Specjaliści, którzy zajmują się tematyką bezpieczeństwa, biją na alarm, ponieważ w całym ubiegłym roku odnotowano 20 śmiertelnych przypadków, a przecież w tym roku okres wakacyjny dopiero się rozpoczyna. Istnieje zatem duże prawdopodobieństwo, że ofiar – niestety – będzie więcej.
W akcji na stawie Starganiec brali udział strażacy – nurkowie ze Specjalistycznej Grupy Ratownictwa Wodno-Nurkowego Bytom, działającej w Komendzie Miejskiej PSP w Bytomiu. W tym roku wyjeżdżali oni na akcje już 18 razy, z czego – niestety – w sześciu przypadkach nie było już szans na to, by uratować tonące osoby.
ZOBACZ WIDEO:
CZYTAJ TAKŻE:
Odnaleziono ciało 17-latka, który utonął w jeziorze Starganiec
SGRWN powstała 17 lat temu i to jedyna w naszym regionie grupa strażaków specjalizujących się w ratownictwie wodnym w ramach Państwowej Straży Pożarnej.
– Udzielamy pomocy zarówno osobom, jak i zwierzętom w chwili, gdy dochodzi do zdarzeń na akwenach wodnych. Interweniujmy, gdy ktoś tonie, ale również w przypadkach, gdy ktoś utonął i znajduje się w tzw. toni wodnej lub na dnie zbiornika – tłumaczy st. bryg. Adam Wilk, zastępca komendanta miejskiego PSP w Bytomiu. Czym różnią się strażacy – nurkowie z Bytomia od strażaków z innych jednostek w regionie? Oprócz standardowego przygotowania charakterystycznego dla wszystkich jednostek ratowniczo-gaśniczych, strażacy z Bytomia ukończyli także specjalistyczne kursy ratownictwa nurkowego.
Mikołów: poszukiwany 17-latek nie żyje. W jeziorze Starganie...
Są także ratownikami Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, ale mają również inne specjalizacje, na przykład umiejętności działania pod lodem. Do takich działań niezbędny jest również specjalistyczny sprzęt, dzięki któremu strażacy mogą uratować nie tylko osobę, która tonie, ale również kierowcę i pasażerów auta, które wpadnie do wody.
– Jeśli na miejscu zdarzenia są świadkowie, którzy są w stanie wskazać mniej więcej miejsce, w którym poszukiwana osoba wchodziła do wody lub utonęła, to nasza akcja może potrwać kilka minut. Mamy wtedy szansę na to, by przywrócić czynności życiowe. Raz udało nam się uratować osobę, która była już pod wodą (w zalewie Nakło-Chechło – dop. red.). Niestety, w większości przypadków świadkowie nie potrafią dokładnie stwierdzić miejsca utonięcia – mówi st. bryg. Adam Wilk. Dodajmy, że akcja ratownicza trwa 2 godziny od chwili utonięcia osoby, potem mówimy już o akcji poszukiwawczej.