Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Siostra boromeuszka z piekła rodem, mówi o Bernadetcie jej wychowanek. Powinna trafić do więzienia

Grażyna Kuźnik
Rafał Franciszczak radzi sobie w życiu, ale trudno mu wybaczyć to, co go spotkało w ośrodku. Obecnie mieszka w Łodzi, pracuje jako ślusarz
Rafał Franciszczak radzi sobie w życiu, ale trudno mu wybaczyć to, co go spotkało w ośrodku. Obecnie mieszka w Łodzi, pracuje jako ślusarz G. Gałasiński
Boromeuszka Agnieszka F. robi wszystko, żeby po wyroku za przemoc i znęcanie się nad dziećmi w zabrzańskim sierocińcu nie trafić do więzienia. Udaje jej się to już trzy lata. W ubiegłym tygodniu jej obrońca złożył zażalenie na ostatnią decyzję sądu, która nakazuje zakonnicy odbycie tej kary. Mecenas tłumaczy, że siostra Bernadetta 40 lat poświęciła na pracę z sierotami, teraz jest na emeryturze i należą jej się pewne względy. Zamykanie boromeuszki w więzieniu nie zmieni przecież sytuacji zdeprawowanych nieletnich. Siostra w klasztorze i tak żyje w izolacji.

31-letni Rafał Franciszczak, były wychowanek siostry Bernadetty, po każdej nowej wiadomości o niej zaczyna się denerwować. Uważa, że zawsze stawiała się ponad prawem. Trafił do ośrodka boromeuszek w Zabrzu, gdy miał dwa lata. Spędził pod bezlitosną ręką sióstr całe dzieciństwo. Gdy dorósł, przeszedł na protestantyzm. - Kiedy Kościół walczy o zwrot majątku, to głosi, jak ważna jest sprawiedliwość, zadośćuczynienie krzywd i nie ma zmiłuj. A w sprawie siostry z piekła rodem zapewnia jej najlepszych obrońców, byle tylko nie poniosła kary - mówi mężczyzna, który ułożył sobie życie, pracuje. Ale wie, że innym podopiecznym z ośrodka nic się nie udało.

Opowiada: - Ja byłem w Zabrzu wtedy, gdy Bernadetta jeszcze nie rządziła, była zwykłą zakonnicą, nie dyrektorką.

Szefowała siostra Scholastyka. Biła nas, ale bardziej trzymała się prawa. Nie zamykała młodszych ze starszymi chłopakami.

Kiedy ktoś dorósł i opuszczał ośrodek, siostra Scholastyka załatwiała mieszkanie, żeby nie trafiał na ulicę. A Bernadetta z tym skończyła i odsyłała do rodziny. Ale jakiej rodziny? Taki ktoś stawał się bezdomny. Jak ten Patryk, którego niedawno aresztowano za gwałty.

Siniaki, rany na głowie, podbite oczy, pręgi na rękach; tego nie może ukryć Rafał z zakładu sióstr boro-meuszek, kiedy chodzi na naukę gry na akordeonie do szkoły muzycznej w Zabrzu. Pewnego dnia po powrocie z lekcji od razu dostaje od zakonnicy w twarz. To za to, że przyszedł tutaj rozpytywać o niego nauczyciel muzyki. Pytał, czemu to dziecko takie poobijane? Co tu się dzieje? Tylko rozgniewał siostrę dyrektorkę.

- Jak jeszcze ktoś przyjdzie szpiegować, to się nie pozbierasz - grozi siostra. Nikt obcy nie ma prawa zaglądać do staroświeckiego gmachu w centrum Zabrza, który rządzi się własnymi prawami. Nie ma mowy o żadnych wizytach nauczycieli, kolegów ze szkoły czy kogoś tam z cywilnego świata. Zawsze panuje cisza, jakby nie mieszkały tu dzieci. Wąskie okna zamknięte, niektóre zamurowane. I pusty ogród.

Rafał: - Rządził taki strach, że aż zatykało. Dali mnie tutaj, jak miałem dwa lata i tylko wyzwiska: gnoju, debilu, ułomie. Bicie. Zakonnice blisko trzymały z Panem Bogiem. Jedna siostra mówiła, że Jezus to jej oblubieniec. Dla dziecka to coś znaczy. Od niego wiedziała, że my z ośrodka będziemy smażyć się w piekle, bo jesteśmy patologia. Bałem się piekła i tego Boga wojny.

Rozumiałem, że siostry biciem chcą wybić ze mnie grzechy.

Nie tylko jedna siostra

Obrońca boromeuszki Bernadetty od trzech lat walczy o to, żeby nie poszła do więzienia, chociaż tak nakazał sąd. Twierdzi, że jej podopieczni po prostu biorą odwet. Korzystają z tego, że mogą się zemścić, dlatego opowiadają takie straszne rzeczy.

Chcą się na niej odegrać za całe swoje dzieciństwo, złe urodzenie, brak rodziców.
- Skarżyliśmy się o wiele wcześniej, tylko wtedy mało kto chciał słuchać. Ludzie wokół byli ślepi i głusi, chociaż nie wszyscy - mówi Rafał.

On sam nie zeznawał przed sądem przeciwko zabrzańskim boromeuszkom Agnieszce F. i Bogumile Ł., czyli siostrom Bernadetcie i Franciszce. Oskarżenie nie obejmowało lat, w których przebywał w ośrodku. Sąd badał jedynie okres od stycznia 2005 do stycznia 2006 roku. Wtedy Rafał był już na swoim, studiował pedagogikę, radził sobie w życiu. Zakonnice obciążało 32 innych wychowanków.

- Myślałem nad tym, dlaczego siostry prowadzą ten sierociniec. Nie cierpiały nas, brzydziły się, czuły agresję. Nie tylko siostra Bernadetta, wiele innych zakonnic także - mówi Rafał. - Teraz wiem, że chodziło o pieniądze. Dostają od państwa prawie 3 tys. na dziecko miesięcznie. Za moich czasów też bardzo dużo, a my w sali na 30 łóżek, bici, w biedzie.

Chyba tylko chleba było dosyć. Dyrektorka siostra Scholastyka dbała, przyznaje Rafał, żeby było czym zapchać żołądki. Ale siostry oszczędzały na wszystkim innym. Nie prało się zasikanej pościeli. Kiedy dziecko zmoczyło prześcieradło, to tak długo musiało stać i nim machać, aż materiał był suchy. I bicie: kijem od miotły, krzesłem, wieszakiem.

Nauczyciel muzyki Rafała nic nie wskórał swoją wizytą. Siostry uznały, że nie ma czego się obawiać, co taki może. Psy szczekają, karawana idzie dalej. Rafał dostawał jeszcze więcej lania, za skarżenie się.

Kiedyś jednak siostra Monika przesadziła i Rafał trafił do szpitala. Zakonnica rozwaliła mu czaszkę żelaznym garnkiem. Ślad na głowie został mu do dzisiaj. Rafał nigdy tego nie zapomni, miał może z 10 lat: - Było głośno przed obiadem, gadaliśmy. Wpadła siostra i każdemu przywaliła po głowie. Ja krzyknąłem, że boli, a po co. Siostra się wściekła i z całej siły waliła mnie tym garnkiem, aż zalałem się krwią, chyba zemdlałem. Teraz myślę, że mogła mnie zabić. Było ze mną tak źle, że siostry zawiozły mnie do szpitala, a tego się nie robiło.

To tylko patologia

Lekarz był dość nieufny. Taka duża rana nie bierze się znikąd. Spytał Rafała, co się stało, a on, że pobiła go garnkiem zakonnica. To chyba przerosło tego lekarza. Nie spodziewał się, nie wiedział, co ma z tą wiadomością zrobić. A obok stała siostra boromeuszka, sama słodycz i świętość, wyjaśniała głosem delikatnym, że zajmuje się dziećmi z patologicznych rodzin, a one cóż, takie niesprawne i często kłamią. Ten dzieciak spadł z roweru. Lekarz nie wierzył, ale tylko pokręcił głową.

- Czułem, że nie będzie zadzierał z habitami, nie ujmie się - przyznaje Rafał.

- Widział przecież nie tylko ranę na głowie, ale inne ślady pobicia, maltretowania. I nic. Bałem się wracać do zakładu, bo znowu skarżyłem na zakonnice.

Siostry mogły też mieć kłopoty w sprawie innego wychowanka, Adama. Jedna z zakonnic też wpadła w szał i pobiła chłopca prętem po szyi. Dziecko o mało nie umarło, straciło głos. Zakonnice położyły go w izolatce. Jak pamięta Rafał, rzadko tam zaglądały, bo widok był przykry.
Wtedy pewna nauczycielka ze Szkoły Podstawowej nr 13 w Zabrzu nie wytrzymała. Czuła, że stało się coś złego.

Dzieci z zakładu powtarzały jej to, co kazały im mówić siostry, jak ktoś, nie daj Boże, zapyta, co z Adamem. Że chory na coś tam, na szkarlatynę. Ale może nikt nie zapyta.

Nauczycielka nie dała się zbyć. Pojawiła się osobiście, nie odeszła spod drzwi, odepchnęła siostry, bezczelnie wdzierając się do środka. Za drzwiami znajdował się Adam. Był w izolatce, sam, pobity, jedno wielkie nieszczęście.

Legenda wychowanków, pani ze szkoły, przyszła specjalnie po Adama, żeby go uratować. Jak jakaś mama. Adam trafił do szpitala, a sprawa do prokuratury. Umorzenie. Siostry boromeuszki tylko zmieniają dyrektorkę. W ośrodku nie ma żadnych kontroli aż do 2007 roku.

A Zabrze boromeuszki dopieszcza. Siostra Bernadetta dostaje Nagrodę św. Kamila. Prezydent przyznaje "kamilki" tym, z których miasto jest dumne. Siostra słucha, jaka jest szlachetna, dobra, poświęca się dzieciom. Oddaje tę nagrodę, gdy ma już wyrok za bicie dzieci i przyzwalanie na pedofilię.

Bez wstydu

Zgromadzenie boromeuszek długo broni oskarżonych zakonnic; po wyroku na siostrę Bernadettę przełożona pisze listy pełne oburzenia. Zarzuca krytykującym "potworne" kłamstwa: "Nikt, kto nie ma doświadczenia posługi takim dzieciom, nie ma pojęcia, jak trudna to praca".

Teraz jednak zgromadzenie zmienia front. Dowodów na okrucieństwo przybywa; ostatnio zeznawał były wychowanek siostry Bernadetty, zatrzymany za wielokrotne gwałty. Zeznał, że w ośrodku był katowany i za wiedzą tej siostry gwałcony przez dorosłych mężczyzn. Potwierdza to, co mówili inni.

- Śledzę sprawę siostry Bernadetty od samego początku - mówi Rafał. - W cywilizowanym świecie za takie krzywdy żąda się finansowego zadośćuczynienia. Siostra nie chce ponieść kary i nawet nigdy nie przeprosiła. A przecież nie ma wybaczenia bez skruchy.

Z siostrami nadal nie można rozmawiać. - Nie macie wstydu, żeby o tym pisać - mówi jedna z nich.

***

Boromeuszka w sądzie.

Sąd Rejonowy w Zabrzu w 2010 roku skazał siostrę Bernadettę na karę dwóch lat pozbawienia wolności z zawieszeniem na pięć lat. Sąd Okręgowy w Gliwicach zaostrzył wyrok i skazał ją na dwa lata bezwzględnego pozbawienia wolności. Ale nie trafiła do więzienia. Sąd odraczał jej karę. 24 kwietnia br. zabrzański sąd nie zgodził się na warunkowe zawieszenie jej kary.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!