Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Senacki zamach na referenda: Burmistrza i wójta nie da się odwołać

Agata Pustułka
infografika Marek Michalski
W najnowszym projekcie senackiej ustawy o referendum lokalnym znalazł się zapis, by próg 10 proc. podpisanych pod wnioskiem o referendum pozostawić tylko w miastach na prawach powiatu, zaś dla pozostałych gmin podnieść go do 15 proc. Przeciwnicy takiego rozwiązania już protestują: To w praktyce uniemożliwia doprowadzenie do referendum.

200 tys. złotych kosztowało zorganizowanie, nieskutecznego, jak się okazało, referendum w Rudzie Śląskiej, bo prezydent Grażyny Dziedzic nie udało się odwołać. Wydatek niemały, a efekt zerowy. Mieszkańcy Bytomia na razie nie martwią się stratą żywej gotówki na referendum (300 tys. zł), bo tam głosowanie wypaliło i prezydenta pozbawiono stołka. Teraz bytomianie liczą, że jego następca sprawdzi się lepiej.

Referenda, na które szczególnie w naszym województwie, panuje ostatnio moda, to bardzo ważny element lokalnej demokracji, bo są straszakiem dla władz samorządowych. Dzięki referendom żaden wójt, burmistrz czy prezydent nie może spać spokojnie, choć trzeba przyznać, że musi sporo przeskrobać, by mieszkańcy rzeczywiście tłumnie poszli do lokali wyborczych i zamanifestowali swoją niechęć, a w konsekwencji odwołali go z funkcji.

Obecnie, by doprowadzić do referendum, trzeba najpierw zebrać pod wnioskiem 10 proc. podpisów wyborców uprawnionych do głosowania. Nie wszystkim podoba się to rozwiązanie i w projekcie senackiej ustawy o referendum lokalnym znalazł się zapis, by próg 10 proc. pozostawić tylko w miastach na prawach powiatu, zaś dla pozostałych gmin podnieść go do 15 proc. Pomysłodawcy uznali, że to dobry krok w stronę rozwoju lokalnej demokracji. Na pewno?

Zwykle do największych patologii, nepotyzmu i korupcji dochodzi w małych gminach, gdzie na wójta czy burmistrza nie ma po prostu mocnych: przypadek wójta z fikcyjnej serialowej gminy Wilkowyje nie jest odosobniony. Z drugiej strony łatwość, z jaką podejmowane są próby odwoływania lokalnych władz, może doprowadzić do niepotrzebnego chaosu i równie niepotrzebnych wydatków.

Warto zauważyć, że obecny boom referendalny wybuchł zaledwie dwa lata po ostatnich wyborach, czyli w połowie kadencji. Frustracja mieszkańców daje o sobie znać z siłą proporcjonalną do spiętrzenia się niekorzystnych zjawisk w gminach, np. wzrostu bezrobocia, czy jak w przypadku Bytomia, likwidacji szkół.

- Z praktyki wynika, że zaledwie 16 proc. zorganizowanych referendów kończy się odwołaniem gospodarza danej gminy. To bardzo niewiele i choćby z tego powodu nie jest konieczna zmiana zasad teraz obowiązujących - ocenia dr Tomasz Słupik, politolog z Uniwersytetu Śląskiego. Jego zdaniem, kuriozalne jest dzielenie gmin, bo identyczne zasady powinny dotyczyć miast na prawach powiatu i pozostałych gmin.

- Nie rozumiem intencji pomysłodawców - przyznaje dr Słupik. - Obecnie trzeba naprawdę ogromnego wysiłku, by nie tylko zebrać 10 proc. podpisów, ale i potem zapewnić odpowiednią frekwencję - mówi.

Do uchwalenia proponowanych zmian droga jednak daleka, bo w sprawie musi wypowiedzieć się sejmowa komisja samorządu terytorialnego, w której jest wielu przeciwników proponowanych przez senatorów innowacji. Ale są i tacy - jak była wójt gminy Ślemień, Małgorzata Pępek, a obecnie posłanka PO - którzy uważają, że w małych społecznościach wszyscy lepiej się znają i nie będzie problemu z uzyskaniem poparcia dla referendum. - W mojej gminie właśnie jest przygotowywane. Chyba odbędzie się w październiku. Ludzie już po kilku miesiącach rządów nowego wójta czy burmistrza widzą, czy jest dobry, czy fatalny - twierdzi.
Część samorządowców sceptycznie patrzy na zmiany.

- Przede wszystkim trzeba zachęcać obywateli do udziału w wyborach. To frekwencja świadczy o obywatelskim zaangażowaniu. Lepiej dobrze zastanowić się nad urną. Osobiście nie zmieniałbym obowiązujących zasad - ocenia Eugeniusz Kapuśniak, wójt Żarnowca.

Kogo by tu jeszcze odwołać...

Bytom, Ruda Śląska, Gliwice, Siemianowice to tylko niektóre miasta na mapie województwa, w których powstają lub powstały mniej lub bardziej skuteczne grupy przeciwników lokalnych władz.

Majstersztykiem pozostaje jednak odwołanie prezydenta Częstochowy Tadeusza Wrony (2009r), który zdołał zjednoczyć przeciwko sobie wyjątkowo zaciekłych adwersarzy politycznych. PiS, PO i SLD ręka w rękę zwalczały prezydenta, po którym władzę ostatecznie przejęła lewica, dając kolejny powód do jasnogórskich rozważań.

Próby odwoływania (druga z kolei) prezydenta Gliwic Zygmunta Frankiewicza wchodzą natomiast w osobliwy nawyk jegopolitycznych adwersarzy.

W referendum w Koziegłowach (odbywało się równolegle z referendum w Rudzie Śląskiej) głosowało znacznie mniej mieszkańców, niż podpisało się na listach popierających odwołanie, na których zebrano ponad 1500 podpisów. To jeden z argumentów dla zmian w ustawie.

Możesz dowiedzieć się więcej: Zarejestruj się w DZIENNIKZACHODNI.PL/PIANO



*Pamietacie zabawki z PRL? ZOBACZCIE ZDJĘCIA
*Gdzie jeździliśmy kiedyś na weekend? ZOBACZ ZDJĘCIA ARCHIWALNE
*KONKURS FOTOLATO 2012: Przyślij zdjęcia, zgarnij nagrody!

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!