Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śląsko-zagłębiowskie szczęścia A.D. 2011

Michał Smolorz
Prowadzone corocznie badania wykazują rosnący poziom dobrostanu obywateli. Dotyczy to także województwa śląskiego, które zrywa z wizerunkiem społeczności wiecznie malkontenckiej.

Odkładamy do lamusa nigdy dotąd nieukojony syndrom śląskiej krzywdy, bo w 2011 roku mieliśmy aż nadto przypadków osobistej i grupowej szczęśliwości oraz bardzo nieliczne przypadki niezadowolenia.
Rok zaczął się szczęśliwie dla Piotra Spyry, lidera Ruchu Obywatelskiego Polski Śląsk.

Wcześniej znajdował się na równi pochyłej: skutkiem koalicji PO-RAŚ-PSL stracił posadę wicemarszałka, liderzy Platformy potraktowali go jako "Murzyna, który zrobił swoje". Posada wicewojewody śląskiego przyszła w samą porę i rozjaśniła pochmurne oblicze obrońcy zagrożonej polskości. Jerzy Gorzelik skwitował tę nominację życzliwym komentarzem: Spyra wreszcie ma funkcję, o jakiej marzył - jest zawodowym strażnikiem warszawskich interesów na Śląsku. Sam nominat uznał to za komplement.

Na przednówku wybuchła bomba, którą odpalił Jarosław Kaczyński, klasyfikujący śląskość jako "zakamuflowaną opcję niemiecką". Niektórzy analitycy szacują, że dzięki temu liczba obywateli deklarujących narodowość śląską wzrosła o 100 procent ; nawet w Warszawie pośród celebry-tów z pierwszego szeregu zapanowała moda na "opcję śląską". Najbardziej bojowo na słowa Prezesa zareagował - o dziwo! - Związek Górnośląski, który w wydanym oświadczeniu zagroził: nikt nie będzie Ślązakom narzucał opcji narodowościowej! (...) Kompleksy i uprzedzenia są typowe dla ludzi niedouczonych i niepewnych swej tożsamości, i zawsze prowadzą do przelewu krwi, a temu mówimy zdecydowane NIE!!!

Kaczyński próbował się z tego galimatiasu wycofać, zjadł nawet przed kamerami kluski z roladą i modrą kapustą, ale tak jakoś bez przekonania i z wyraźnym absmakiem.

Potem były obchody 90. rocznicy powstań śląskich, które upłynęły na sporach, czy mieliśmy rzeczywiście do czynienia z powstaniami, czy z wojną domową. Próba podjęcia wspólnej uchwały przez sejmiki katowicki i opolski skończyła się ostentacyjnym trzaśnięciem drzwiami.

Na szczęście lud Boży niespecjalnie interesował się wydarzeniami sprzed 90 lat, gdyż w tym czasie rozgrywała się telewizyjna "Bitwa na głosy", w której rywalizowały dwie śląskie drużyny. Zwycięski Piotr Kupicha został okrzyknięty regionalnym bohaterem i w sondażach o kilka półek przeskoczył Wojciecha Korfantego. Jego drużyna niczym legion powstańczy rozpoczęła objazd miejscowych estrad, a prezentowana przezeń chałturka wypełniła społeczne zapotrzebowanie na historyczne inscenizacje i rekonstrukcje.

Aby nam się w głowach nie poprzewracało, krótko potem przegraliśmy wojenkę: Katowice odpadły z wyścigu po tytuł "Europejskiej Stolicy Kultury 2016". Ale nic to, szybko obwołaliśmy przegraną "moralnym zwycięstwem", ponieważ wszystko było ustawione, sędzia przekupiony, a Wrocław miał zaprzyjaźnionego ministra, więc "warszawka" w koalicji z "wrocławkiem" nas utrąciła. Pan prezydent Piotr Uszok był tak zadowolony z tego "moralnego zwycięstwa", że "zwycięskiej drużynie" z Biura ESK 2016 od razu dał 80 milionów do zabawy, niech się chłopcy w swoim gronie rozerwą przez najbliższe lata, skoro tak dzielnie walczyli.
Latem zaczęła się kampania wyborcza, pełna nawróceń na śląskość. Najbardziej spektakularnej konwersji dokonała Joanna Kluzik-Rostkowska, która po latach odkryła w sobie śląskie geny, gdy po dwukrotnej zmianie barw partyjnych została zesłana do Rybnika na tamtejszą listę PO, celem poprawy parytetu płci.

Oryginalnym pomysłem wykazał się radny wojewódzki Bogdan Święczkowski, ostoja betonowego kaczyzmu w Zagłębiu Dąbrowskim. Ogłosił : "Jestem Ślązakiem, Ślązakiem z Sosnowca". Kiedy już wygrał wybory (w Wałbrzychu), zasłynął tym, że chciał wśród posłów nie tylko najwięcej ważyć, ale i najwięcej zarabiać, zachowując uposażenie prokuratorskie i sejmowe. Ostatecznie stracił man-dat poselski i wrócił na tarczy do ciasnej ławki radnego w sejmiku.

Koniec wakacji upłynął raz jeszcze pod znakiem bitew na głosy. Na Festiwalu Piosenki Rosyjskiej w Zielonej Górze zwyciężył Krzysztof Respondek, co znów podniosło poziom społecznego dobrostanu. Niestety sukces "słowika z Tarnowskich Gór" został zakłócony przez politycznych lustratorów, którzy orzekli, że festiwal jest dowodem na kolonizację państwa polskiego przez rosyjskie imperium.

Jesienne wybory nie przyniosły większych niespodzianek. Spektakularne zwycięstwo odniósł Kazimierz Kutz, zyskując jeden z najlepszych wyników w Polsce. Zaraz potem został laureatem "Śląskiego Szmaragda" przyznawanego przez społeczność luterańską, a chwilę później wprawił w osłupienie całą Polskę wygłaszając jako marszałek senior inauguracyjne przemówienie w Senacie. Obsobaczył deputowanych za słodkie lenistwo i kazał im się ostro brać do roboty, jeśli wyższa izba ma przetrwać. Zarząd Platformy Obywatelskiej postanowił mu się odgryźć, wybierając na wicemarszałka Marię Pańczyk, którą Kutz uznaje za "Ślązaczkę koncesjonowaną".

Eksplozję szczęścia przeżył prezes KZK GOP pan Roman Urbańczyk, świętujący w listopadzie 20 lat swej organizacji. Wprawdzie malkontenci nazwali tę uroczystość "fetą na dwudziestolecie impotencji", ale prezesa to nigdy nie zrażało. Prezes pamięta, że przez 45 lat socjalizmu nie mieliśmy kryzysów, tylko "przejś-ciowe trudności dynamicznego rozwoju", nigdy nie przydarzały się nam strajki, tylko "nieuzasadnione przerwy w pracy", nie mieliśmy również opozycji ani niezadowolonych obywateli, tylko "wiecznie wczorajszych agentów imperializmu". Najczęściej przywoływany cytat z klasyka polskiego kabaretu Jerzego Dobrowolskiego brzmi: dobre samopoczucie, to połowa sukcesu, bardzo dobre samopoczucie wystarczy za wszystko.

Jednak najszczęśliwszymi Ślązakami A.D. 2011 zostali Mirosław Sekuła i Tomasz Tomczykiewicz i to w samej końcówce roku. Ten pierwszy już pogodził się z wyrokiem demokracji i po 18 latach stołowania się na bankietach zamierzał zakasać rękawy i chwycić się porządnej roboty. Aż tu nagle ktoś szepnął coś premierowi i ów znalazł jeszcze jedną wolną synekurkę - Głównego Rzecznika Dyscypliny Finansów Publicznych. Nic jednak nie dorówna szczęściu Tomasza Tomczykiewicza, który wreszcie spełnił marzenie swego życia i został wiceministrem gospodarki. Fotoserwisy pokazywały nowego ministra w stanie takiej błogości, entuzjazmu i euforii ogólnej, jakby niebo się nad nim otwarło. Ponieważ w tym samym czasie dużą popularność zyskał śląski "hajmatowy" zespół "Wesoły Masorz i przyjaciele", niżej podpisany ostrzega, aby nie mylić go z Zarządem Regionalnym Platformy Obywatelskiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!