Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Adamem Trzebinczykiem, dyrektorem Szpitala Kolejowego w Katowicach

red.
Adam Trzebinczyk, dyrektor Szpitala Kolejowego w Katowicach
Adam Trzebinczyk, dyrektor Szpitala Kolejowego w Katowicach Adam Trzebinczyk / FB
Jeśli walczyć, to do końca. Dobry zespół. Wspólna, ciężka praca. Słuchanie i działanie - czy to dobry przepis na sukces i to szpitala? O tym i o konsekwencjach trzymania się zasad rozmawiamy z Adamem Trzebinczykiem, dyrektorem Szpitala Kolejowego w Katowicach.

Jak to jest czytać i słuchać, że dostał pan posadę dyrektora Szpitala Kolejowego w Katowicach tylko dlatego, że jest pan z PiS?

Oczywiście - jestem członkiem Prawa i Sprawiedliwości, co nie oznacza, że nie mam kompetencji do zarządzania jednostką ochrony zdrowia. Natomiast rozumiem tego typu retorykę, dlatego, że tak oceniać jest najłatwiej: stereotypowo, bez zagłębiania się w szczegóły. Jestem przekonany, że - jak dotąd - obronię się swoją pracą.

Może wprost: dostał pan tę posadę, bo jest pan z PiS?

Dostałem tę posadę, bo mam konkretną wizję tego, jak odbudować Szpital Kolejowy w Katowicach i przywrócić mu należne miejsce na mapie najlepszych ośrodków ochrony zdrowia. Dostałem ją także dlatego, że udowodniłem już swoją skuteczność w pracy na różnych poziomach zarządzania. I to były powody powołania mnie na pełniącego obowiązki dyrektora Szpitala Kolejowego w Katowicach przez Zarząd Województwa Śląskiego.

Dla niektórych pana doświadczenie - choćby w Szpitalu Specjalistycznym w Zabrzu - to trochę za mało, by kierować szpitalem.

Tylko głupiec uważa, że zna się na wszystkim najlepiej. Jestem przekonany, że postawię szpital w Katowicach na nogi. Nie tylko dlatego, że jestem wykształcony na wielu poziomach głównie w temacie zarządzania i działania w kryzysie, że poznałem doskonale sposoby funkcjonowania jednostek ochrony zdrowia pracując w Szpitalu Specjalistycznym w Zabrzu, będąc wiceprezydentem Świętochłowic, ale także dlatego, że wierzę w siłę dobrego zespołu. Nie boję się współpracować i otaczać specjalistami, którzy w danym odcinku są zwyczajnie ode mnie lepsi. Bo o sukcesie stanowi zbudowanie mocnego teamu, jasna wizja i wielka pracowitość. To wszystko potrafię i już to udowodniłem, bo moja dotychczasowa praca sama się broni. Ponadto w katowickim szpitalu pracują wybitni fachowcy. Oni doskonale wiedzą, jak leczyć. Ja wiem, jak poprawić stan szpitala i jak doprowadzić do tego, by wrócił na należne mu miejsce.

Dobrze: to jak chciałby pan to zrobić?

Pracę zacząłem od rozmów. Wysłuchania lekarzy, pielęgniarek, białego personelu, administracji, ale przede wszystkim - pacjentów. Z nimi skonsultowałem mój pomysł na szpital, z nimi chcę wdrażać wizję i rozwijać placówkę. Bo tylko razem możemy to zrobić. Plan jest prosty: po pierwsze chcemy rozwijać to, co jest dla nas bardzo cenne - okulistykę i stworzyć Śląskie Centrum Leczenia Wzroku Dla Dzieci i Dorosłych. Chcemy to robić kompleksowo - od profilaktyki po wykorzystanie najnowocześniejszych technik. Mamy warunki: nie tylko fantastycznych specjalistów, ale i świetnie wyposażone bloki operacyjne, coraz lepszy sprzęt. Będziemy inwestować w rozwój chirurgii na różnych poziomach i rozwój działań oddziału wewnętrznego. Wiem także, że niezwykle istotne jest zadbanie w pierwszej kolejności o komfort pacjenta, dlatego już pracujemy nad usprawnieniem i modernizacją miejsc pierwszego kontaktu z pacjentem. Na ten moment tyle mogę zdradzić.

Jest pan tajemniczy. Coś jeszcze będzie się działo?

Wraz z pracownikami szpitala, przedstawicielami Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach, Akademią Wychowania Fizycznego im. J. Kukuczki w Katowicach, przedstawicielami trzeciego sektora pracujemy także nad drugim, dużym obszarem, ale na ogłoszenie efektów tej pracy przyjedzie jeszcze czas. Ważne jest to, że te działania są skierowane na znaczną poprawę stanu zdrowia mieszkańców województwa śląskiego. W tym momencie konieczna jest finalizacja koncepcji i jej akceptacja przez Zarząd Województwa Śląskiego oraz przez Sejmik Województwa Śląskiego. Nie jest bowiem tajemnicą, że - jak wiele innych - szpital ma problemy finansowe i potrzebne jest wsparcie aby zrealizować plany rozwojowe.

Teraz pewnie wielu kiwa głowami i myśli: ileż to wizji już przedstawiano, które zostały wizjami na papierze…

Rozumiem to. Ale jestem przekonany, że w tym szpitalu te plany uda się zrealizować. Jestem świadomy problemów, które są, kłopotów finansowych i wizerunkowych. Tyle że samo mówienie o tym to żadne rozwiązanie. Trzeba zacząć działać i właśnie działaniem się zajmuję. Najłatwiej jest krytykować, trudniej coś robić i za tę pracę brać odpowiedzialność. Ja za swoją pracę zawsze odpowiedzialność brałem, tak jak za swoje decyzje. Takie mam zasady. Za trzymanie się zasad wielokrotnie w życiu ponosiłem konsekwencje. Mimo to, uważam że zawsze lepiej postępować zgodnie z własnym sumieniem.

Za trzymanie się zasad pożegnał się z panem Daniel Beger, prezydent Świętochłowic, czy za to, że był pan dla niego niesubordynowaną konkurencją?

Mnóstwo serca i ciężkiej pracy włożyłem wraz z zespołem w to, by Świętochłowice się rozwijały, były miastem przyjaznym rodzinom, młodzieży, inwestorom. Cały czas spotykam się z mieszkańcami i słyszę od nich, że doceniają tę pracę. To jest dla mnie najważniejsze. I powinno być dla Daniela Begera. Tymczasem okazał się on człowiekiem właśnie bez zasad, dla którego każdy, kto ma inne zdanie jest konkurencją. Nie mogłem patrzeć na skale zaniedbań i mówiłem mu to zawsze prosto w oczy. Zamiast coś zmienić - wolał usunąć tych, którzy przeszkadzali mu w realizacji partykularnych interesów. To, co robił, nie miało nic wspólnego z pracą na rzecz mieszkańców - działał wyłącznie we własnym, politycznym interesie. Wolał zakończyć współpracę z PiS, która przyniosła wymierne korzyści dla miasta a przede wszystkim jego mieszkańców.

Wie pan, zawsze można powiedzieć, że każdy zwolniony pracownik mówi tak o swoim byłym szefie …

I tak też pewnie myśli Daniel Beger i jego najbliższe otoczenie. Tak zawsze mówić będą jego zwolennicy. W końcu jakoś muszą to uzasadniać. Tymczasem to nie ja pogrążam miasto coraz bardziej, nie ja mobbinguję współpracowników i nie ja mijam się z prawdą. A prawda zawsze się obroni, tak jak dobra robota. Wiem, że ciężko pracowałem na rzecz Świętochłowic, wiem że wraz z fantastycznymi ludźmi wiele udało się zrobić. To są fakty. A z faktami zawsze trudno merytorycznie dyskutować, dlatego otoczenie Begera zamiast otwartej dyskusji wybiera pomówienia i zastraszanie. Ja wybieram postępowanie według własnych zasad i prawdę.

Mocne. Nie ma sobie pan nic do zarzucenia?

Nie myli się ten, kto nikt nie robi. Jestem świadomym człowiekiem i wiem, że nie wszystko jest czarno - białe. Ale wiem także, że liczą się czyny, nie słowa. Z pełnym przekonaniem mogę stwierdzić, że zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, by Świętochłowice się rozwijały. Zrobiłem wszystko, by w Świętochłowicach nie było komisarza, a Daniel Beger mógł pozostać prezydentem. Udało mi się skutecznie realizować wyznaczone cele także dzięki wielkiemu wsparciu Marszałka Województwa Śląskiego, posłów i innych życzliwych mi osób.

Czyli: znowu polityka.

Czyli: znowu skuteczne działanie. Umiejętność przekonania do swoich pomysłów osób, od których coś zależy jest zaletą, nie wadą.

Rozumie pan jednak, że ludzie mogą to odbierać zgoła inaczej.

Tak, jeśli oceniają przez pryzmat tych polityków, którzy swoim postępowaniem zaprzeczają wykorzystaniu zdrowych, samorządowych mechanizmów do realizacji planów rozwojowych gmin. Rozumiem to, bo atakowani jesteśmy kolejnymi newsami o aferach z każdej strony sceny politycznej. Tłumaczenie, że nie każdy polityk jest taki to nie jest droga do celu. Drogą do celu jest pokazywanie codzienną pracą, że można wywiązywać się z obietnic, ciężko pracować na rzecz mieszkańców, skutecznie działać. Bywa ciężko, ponosi się porażki. Ale trzeba walczyć do końca, jeśli wierzy się w sens swojej pracy i wartość współpracy na różnych poziomach.

Żeby działać naprawdę potrzebna była panu ta polityka? Gdyby pan politykiem nie był i został dyrektorem dyskutowano by już tylko o rzekomym braku doświadczenia … Zdecydowałem się na udział w życiu politycznym na poziomie samorządowym, bo głęboko wierzę w to, że dzięki temu można mieć wpływ na nasze najbliższe otoczenie: na to jak będzie wyglądać nasze podwórko, do jakiej szkoły będą chodzić nasze dzieci i czy będziemy mieli gdzie spędzać wolny czas. Wiem, że wiele osób z polityki odeszło, bo zderzyło się murem i zniszczono ich pomówieniami, blokowaniem, zazdrością o skuteczność. Też tego doświadczyłem, ale mimo to jestem przekonany, że więcej można zrobić, niż stracić. Widziałem to wiele razy, gdy jako wiceprezydentowi udało mi się zrealizować konkretny cel, dzięki czemu zmieniło się życie mieszkańców. To te momenty, gdy człowiek przekonuje się, że mimo wszystko, warto.

Nie przeocz

Zobacz także

Musisz to wiedzieć

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera