Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śląski prokurator wspomina prawdziwe, czasem frywolne anegdoty z sal sądowych. "Zginiesz, łajzo, jak pies Pluto!"

Grażyna Kuźnik
Śląski prokurator wspomina prawdziwe, czasem  frywolne anegdoty z sal sądowych
Śląski prokurator wspomina prawdziwe, czasem frywolne anegdoty z sal sądowych Pixabay
W anegdotach sądowych jak w soczewce odbija się ludzka natura. Przez lata zbierał je prokurator Prokuratury Apelacyjnej Katowicach w stanie spoczynku Zygmunt Ogórek. Tyle razy śmiał się z sytuacji na sali sądowej, że pewnego dnia postanowił je spisać. Ulotne humoreski, które zdarzyły się naprawdę, mogłyby przepaść na zawsze, gdyby nie jego pasja.

Magazyn DZ. Śląski prokurator wspomina prawdziwe, czasem frywolne anegdoty z sal sądowych. "Zginiesz, łajzo, jak pies Pluto!"

Spis treści

Zygmunt Ogórek, rudzianin z urodzenia, po skończeniu Wydziału Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego w 1953 roku trafił do bytomskiej prokuratury. Był aplikantem, asesorem, referendarzem śledczym. W 1982 roku zrezygnował z funkcji naczelnika wydziału śledczego, w 1990 roku został prokuratorem wojewódzkim. Wiele się nasłuchał i naoglądał. W Bytomiu na początku był jednym z dwóch na ośmiu bytomskich prokuratorów z wyższym wykształceniem. Większość ówczesnych śląskich ,,prawników” zdobyła zawód ledwie po trzymiesięcznym kursie. Szkolenia nazywano „zabrzańską akademią”, bo odbywały się w Zabrzu, a jej absolwenci byli stałymi bohaterami zbioru anegdot Ogórka.

„Szybkość drzewa w chwili wypadku wynosiła zero km/godz.

Pewien były kursant dostał niejasną sprawę o włamanie. Znając widać różne działania służby bezpieczeństwa, nagryzmolił (co odpisał sobie Ogórek): „Sprawę należało umorzyć, albowiem zachodzi obawa, że dalsze jej prowadzenie mogłoby doprowadzić do wykrycia sprawców”.

Inny kursant w sprawie kraksy dowodził: „Szybkość drzewa w chwili wypadku wynosiła zero km/godz. Zawinił zatem kierowca”.

Brak wiedzy ogólnej i prawniczej nadrabiano tzw. życiowym doświadczeniem. Gdy toczyła się rozprawa przeciwko dyrektorowi PGR o machlojki związane z hodowlą świń, sędzia z awansu podkreślił : „W tym temacie sąd jest doskonale zorientowany, gdyż sam osobiście pasał świnie”.

„Pije, pali, do przedszkola nie chodzi.”

Zdarzyło się włamanie do przedszkola. Ukradziono kilka zabawek. Milicjant w raporcie opisał włamywacza z niesmakiem: „Pije, pali, do przedszkola nie chodzi.”

Autor trzech zbiorków anegdot ze śląskich sądów zapewniał, że wszystkie są prawdziwe. Zmyślone powiedzonka i historyjki w ogóle go nie interesowały. Czasem podaje nazwiska, jak sędziego Sądu Wojewódzkiego w Katowicach Romana Zdankiewicza, który wyróżniał się poczuciem humoru. Pewnego razu sędzia prowadził sprawę o ustalenie ojcostwa i powódka mówiła o randce. Stwierdziła, że powód zaczął ją roznamiętniać.

Sędzia westchnął: - Nie wie. Sąd jest stary i zdążył zapomnieć

- Co to znaczy? - zdziwił się sędzia Zdankiewicz.- Przecież wysoki sąd wie! - odpowiedziała zawstydzona kobieta. Sędzia westchnął: - Nie wie. Sąd jest stary i zdążył zapomnieć.

Również sędzia Zdankiewicz przesłuchiwał świadka, od którego chciał się dowiedzieć, jaki jest stan umysłu oskarżonego. Ale prosta kobieta nie wiedziała, o co chodzi. - No, czy czy jest mądry czy głupi? - dopytywał cierpliwie sędzia. - Ani mądry, ani głupi. Taki jak pan sędzia - oceniła kobieta, wzruszając ramionami.

Prawdziwa jest też historia o tym, jak na salę rozpraw wbiegł mocno spóźniony sędzia i zobaczył czekających dwóch mężczyzn. Pomyślał, że to koledzy ze składu orzekającego.

Myślałem, że jak sądzą, to i ubierają

- Panowie do tej sprawy? - spytał zdyszany. Gdy potwierdzili, rzucił im togi i kazał szybko wkładać, bo czas goni. Panowie wystroili się w togi i zasiedli na wskazanym miejscu, obok sędziego. Zaczęła się rozprawa. Protokolantka wywołała nazwisko oskarżonego.

- To ja jestem - ukłonił się mężczyzna w todze. Sędzia zagotował się z oburzenia: - Co pan, kpiny sobie z sądu urządza! Wystraszony oskarżony bronił się: - Ja jestem tu pierwszy raz, panie sędzio. Myślałem, że jak sądzą, to i ubierają.

Problemy zdarzają się nie tylko z oskarżonymi, ale również ze świadkami, którzy nie zachowują należytego sądowi respektu. Pod przysięgą miała zeznawać pewna kobieta. Sędzia poprosił ją o powtarzanie za nim słów przyrzeczenia. ,,Świadoma wagi...”

- 90 kilogramów - przerwała niechętnie. Sędzia powtórzył formułkę, ale kobieta uparcie swoje: ,,No przecież mówię, że 90 kilogramów.” I znowu ,,90 kilogramów”. W końcu zeznawała bez przysięgi.

Sąd spytał młodego Ślązaka, czy jest żonaty. Usłyszał: - Eee, nie, panie sędzio. Jo se jeszcze tak byle kaj

Świadkowie mają kłopoty z prostymi odpowiedziami. Na pytanie o stan cywilny pewna panna odpowiedziała, że dziewica. Sąd był zaskoczony: - Jak to? Przecież pani urodziła dziecko! Damulka machnęła ręką: - Ale takie bardzo małe.

Sąd spytał młodego Ślązaka, czy jest żonaty. Usłyszał: - Eee, nie, panie sędzio. Jo se jeszcze tak byle kaj.

Pewnego razu jako świadek zeznawała nieśmiała dziewczyna. Przewodniczący sądu chciał ją zachęcić i zapewnił życzliwie: „Sąd lubi młode dziewczyny”. Ale to wywołało szemranie na sali, więc sędzia poprawił się: „I młodych chłopców też...”

Matka aresztowanego dilera narkotyków napisała do katowickiego prokuratora: „Zginiesz, łajzo, jak pies Pluto!”. Obrażony oskarżył ją o groźby karalne i podał do sądu, ale sąd umorzył sprawę. Sędzia wyjaśnił prokuratorowi, że właściwie nie ma się czego bać, bo przecież w każdym odcinku pies Pluto wywija się z kłopotów i nigdy jeszcze nie zginął.

No przecież i żreć trza mu dać...

Sąd w Sosnowcu w sprawie rodzinnej spytał mężczyznę, czy kocha swoją żonę. Odpowiedział, że kocha, no bo jest pies. Pani sędzia oburzyła się: -To po to jest żona, żeby psa wyprowadzać?! Mąż chciał zatrzeć złe wrażenie: - No przecież i żreć trza mu dać...

W sprawie o gwałt obrońca dowodził, że był rzekomy, bo kobieta sama zdjęła buty. Na to pani sędzia ostro przerwała: - Panie mecenasie, sąd jest wprawdzie starą panną, ale doskonale wie, co w takiej sytuacji najpierw się zdejmuje!

Na jednej z rozpraw pozwany zaprzeczał, że kontaktował się cieleśnie z panną, obecnie w ciąży. Sąd spytał ją, czy pozwany obiecywał jej małżeństwo. Szczerze odpowiedziała: „No nie, Wysoki Sądzie, tak daleko to my nie zaszli”.

Ze sprawami męsko-damskimi kłopoty mieli również milicjanci. Z milicyjnego raportu: „Wymieniona siedziała mu na kolanach w godzinach pracy w pozie prywatnej, to znaczy układając jego rękę na swojej piersi, gdzie to zostawiłem ich do dalszego urzędowania”.

W tym przypadku można powiedzieć, milicjant zachował się uprzejmie, ale z MO nie było żartów. Na kolegium ds. wykroczeń trafiła sprawa przeciwko mężczyźnie, który przechodząc koło komisariatu, zdaniem milicjantów „grał na organkach wulgarną piosenkę”. Inny z kolei obywatel trafił przed sąd za to, że śpiewał na ulicy: „Leją deszcze, biją grady, a za nami idą dziady”. Milicjant tłumaczył: „Zaznaczam, że poza mną i sierżantem, nikt inny za tym obywatelem nie szedł”.

Nie przeocz

Zobacz także

Musisz to wiedzieć

Bądź na bieżąco i obserwuj

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera