Oglądając „Fucking Bornholm” być może, jak w lustrze, przejrzy się grupa 35-40 latków, być może podobne problemy były ich udziałem na wakacjach, być może…
Anna Kazejak, reżyserka z niemałym już dorobkiem (m.in. „Obietnica”, „Skrzydlate świnie”, serial „Szadź”) w swoim najnowszym filmie zaprasza nas na tytułową duńską wyspę (choć podobno ze względu na pandemię za duńskie wydmy i plaże „robiły” okolice Mielna) wraz z dwiema parami – Maleckimi i Nowakami oraz ich pociechami. Pierwsza para to Hubert i Maja z dwójką dzieci – Erykiem i Wiktorem, zaś drugą tworzy rozwiedziony Dawid z nową towarzyszką – Niną oraz synem z pierwszego małżeństwa – Kajem. Maleccy znają się z Dawidem od czasu studiów (panowie są prawnikami) i na Bornholm udają się nie pierwszy raz. Na promie cieszą się z możliwości wspólnego spędzenia czasu, planują atrakcje podczas kolejnych dni: przejażdżki rowerowe, kąpiele w morzu, zwiedzanie wyspy, plażowanie. Dawid cieszy się z pierwszych wspólnych wakacji z synem, którego po rozwodzie może odwiedzać jedynie raz na dwa tygodnie. Po przybyciu na kemping na wydmach, okazuje się, że ich zarezerwowane miejsce zajęte jest przez innych Skandynawów. Nie czyni to jeszcze burzy, polska gromadka ustawia kamper, przyczepę i namiot nieopodal, choć…zawór z nerwami jest już uchylony. A przysłowiowa „czechowowska strzelba” wystrzeli już po nocy, którą pociechy bohaterów spędzą wspólnie w namiocie. Incydent z dziećmi stanie się kamykiem, który doprowadzi do lawiny wzajemnych złośliwości i kłótni. Bo później będzie już tylko gorzej, a przecież miało być tak pięknie…
Hubert bagatelizuje sprawę: „zapomnijmy o tym, chodźmy na spacer”, stara się odwlekać wszelkie narastające problemy na przysłowiowe jutro: „musimy ochłonąć, wziąć prysznic, zmyć z siebie słoną wodę”. Maja, dla której dzieci są oczkiem w głowie i dla wychowania których poświęciła studia, gotowa jest natychmiast wracać do Polski. Sprawę stara się łagodzić Dawid, a Nina (niedoszła psycholog) wszystko opiera o teorie naukowe budząc jeszcze większe rozdrażnienie grupy.
Rozpisany na czwórkę bohaterów film miał być – według słów reżyserki – komediodramatem. Więcej tu jednak tonów poważnych niż uśmiechu. Bo jeśli widownia śmieje się w momencie „zlewania” poważnych problemów przez Huberta, to…chyba nie o to jednak chodziło, nie w tych momentach powinniśmy się śmiać.
Akcja filmu jest przewidywalna i stereotypowa: jeśli jest problem, to… najlepiej się upić, jeśli kobieta czuje się rozczarowana zachowaniem męża, to… idzie do łóżka z dopiero co poznanym w barze Skandynawem, jeśli mężczyzna musi podjąć decyzję, to…ucieka w jogging albo wsiada na rower. A typowych problemów w filmie uzbierało się trochę: kryzys wieku średniego, wypalenie uczuciowe małżonków, seksualność wśród 10-latków, zmiana partnera/partnerki na młodszy, bardziej atrakcyjny „egzemplarz”. Role całej dorosłej czwórki rozpisane są nierównomiernie: najbardziej iskrzy pomiędzy Maleckimi – Mają i Hubertem czyli Agnieszką Grochowską i Maciejem Stuhrem. W dialogach cały czas czujemy napięcie; Maja, typowa matka-Polka, dla której „dzieci, to całe życie”, czuje wygasające uczucie u obojga, ale walczy o trwałość rodzinnych więzów, mimo „tumiwisizmu” męża. Huberta drażni dbałość żony o rodzinną wspólnotę (z wyrzutem stwierdza: „mówisz, że nie masz czasu o siebie zadbać”), chętnie wyrwałby się gdzieś „na bok”, nawet próbuje, gdy przyjaciel, nawalony w sztok śpi obok, ale tej szansy nie daje mu Nina, kiedy on - w niewiele lepszym stanie – próbuje ją uwieść. Po czym z właściwą sobie chełpliwością mówi – tonem Bogusława Lindy za starych dobrych czasów – „I kto tu pęka?” Ale w końcu to nie Hubert, a rozdrażniona Maja da sobie szansę „na chwileczkę zapomnienia”. Rozwiedziony Dawid (w tej roli Grzegorz Damięcki) jest bodaj najbardziej rozdarty między zrodzoną miłością do Niny, niewygasłym chyba jeszcze sentymentem do byłej żony („czy to nie był błąd, że rozstałem się z Klaudią?”), a…Mają, bo na biwaku odżywa dawne, studenckie uczucie do niej. Rola przemądrzałej psycholog, Niny (Jaśmina Polak) jest bodaj najmniej „wykorzystana" przez panią reżyser. Nina potrafi „obronić się” zabraniem męża żonie (rozwód Dawida) stwierdzając „naukowo”, że był on „osaczony przez nią /żonę/, przez jej negatywną energię” oraz „psychologia to nie prawo, nie ma winnych”. Choć…ciekawszą teorię na temat rozwodu miał spotkany po przybyciu na wyspę polskiej gromadki pewien przyjaciel-Skandynaw: „więc twoje małżeństwo miało termin ważności!?”
Ale z ust pada Niny pada również dająca do myślenia wypowiedź: „Miłość kończy się, kiedy kończy się zachwyt człowieka z którym jesteś”. A czy Maja z Hubertem mają jeszcze szansę na szczęśliwy happy-end? Myślę, że chcemy im jednak życzliwie kibicować…
A skąd się bierze taki pier… tytuł tegoż filmu? Te słowa padają z ust jednego z przyjaciół, kiedy Hubert i Dawid – jak typowi „janusze” („co?!, mnie nie wolno, mogę robić co mi się podoba, jestem na urlopie”) – popijają piwo na placu zabaw dla dzieci. A pewna Skandynawka zwraca im uwagę na niestosowność miejsca. Ale chyba bardziej tytuł oznacza nieudany pobyt dla całego towarzystwa i „zwalanie winy” na Bogu ducha winną duńską wyspę.

Szymon Hołownia ma duże ego, większe ma tylko Lech Wałęsa
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?