Sąd uznał, że korupcji nie było

Wyrok nie jest prawomocny. Sędziego Andrzeja H. śledczy oskarżyli o przyjęcie 100 tys. dolarów i 15 tys. zł. Zdaniem prokuratury przyjął on m.in. w 1993 roku 100 tys. dolarów od Krzysztofa P. Ten ostatni przed sądem odpowiadał też za korumpowanie Wacława H., byłego ministra handlu w rządzie Hanny Suchockiej, a także wyłudzenie z ZUS-u 6,6 mln zł i przestępstwa podatkowe na prawie 7,4 mln zł.

Śledztwo w tzw. śląskiej aferze korupcyjnej prowadziła Prokuratura Okręgowa w Gdańsku i ona w 2002 roku przygotowała akt oskarżenia przeciwko ośmiu osobom, w tym współpracownikom Krzysztofa P., którzy składali najbardziej obciążające go wyjaśnienia. Sąd uznał wczoraj, że prokuratura nie przedstawiła dowodów jednoznacznie potwierdzających winę oskarżonych, w niektórych przypadkach stawiała zarzuty bez dowodów lub nawet wbrew nim.

- Zarzuty nie są oparte na dokumentach, ale na pomówieniach dwóch innych współoskarżonych - stwierdziła Ewa Szymańska, przewodniczący składu orzekającego.

- Ten wyrok dowodzi, że są jeszcze w Polscy sędziowie, którzy biorą pod uwagę dowody przemawiające za oskarżeniem, ale także przeciwko tym oskarżeniom - mówi mec. Leszek Piotrowski, obrońca Andrzeja H. - Ta sprawa to była akcja polityczna służb specjalnych prawicy, która wówczas doszła do władzy, wymierzona przeciwko środowisku sędziowskiemu na Śląsku.

Obydwaj oskarżeni nie przyznali się do winy, a współoskarżeni nawet przed sądem potwierdzali, w jaki sposób trafiały do sędziego łapówki pod biznesmena. Sąd nie dał również wiary, że doszło do wyłudzenia świadczeń ZUS, gdyż nie znalazł dowodów, że zwolnienia były wystawiane bezpodstawnie.