Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rynek zdrowia, reformy i chybione eksperymenty

Agata Pustułka
W Europejskim Konsumenckim Teście Zdrowia Polska znajduje się na drugiej pozycji od końca
W Europejskim Konsumenckim Teście Zdrowia Polska znajduje się na drugiej pozycji od końca 123RF
Jaka jest kondycja śląskiej medycyny i służby zdrowia? Z jednej strony, potrafimy zachwycić świat przeszczepem twarzy, za który zespół prof. Adama Maciejewskiego dostaje „medycznego Oscara”. Z drugiej strony, mamy kolejkową listę wstydu, lata oczekiwania na zabiegi.

Nie będzie likwidacji NFZ, a krytykowana ustawa o „sieci szpitali” zostanie znowelizowana - to chyba dwie najważniejsze kwestie, jakie do tej pory w sposób ostateczny przedstawił nowy minister zdrowia, prof. Łukasz Szumowski.

Po fatalnych rządach Konstantego Radziwiłła, w resorcie widać próbę całościowego spojrzenia na system i wprowadzenia koniecznych korekt, bo chyba „prawdziwej” reformy należy spodziewać się znów po wyborach parlamentarnych. I choć dziś nie wiadomo, jaka siła polityczna ją przeprowadzi, to już chyba nikt nie zdecyduje się na populistyczny postulat likwidacji Funduszu. (Wielomiesięczna niepewność dotycząca jego losu spowodowała m.in. odejście z pracy wielu wybitnych fachowców, w tym informatyków).

Na tle ciągłych zmian, chaosu, niedofinansowania, śląska medycyna ma się wciąż - to cud - w miarę nieźle. Pozostaje jednak nadal medycyną kontrastów. Z jednej strony, możemy zachwycić świat przeszczepami twarzy w Instytucie Onkologii w Gliwicach i innymi pionierskimi operacjami. Z drugiej, pokazujemy kolejkowe listy wstydu, z których wynika, że na pilną wizytę u specjalisty trzeba czekać kilka miesięcy, na operację kilka lat.

Eksperci twierdzą tymczasem, że tak jak kiedyś kopalnie, tak teraz właśnie medycyna powinna stać się nie tylko wizytówką regionu, ale jego produktem eksportowym, co już się dzieje w kilku specjalnościach, choć wciąż zbyt wolno. Nadal to więcej Polaków jeździ do Czech, by zoperować zaćmę, zamiast czekać w Polsce na zabieg. W ramach dyrektywy transgranicznej śląski NFZ zapłacił czeskim klinikom już ok. 10 mln zł za wykonanie zabiegów.

Problemem jest nie tylko zaćma wtórna, z powodu której operowani w Polsce jadą do południowych sąsiadów na reoperacje, ale jakość soczewek nagminnie kupowanych przez polską służbę zdrowia, które nie zachowują stabilnej przejrzystości w oku pacjenta i z czasem mętnieją. A że trudno znaleźć chirurga, który podjąłby się ponownej operacji usunięcia tym razem już sztucznej soczewki i wszczepienia lepszej, z certyfikatem jakości, ludzie ci skazani są na niedowidzenie do końca swojego życia. Stąd decydują się na perfekcyjnie zorganizowany wyjazd do Czech.

Budżet Śląskiego NFZ wynosi ponad 9 mld zł. Mniej niż mazowieckiego, ale kwota ta, choć niewystarczająca, budzi szacunek.

Dofinansowanie ośrodków leczących zaćmę na Śląsku ma pomóc w przełamaniu tego trendu. „Czeski przykład” nie powinien też zniechęcać do wizjonerskich decyzji dotyczących ochrony zdrowia. W tym momencie trzeba spojrzeć na podobne przykłady ze świata, np. amerykański Pittsburgh, kiedyś industrialne „miasto stali”, obecnie słynne przede wszystkim z medycyny na najwyższym poziomie, centrów badawczych i University of Pittsburgh Medical Center. Śląskie ma potencjał, by pójść tą drogą. Rękawicę, jak się wydaje, próbuje podnieść prezes Grupy PTWP, Wojciech Kuśpik, wydawca i biznesmen, który w tym roku już po raz trzeci organizuje w Katowicach w Międzynarodowym Centrum Kongresowym prestiżowy Kongres Wyzywań Zdrowotnych, gromadzący kilka tysięcy gości, najważniejszych ludzi polskiej medycyny, gdzie omawiane są jej największe problemy, ale też szanse.

Serce bije po śląsku

Od dnia, gdy prof. Zbigniew Religa jako pierwszy Polak przeszczepił serce (5 listopada 1985 r.), Śląskie najbardziej kojarzy się z rozwojem kardiochirurgii i kardiologii. Po tamtej pionierskiej operacji przyszły kolejne, a szpitale takie jak Śląskie Centrum Chorób Serca w Zabrzu czy Szpital w Ochojcu to placówki, do których przyjeżdżają się leczyć pacjenci z całej Polski.

Gdy po raz pierwszy reformowano ochronę zdrowia, to prymusem została właśnie Śląska Kasa Chorych, kierowana przez dr. Andrzeja Sośnierza, perfekcjonistę, jeśli chodzi o zarządzanie, który wprowadził wiele bardzo nowoczesnych rozwiązań, m.in. magnetyczne karty ubezpieczenia zamiast papierowych. Należy tylko żałować, że zamiast go naśladować, przez lata próbowano niszczyć, a dziś jako szeregowy poseł PiS, choć wciąż zachowujący swoje wpływy, nie ma ich na tyle, by forsować pomysły. Ba, należał do najbardziej zagorzałych krytyków Radziwiłła.

Wprowadzenie przez byłego ministra zdrowia „sieci szpitali” miało przede wszystkim dofinansować publiczne placówki, dać im poczucie stabilności, chociaż w wielu z nich fatalny sposób zarządzania wpędzał je w długi. Z jednej strony, intencje są jak najbardziej słuszne, bo to publiczne szpitale niosą główny ciężar opieki nad chorymi Polakami. Z drugiej jednak strony, w tragicznej sytuacji znalazły się prywatne szpitale, które uzupełniały ofertę państwowej służby zdrowia.

Oczywiście bywało, że wybierały z rynku „wisienki”, realizując tylko świadczenia opłacalne. Za akt rozpaczy można zatem uznać wprowadzenie relikwii Jana Pawła II do szpitalnej kaplicy w GeoMedical w Katowicach, hipernowoczesnej placówce, dla której nie ma pieniędzy. To niejedyny w regionie przypadek wielomilionowej inwestycji medycznej, czekającej na lepsze czasy. Pogorszyła się też kondycja starych wyjadaczy na rynku usług medycznych, do tej pory w dużym stopniu finansowanych przez NFZ, zwłaszcza jeśli chodzi o leczenie chorób układu krążenia, co natychmiast przełożyło się na statystyki zdrowotne.

- Gdzie się podziało dodatkowe 8 miliardów na ochronę zdrowia? Jaka jest przyczyna dodatkowych 16 tysięcy zgonów w Polsce, pomimo tak dużego wzrostu nakładów na „służbę zdrowia”? - pyta prof. Paweł Buszman, szef Polsko-Amerykańskich Klinik Serca, pierwszej prywatnej sieci, jaka powstała w Polsce, oferując m.in. leczenie w świeżym zawale.

To prawda, raporty GUS potwierdzają znaczny wzrost śmiertelności w trakcie roku do poziomu najwyższego od początku lat 90. Co jest przyczyną dodatkowych zgonów? - Nie mieliśmy epidemii grypy, katastrof naturalnych zbierających śmiertelne żniwo, nie było wojny ani skokowego zwiększenia śmierci na nowotwory, na które z reguły umiera się powoli. Mamy za to w Polsce jeden z najwyższych współczynników umieralności na choroby sercowo-naczyniowe w Unii Europejskiej. Buszman ma swoje argumenty: - W ostatnich latach (2000-2016) dzięki wysiłkowi ośrodków kardiologicznych udało się uzyskać wyraźne trendy spadkowe, głównie w zakresie umieralności z powodu choroby wieńcowej i zawału serca. Potrafimy zatem ludzi leczyć. Możemy również ograniczyć zapadanie na te choroby, ale kardiologia musi stać się priorytetem Ministerstwa Zdrowia. Również w aspekcie finansowym.

Ministerstwo Zdrowia systematycznie w ostatnim czasie obcinało pieniądze dla kardiologów. - W „nagrodę” za skuteczne działania polska kardiologia dostała trzykrotną, dramatyczną obniżkę wycen świadczeń kardiologicznych ratujących życie (nawet o 50-60 proc.), co bezpośrednio wpływa obecnie na dostępność i jakość dostarczanej usługi. Mamy także limity na zabiegi kardiochirurgiczne, limitowanie leczenia niestabilnej dławicy piersiowej (stanów przedzawałowych) - wylicza prof. Buszman.

Publiczny, a może

Jak dotąd nierozwiązywalnym problemem są długi szpitali. Wśród 50 najbardziej zadłużonych placówek w Polsce aż dwanaście jest z województwa śląskiego. Tu liderem jest Wojewódzki Szpital Specjalistyczny im. Najświętszej Marii Panny, gdzie ostatnio zmienił się dyrektor, co ma pomóc w wyjściu z kryzysu.

Niestety, nawet najlepsze zarządzanie nie pomaga, bo szpitale są obciążane różnymi kosztami, m.in. wypłatą podwyżek dla pracowników. Są jednak i w dziedzinie zarządzania prymusi. Przykład siemianowickiej „Oparzeniówki” pokazuje, że publiczne szpitale mogą osiągnąć finansowy sukces. Wystarczy wzorować się na najlepszych. Centrum Leczenia Oparzeń dwa lata temu wprowadziło system tzw. szczupłego zarządzania, znany z branży motoryzacyjnej. Teraz mówią, że w „Oparzeniówce” wszystko chodzi jak w... toyocie. Inne szpitale, których właścicielem jest Śląski Urząd Marszałkowski, przymierzają się do podobnych rozwiązań. Wymagają wielkiej konsekwencji i trzeba trochę czasu i zmiany mentalności, by je wprowadzić, ale opłaca się.

Wprowadzenie „sieci szpitali” spowodowało, że placówki prywatne w woj. śląskim znalazły się w tragicznej sytuacji.

- Generalnie „szczupłe zarządzanie” polega na ograniczeniu marnotrawstwa. Począwszy od zakupu leków, materiałów, a skończywszy na czasie. Udało się nam ograniczyć niepotrzebne wydatki, zminimalizowaliśmy czas zamówień. Jednym z najważniejszych elementów było wprowadzenie specjalnego systemu uporządkowania miejsca pracy. Każdy wie, gdzie co leży, od nożyczek, przez leki, po opatrunki - mówi dr Mariusz Nowak, dyrektor CLO. - Szybko okazało się, że pracujemy bardziej efektywnie, wiele czynności wykonujemy szybciej. Każdy pracownik odpowiada za siebie i swoje miejsce pracy, ale jednocześnie szpital działa jak jeden organizm, a jego poszczególne oddziały nie są udzielnymi księstwami. Dzięki temu mamy jednolite procedury i łatwiej wychwycić błędy - dodaje dr Nowak.

Nowe technologie w natarciu

Nadzieją dla śląskiej medycyny są z pewnością nowe technologie medyczne, wdrażane choćby przez Kardio-Med Silesia - Śląski Park Technologii Medycznych z Zabrza, intensywnie wprowadzający rozwiązania z zakresu telemedycyny. Śląski Uniwersytet Medyczny może pochwalić się patentami, które przy odpowiednim dofinansowaniu powinny przynieść realne zyski, np. protezy do regeneracji nerwu obwodowego.

A studenci już niebawem będą mieli możliwość komputerowej symulacji pełnego procesu obsługi pacjenta - od momentu przyjęcia go na oddział szpitalny, poprzez wykonanie wszystkich możliwych procedur medycznych wymagających odnotowania w systemie informatycznym wraz z budowaniem historii choroby, obsługą badań laboratoryjnych i wystawieniem elektronicznych recept, aż po wypis. Dzięki temu opuszczą uczelnię z kompleksową wiedzą.

Polska w ogonie

W Europejskim Konsumenckim Teście Zdrowia, Polska znajduje się na drugiej pozycji od końca. Za nami jest tylko Czarnogóra. Na górze indeksu znajduje się Holandia, w której służba zdrowia jest bardzo dobrze oceniana przez pacjentów.

- Zaletą holenderskiego systemu zdrowia jest jego dostępność i fakt, że do lekarza pierwszego kontaktu pacjent może się dostać bardzo łatwo. Lekarz pierwszego kontaktu udziela bardzo szerokich porad. Dzięki temu pacjent trafia do szpitala w ostateczności - mówi Łukasz Kamiński, dyrektor zarządzający LekSeek Polska.

Raport „E-zdrowie oczami Polaków”, przygotowany na zlecenie LekSeek Polska, pokazał, że lekarze więcej czasu poświęcają na przygotowanie się do wizyty i uzupełnienie dokumentacji niż na diagnostykę. 72 proc. ankietowanych uważa, że wypełnianie dokumentacji medycznej pochłania lekarzom za dużo czasu. W grupie wiekowej 50+ uważa tak aż 76,8 proc. Wg ankietowanych, lekarz podczas przeciętnej wizyty poświęca ponad 16 minut na czynności organizacyjne. Przy założeniu, że wizyta trwa 20 minut, lekarzowi zostają nieco ponad 3 minuty na zbadanie pacjenta.

POLECAMY PAŃSTWA UWADZE:

TYDZIEŃ Magazyn informacyjny reporterów Dziennika Zachodniego

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera