiej GOPR.
W pierwszym tygodniu sierpnia beskidzcy goprowcy poinformowali, że od początku wakacji interweniowali w 106 wypadkach, w tym aż 86 razy w lipcu.
- Gdyby porównywać rok do roku, to w 2020 roku mieliśmy w sumie 524 interwencje w ciągu 12 miesięcy. Na tą chwilę mamy już ponad 400 interwencji. A przecież wakacje jeszcze się nie skończyły - mówi Marcin Szczurek, naczelnik Grupy Beskidzkiej GOPR.
O popularności gór świadczą choćby zdjęcia z zatłoczonej drogi do Morskiego Oka w Tatrach. Ale Beskidy też mają swoje miejsca, gdzie turystów jest z reguły bardzo dużo - wystarczy wymienić Skrzyczne, Babią Górę, Pilsko, czyli sztandarowe szczyty, które przyciągają mnóstwo turystów magią i niepowtarzalnym klimatem.
Jednak na rosnącą liczbę interwencji goprowców wpływają także zdarzenia z udziałem rowerzystów, których w Beskidach rokrocznie przybywa - rozwój infrastruktury górskich ścieżek rowerowych i wyrastające jak grzyby po deszczu wypożyczalnie sprzętu rowerowego sprzyjają temu trendowi.
Naczelnik beskidzkich goprowców zauważa, że w ubiegłym roku na 524 odnotowanych wypadków w Beskidach ponad 200 stanowiły właśnie wypadki rowerowe. W tym roku ta liczba może być wyższa.
W przypadku zdarzeń z udziałem rowerzystów ratownicy obserwują pewną tendencję - nie każdy turysta, który przyjeżdża w Beskidy ma rower odpowiedni do jazdy po górskich ścieżkach. Tymczasem w wypożyczalni może go wynająć, przejść szybkie szkolenie i ruszyć w jedną z wielu tras przygotowanych w rejonie Szyndzielni, Koziej Góry, Hali Skrzyczeńskiej, Góry Żar czy w rejonie Wisły lub Ustronia. Kłopot w tym, że nie zawsze taki turysta ma doświadczenie w downhillu.
- Z moich obserwacji wynika, że w większości wypadkom ulegają osoby niedoświadczone, które mają możliwość wypożyczenia roweru, ale nie mają doświadczenia w zjeździe - przyznaje Marcin Szczurek i zapowiada, że ratownicy w przyszłości pokuszą się o statystykę, która doprecyzuje liczbę wypadków, którym ulegają doświadczeni rowerzyści uprawiających ten sport, a na ile są to zdarzenia z udziałem początkujących.
Gdy już dojdzie do takiego zdarzenia i konieczna jest interwencja ratowników GOPR okazuje się, że najczęstszymi urazami, jakich doznają rowerzyści, są urazy obojczyków. - Lot przez kierownicę roweru kończy się uderzeniem o ziemię i często efektem jest uraz barku lub obojczyka - tłumaczy szef beskidzkich goprowców.
W przypadku turystów pieszych najczęściej goprowcy wzywani są do zdarzeń związanych ze skręceniem stawu skokowego, co często jest wynikiem braku odpowiedniego obuwia, choć - jak podkreślają ratownicy - obuwie nie załatwia wszystkiego: często o takiej kontuzji decyduje po prostu nieszczęśliwy wypadek.
W tym roku Grupa Beskidzka GOPR uruchomiła dwie sezonowe, weekendowe stacje - w Wiśle oraz na Górze Żar. Stacje działają w soboty i niedzielę - od maja do końca września.
- Z naszej perspektywy to strzał w dziesiątkę. Zwłaszcza jeśli chodzi o Górę Żar - nie mówię już nawet o liczbie interwencji w każdy weekend, ale o ilości turystów. W tym przypadku można mówić o kilku tysiącach turystów, którzy przewijają się przez sobotę i niedzielę. Dodatkowo są tam ścieżki rowerowe, które też generują wypadki - wskazuje Marcin Szczurek.
Nie przeocz
Uruchomienie weekendowej stacji GOPR w Wiśle skróciło czas dojazdu ratowników. - To był główny argument, by uruchomić taką stację właśnie w Wiśle, bo jadąc ze Szczyrku na pomoc poszkodowanemu turyście czy rowerzyście, w okresie wakacyjnym czas dotarcia wynosił ok. 45 minut do godziny. A w przypadku wypadku rowerowego w rejonie Wisły godzina to jest bardzo dużo - zaznacza Szczurek.
Dodaje, że jeśli goprowcom wystarczy energii i - przede wszystkim - ludzi, ten projekt będzie kontynuowany w przyszłym roku. Naczelnik Beskidzkiej Grupy GOPR zwraca uwagę, że funkcjonowanie weekendowych stacji w Wiśle i na Górze Żar to konieczność zaangażowania dodatkowych ratowników.
- Na chwilę obecną w Beskidach na terenie, jaki zabezpieczamy od Cieszyna po Przełęcz Krowiarki, dyżuruje ok. 20 ratowników. Większość to ochotnicy, którzy poświęcają swój wolny czas, bo nie mają z tego żadnej gratyfikacji finansowej. Bez ich wsparcia i pomocy uruchomienie dodatkowych stacji nie byłoby możliwe - podkreśla Marcin Szczurek.
Aktualnie w Grupie Beskidzkiej GOPR jest 22 zawodowych ratowników, którzy zabezpieczają teren Beskidów przez 365 dni w roku włącznie z nocnymi dyżurami. - Bez pomocy ochotników zaangażowanie w tak wielu miejscach nie byłoby możliwe - przyznaje Szczurek.
Musisz to wiedzieć
- Taka może być rekordowa waloryzacja emerytur 2022. Oto przykładowe wyliczenia!
- Łukasz Podolski nie jest nadroższym piłkarzem Górnika Zabrze! Kto jest więcej wart?
- Sklep Netto wyrzucił rozmrożone lody. Ludzie się na nie rzucili
- Baśniowy Giszowiec z amerykańskimi willami. Fotoreportaż Marzeny Bugały z DZ
Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?