Magazyn DZ. Śląski prokurator wspomina prawdziwe, czasem frywolne anegdoty z sal sądowych. "Zginiesz, łajzo, jak pies Pluto!"
Spis treści
- „Szybkość drzewa w chwili wypadku wynosiła zero km/godz.
- „Pije, pali, do przedszkola nie chodzi.”
- Sędzia westchnął: - Nie wie. Sąd jest stary i zdążył zapomnieć
- Myślałem, że jak sądzą, to i ubierają
- Sąd spytał młodego Ślązaka, czy jest żonaty. Usłyszał: - Eee, nie, panie sędzio. Jo se jeszcze tak byle kaj
- No przecież i żreć trza mu dać...
Zygmunt Ogórek, rudzianin z urodzenia, po skończeniu Wydziału Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego w 1953 roku trafił do bytomskiej prokuratury. Był aplikantem, asesorem, referendarzem śledczym. W 1982 roku zrezygnował z funkcji naczelnika wydziału śledczego, w 1990 roku został prokuratorem wojewódzkim. Wiele się nasłuchał i naoglądał. W Bytomiu na początku był jednym z dwóch na ośmiu bytomskich prokuratorów z wyższym wykształceniem. Większość ówczesnych śląskich ,,prawników” zdobyła zawód ledwie po trzymiesięcznym kursie. Szkolenia nazywano „zabrzańską akademią”, bo odbywały się w Zabrzu, a jej absolwenci byli stałymi bohaterami zbioru anegdot Ogórka.
„Szybkość drzewa w chwili wypadku wynosiła zero km/godz.
Pewien były kursant dostał niejasną sprawę o włamanie. Znając widać różne działania służby bezpieczeństwa, nagryzmolił (co odpisał sobie Ogórek): „Sprawę należało umorzyć, albowiem zachodzi obawa, że dalsze jej prowadzenie mogłoby doprowadzić do wykrycia sprawców”.
Inny kursant w sprawie kraksy dowodził: „Szybkość drzewa w chwili wypadku wynosiła zero km/godz. Zawinił zatem kierowca”.
Brak wiedzy ogólnej i prawniczej nadrabiano tzw. życiowym doświadczeniem. Gdy toczyła się rozprawa przeciwko dyrektorowi PGR o machlojki związane z hodowlą świń, sędzia z awansu podkreślił : „W tym temacie sąd jest doskonale zorientowany, gdyż sam osobiście pasał świnie”.
„Pije, pali, do przedszkola nie chodzi.”
Zdarzyło się włamanie do przedszkola. Ukradziono kilka zabawek. Milicjant w raporcie opisał włamywacza z niesmakiem: „Pije, pali, do przedszkola nie chodzi.”
Autor trzech zbiorków anegdot ze śląskich sądów zapewniał, że wszystkie są prawdziwe. Zmyślone powiedzonka i historyjki w ogóle go nie interesowały. Czasem podaje nazwiska, jak sędziego Sądu Wojewódzkiego w Katowicach Romana Zdankiewicza, który wyróżniał się poczuciem humoru. Pewnego razu sędzia prowadził sprawę o ustalenie ojcostwa i powódka mówiła o randce. Stwierdziła, że powód zaczął ją roznamiętniać.
Sędzia westchnął: - Nie wie. Sąd jest stary i zdążył zapomnieć
- Co to znaczy? - zdziwił się sędzia Zdankiewicz.- Przecież wysoki sąd wie! - odpowiedziała zawstydzona kobieta. Sędzia westchnął: - Nie wie. Sąd jest stary i zdążył zapomnieć.
Również sędzia Zdankiewicz przesłuchiwał świadka, od którego chciał się dowiedzieć, jaki jest stan umysłu oskarżonego. Ale prosta kobieta nie wiedziała, o co chodzi. - No, czy czy jest mądry czy głupi? - dopytywał cierpliwie sędzia. - Ani mądry, ani głupi. Taki jak pan sędzia - oceniła kobieta, wzruszając ramionami.
Prawdziwa jest też historia o tym, jak na salę rozpraw wbiegł mocno spóźniony sędzia i zobaczył czekających dwóch mężczyzn. Pomyślał, że to koledzy ze składu orzekającego.
Myślałem, że jak sądzą, to i ubierają
- Panowie do tej sprawy? - spytał zdyszany. Gdy potwierdzili, rzucił im togi i kazał szybko wkładać, bo czas goni. Panowie wystroili się w togi i zasiedli na wskazanym miejscu, obok sędziego. Zaczęła się rozprawa. Protokolantka wywołała nazwisko oskarżonego.
- To ja jestem - ukłonił się mężczyzna w todze. Sędzia zagotował się z oburzenia: - Co pan, kpiny sobie z sądu urządza! Wystraszony oskarżony bronił się: - Ja jestem tu pierwszy raz, panie sędzio. Myślałem, że jak sądzą, to i ubierają.
Problemy zdarzają się nie tylko z oskarżonymi, ale również ze świadkami, którzy nie zachowują należytego sądowi respektu. Pod przysięgą miała zeznawać pewna kobieta. Sędzia poprosił ją o powtarzanie za nim słów przyrzeczenia. ,,Świadoma wagi...”
- 90 kilogramów - przerwała niechętnie. Sędzia powtórzył formułkę, ale kobieta uparcie swoje: ,,No przecież mówię, że 90 kilogramów.” I znowu ,,90 kilogramów”. W końcu zeznawała bez przysięgi.
Sąd spytał młodego Ślązaka, czy jest żonaty. Usłyszał: - Eee, nie, panie sędzio. Jo se jeszcze tak byle kaj
Świadkowie mają kłopoty z prostymi odpowiedziami. Na pytanie o stan cywilny pewna panna odpowiedziała, że dziewica. Sąd był zaskoczony: - Jak to? Przecież pani urodziła dziecko! Damulka machnęła ręką: - Ale takie bardzo małe.
Sąd spytał młodego Ślązaka, czy jest żonaty. Usłyszał: - Eee, nie, panie sędzio. Jo se jeszcze tak byle kaj.
Pewnego razu jako świadek zeznawała nieśmiała dziewczyna. Przewodniczący sądu chciał ją zachęcić i zapewnił życzliwie: „Sąd lubi młode dziewczyny”. Ale to wywołało szemranie na sali, więc sędzia poprawił się: „I młodych chłopców też...”
Matka aresztowanego dilera narkotyków napisała do katowickiego prokuratora: „Zginiesz, łajzo, jak pies Pluto!”. Obrażony oskarżył ją o groźby karalne i podał do sądu, ale sąd umorzył sprawę. Sędzia wyjaśnił prokuratorowi, że właściwie nie ma się czego bać, bo przecież w każdym odcinku pies Pluto wywija się z kłopotów i nigdy jeszcze nie zginął.
No przecież i żreć trza mu dać...
Sąd w Sosnowcu w sprawie rodzinnej spytał mężczyznę, czy kocha swoją żonę. Odpowiedział, że kocha, no bo jest pies. Pani sędzia oburzyła się: -To po to jest żona, żeby psa wyprowadzać?! Mąż chciał zatrzeć złe wrażenie: - No przecież i żreć trza mu dać...
W sprawie o gwałt obrońca dowodził, że był rzekomy, bo kobieta sama zdjęła buty. Na to pani sędzia ostro przerwała: - Panie mecenasie, sąd jest wprawdzie starą panną, ale doskonale wie, co w takiej sytuacji najpierw się zdejmuje!
Na jednej z rozpraw pozwany zaprzeczał, że kontaktował się cieleśnie z panną, obecnie w ciąży. Sąd spytał ją, czy pozwany obiecywał jej małżeństwo. Szczerze odpowiedziała: „No nie, Wysoki Sądzie, tak daleko to my nie zaszli”.
Ze sprawami męsko-damskimi kłopoty mieli również milicjanci. Z milicyjnego raportu: „Wymieniona siedziała mu na kolanach w godzinach pracy w pozie prywatnej, to znaczy układając jego rękę na swojej piersi, gdzie to zostawiłem ich do dalszego urzędowania”.
W tym przypadku można powiedzieć, milicjant zachował się uprzejmie, ale z MO nie było żartów. Na kolegium ds. wykroczeń trafiła sprawa przeciwko mężczyźnie, który przechodząc koło komisariatu, zdaniem milicjantów „grał na organkach wulgarną piosenkę”. Inny z kolei obywatel trafił przed sąd za to, że śpiewał na ulicy: „Leją deszcze, biją grady, a za nami idą dziady”. Milicjant tłumaczył: „Zaznaczam, że poza mną i sierżantem, nikt inny za tym obywatelem nie szedł”.
Nie przeocz
Zobacz także
Musisz to wiedzieć
Bądź na bieżąco i obserwuj
Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?