Do katastrofy samolotu doszło w Topolowie 5 lipca 2014 roku. Piper Navajo spadł na oczach mieszkańców tej niewielkiej miejscowości. Siedem lat temu nasi reporterzy odwiedzili wieś. Mieszkańcy byli nieco przygnębieni faktem, że udało się uratować tylko jedną osobę.
Mieszkańcy Topolowa czuli wielki niedosyt
Piper navajo, używany przez prywatną szkołę spadochronową, rozbił się kilka minut po starcie z lotniska w Rudnikach. Zginęło 11 osób; ocalała jedna. 40-letniego mężczyznę uratowali mieszkańcy Topolowa. Pan Roman był jednym z nich.
- Czuję ogromny niedosyt, że udało się uratować tylko jedną osobę - mówił reporterom DZ pan Roman, który po katastrofie jeszcze wielokrotnie odwiedzał miejsce tragedii.
Emocje były wówczas żywe, mężczyzna wracał pamięcią do sobotniego popołudnia.
Zobacz zdjęcia
- Kiedy tu przyjechałem z synem, na miejscu był już pan Zdzisław, mieszka w domu blisko miejsca wypadku - mówił pan Roman. - Wyciągał człowieka z wraku. Pomogłem mu przenieść rannego w bezpieczne miejsce. Był przytomny, mówił, że jest z Krakowa, że w samolocie było dwanaście osób. Nawet pytałem go, czy jest pewny, że w środku jest aż tylu ludzi. Potwierdził.
Pan Zdzisław razem z sąsiadami wyciągnął z wraku jeszcze dwie inne osoby. Jedna już była martwa, druga zmarła mimo reanimacji.
- Widziałem różne śmiertelne wypadki jako strażak-ratownik: i w hucie Częstochowa, i na drogach. Ale nigdy nie było tylu ofiar! - pan Zdzisław mocno przeżywał tragedię.
- Wołałem do ludzi, którzy się zbiegli, żeby przynosili wodę, gasili samolot, bo stali jak sparaliżowani. Ale już było za późno - opowiadał pan Roman. - Tak bardzo mi żal, że nie udało się więcej osób uratować. Próbuję sobie tłumaczyć, że już nie było żadnych szans, potworny żar, wybuch zbiornika paliwa, ale żal jest...
Pan Marian rozważał: może gdyby mieli wtedy rękawice, to udałoby się wyciągnąć chociaż jednego rannego więcej? Może gdyby zabrali z samochodu gaśnice, gdyby mieli nóż do przecinania uprzęży spadochronowych, gdyby, gdyby... Ale to były sekundy, a oni chcieli jak najszybciej dotrzeć do ofiar wypadku.
Prokuratura umorzyła śledztwo
We wrześniu 2020 roku częstochowska prokuratura po sześciu latach umorzyła śledztwo w sprawie katastrofy w Topolowie.
Śledztwo trwało w tej sprawie wyjątkowo długo, bo było kilka razy przedłużane z powodu braku opinii Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Opinii brakowało, bo samolot był zarejestrowany w Stanach Zjednoczonych i potrzebna była akceptacja raportu ze strony amerykańskiej.
Jak ustaliła częstochowska prokuratura, 5 lipca 2014r. ok. godz. 16.00 z lotniska Rudniki k. Częstochowy, do ósmego w tym dniu lotu, wystartował samolot Piper Navajo.
Po kilku minutach lotu samolot runął na ziemię na teren sadu przy ul. Częstochowskiej w miejscowości Topolów, a następnie stanął w płomieniach. Na pokładzie samolotu znajdował się pilot oraz 11 skoczków spadochronowych. Zdarzenie to przeżył jedynie jeden z instruktorów, który w stanie ciężkim został przetransportowany do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Częstochowie.
Nie przeocz
Mężczyzna ten został odciągnięty od palącego się wraku samolotu przez mieszkańca Topolowa oraz dwóch mężczyzn przybywających na urlopie w tej miejscowości.
Właścicielem samolotu była szkoła spadochronowa „Omega” z siedzibą w woj. podkarpackim, należąca do Rafała G., który zginął w wyniku zaistniałej katastrofy. Rafał G. w ramach działalności gospodarczej prowadził szkolenia spadochronowe, wynajmując teren i hangar na lotnisku Rudniki k. Częstochowy.
- W sprawie zgromadzono obszerny materiał dowodowy, a w szczególności opinię biegłego z zakresu lotnictwa, raport Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych oraz zeznania ponad 100 świadków. Na podstawie analizy tego materiału stwierdzono, że bezpośrednią przyczyną katastrofy było uszkodzenie sprzęgła prawego silnika, skutkujące brakiem przekazywania napędu od silnika do śmigła. Spowodowało to pogorszenie właściwości aerodynamicznych samolotu i jego upadek w locie niesterowanym. Zaznaczyć również należy, że użytkowanie samolotu odbywało się bez ważnego Świadectwa Zdatności do Lotu - mówił Tomasz Ozimek, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Częstochowie.
Ponadto prokuratura uznała, że okolicznościami, które przyczyniły się do katastrofy były m.in. niewłaściwa obsługa techniczna samolotu, stosowanie paliwa samochodowego, niewłaściwe posadowienie pasażerów, intensywne eksploatowanie w sposób odbiegający od normalnej praktyki (częste starty i lądowania) oraz wysoka temperatura powietrza (ok. 30 stopni C).
Według biegłego ds. lotnictwa osobami odpowiedzialnymi za nieumyślne spowodowanie katastrofy w ruchu powietrznym był właściciel szkoły spadochronowej Rafał G., który dopuścił się zaniedbań w konserwacji i eksploatacji samolotu oraz pilot samolotu, który popełnił błędy w pilotażu, z powodu braku wymaganego doświadczenia.
Z uwagi na fakt, że sprawcy przestępstwa ponieśli śmierć w wyniku zdarzenia, prokurator wydał postanowienie o umorzeniu śledztwa.
Śledztwo w sprawie katastrofy zostało wznowione
Wydana we wrześniu 2020 roku decyzja o umorzeniu śledztwa była nieprawomocna. Zażalenie na umorzenie złożyła jedna z pokrzywdzonych, matka ofiary katastrofy. Dlatego śledztwo zostało wznowione i badany jest obecnie wątek dotyczący obsługi samolotu ze strony mechaników.
- Prokurator prowadzący sprawę uznał, że zażalenie jest zasadne i nie przekazywał go do sądu, bo ma do tego takie uprawnienia. Prowadzone są czynności w tej sprawie, niewykluczone, że będziemy musieli skorzystać z pomocy prokuratury amerykańskiej - mówi prokurator Tomasz Ozimek.
Musisz to wiedzieć
Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?