Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sławomir Peszko: Interesowały się mną cztery kluby, ale chcę pomóc w awansie Wieczystej Kraków [ZDJĘCIA]

Jerzy Filipiuk
Jerzy Filipiuk
Sławomir Peszko podczas poniedziałkowego treningu w Wieczystej
Sławomir Peszko podczas poniedziałkowego treningu w Wieczystej Andrzej Banaś
- Chciałbym z Wieczystą awansować za rok do czwartej ligi, a za dwa lata do trzeciej. Taki sobie stawiam cel – mówi 35-letni Sławomir Peszko, 44-krotny reprezentant Polski, który w poniedziałek, 15 czerwca podpisał z krakowskim klubem, występującym w klasie okręgowej, kontrakt na rok (z opcją przedłużenia go o kolejny).

Gdy w 2019 roku, po zakończeniu wypożyczenia z Lechii do Wisły Kraków, wrócił pan do Gdańska, zapewne nie przypuszczał, że po roku znowu trafi do klubu z Grodu Kraka. Tyle że innego...

Wtedy naprawdę myślałem, że w Lechii spędzę resztę kariery, ponieważ miałem podpisany kontrakt na pięć lat pracy w dziale skautingu po zakończeniu umowy gry w piłkę. Być może bym ją przedłużył, ale tak się nie stało. Nie do końca po drodze było mi z trenerem Piotrem Stokowcom, któremu mój charakter nie pasuje, a mnie jego, więc lepiej było się rozstać. Kontrakt z Lechią rozwiązałem z winy klubu (w związku z zaległościami w regulowaniu zobowiązań kontraktowych, czyli na swoją korzyść. Dzięki temu mogłem podpisać kontrakt z Wieczystą.

Jak pan wspomina swój okres pobyt w drużynie „Białej Gwiazdy”, w której rozegrał pan 14 meczów i strzelił trzy bramki?

- Przed przyjściem do Wisły było dużo głosów negatywnych, że sobie nie poradzę, a później pojawiło się wiele opinii kibiców żałujących, iż odchodzę z niej. Pytali, czy mógłbym zostać na dłużej. Wtedy nie zdecydowałem się na to. Teraz, mając 35 lat, wybrałem sobie taką drogę życiową, że chcę sobie jeszcze pograć, podzielić swoim doświadczeniem z młodymi chłopakami. Może oni niedługo będą także grać w ekstraklasie. Ja już nie będę.

Wieczysta Kraków. Sławomir Peszko w klubie z klasy okręgowej...

Już jesienią ubiegłego roku mógł pan trafić do Wieczystej, ale wtedy nie skorzystał pan z jej oferty. Dlaczego?

Postanowiłem bowiem, że wrócę do Lechii i powalczę o miejsce w pierwszym składzie. Udało mi się, rozegrałem 18 meczów, strzeliłem trzy bramki, ale – jak już wspomniałem – moja sytuacja się skomplikowała, postanowiłem więc to wszystko ostatecznie uciąć i zmienić otoczenie.

Czym Wojciech Kwiecień przekonał pana do przyjścia do klubu z klasy okręgowej? Nie pytam o wysokość pensji...

Oczywiście kontrakt jest dla mnie ważny. Na swoje nazwisko pracowałem długo, przez wiele lat gry zarówno w reprezentacji, jak i w klubach ekstraklasy. Zasłużyłem sobie więc na dobry kontrakt.

Jakie inne kluby były ostatnio zainteresowane pana pozyskaniem?

Były to cztery kluby. W Widzewie Łódź szefowie nie do końca byli zdecydowani na poje przyjście. Dwie osoby były na „tak”, ale jedna, która ma w zasadzie ostateczny głos, nie za bardzo była przekonana do mojej osoby, więc transfer nie doszedł do skutku. Trener Bruk-Betu Termaliki Nieciecza Mariusz Lewandowski - mój dobry znajomy z boiska – chciał, żebym pomógł jego drużynie w awansie do ekstraklasy, ale ona nie gra tak dobrze, żeby był pewny jej udział w barażach.

Wymienił pan kluby odpowiednio z drugiej i pierwszej ligi. Miał też pan też oferty z ekstraklasy?

Tak, ale oba kluby brały one pod uwagę to, że musiałbym przejść dwutygodniową kwarantannę, która jest wymagana w ekstraklasie. Negocjowałem z Wisłą Płock. Myślałem, że do niej wrócę i zakończę w niej karierę, bo to w tym klubie zacząłem ją na poważnie. Trener Radosław Sobolewski cały czas był na „tak”, ale dyrektor sportowy klubu powiedział na tę chwilę „nie”. W grę wchodził też Śląsk Wrocław, ale dostałem informację, że kadra drużyny jest szeroka.

Wieczysta Kraków. Wycena piłkarzy kadry pierwszej drużyny we...

Jakie nadzieje wiąże pan ze swoimi występami w klasie okręgowej?

Chciałbym z Wieczystą awansować za rok do czwartej ligi, a za dwa lata do trzeciej ligi. Taki sobie stawiam cel. Przyszedłem do tego klubu, by pomóc drużynie i trenerowi Przemysławowi Cecherzowi, którego znam z okresu gry w Wiśle Płock, gdzie dobrze się nam pracowało. Chciałbym też się odwdzięczyć za to, co wszystko dla mnie zrobił pan Wojciech Kwiecień (sponsor Wieczystej – przyp.), który mi bardzo pomógł, gdy przenosiłem się do Wisły Kraków z Lechii.

Pauzował pan od gry w specyficznym okresie – podczas pandemii koronawirusa. Jak widać jednak po pana sylwetce, nie zmarnował pan tego czasu, przynajmniej jeśli chodzi o przygotowanie fizyczne.

Miałem treningi indywidualne, zainwestowałem w trenera osobistego, chodziłem na siłownię, dużo biegałem – interwały, sprinty. Oczywiście brakowało mi gierek na dużym boisku. Indywidualne zajęcia ich nie zastąpią. Ostatni razem na takim boisku byłem na przed pandemią, w marcu. Mam nadzieję, że tydzień potrenuję i będę gotowy do gry. Tej się nie zapomina. Tak jak jazdy na rowerze. Myślę, że jestem dobrze przygotowany. Muszę jeszcze tylko popracować nad kondycją.

Jest pan po pierwszym treningu z drużyną. Jakie są pana wrażenia?

Cieszę się przede wszystkim, że wróciłem na boisko zdrowy. Nic mnie nie boli, nic mi nie dolega. Mogę się angażować na zajęciach na sto procent. Chcę pokazać, że nie przyszedłem tu tylko postać sobie w środku koła i pomachać rękoma, tylko grać w piłkę. Chcę grać dobrze, awansować z drużyną, potem przedłużyć umowę, bo jest taka opcja w moim kontrakcie, i zostać w klubie może jeszcze na dłużej.

Wspomniał pan o trenerze Cecherzu. Grał pan pod jego okiem w 2007 roku w Wiśle Płock w rewanżowym meczu półfinałowym Pucharu Polski z Koroną Kielce. Pamięta pan ten występ?

Tak. Trener – powiem nieskromnie - oparł wtedy grę na mnie. Strzeliłem bramkę – wcześniej w Kielcach dwie – ale, niestety, nie awansowaliśmy do finału. W rewanżu prowadziliśmy 1:0, ale potem Korona wyrównała. Pamiętam, że w Wiśle było dużo obcokrajowców. Szatnia była trochę podzielona. Wiem, że trener jest impulsywny, dużo krzyczy. Muszę się na to przygotować. Na pewno będę brał do siebie jego uwagi.

Czy tak doświadczony piłkarz jak pan może się jeszcze czegoś nauczyć, zwłaszcza, że będzie występował już nie na pierwszym, ale na szóstym poziomie rozgrywkowym?

Ja się cały czas czegoś uczę. I dyscypliny, i trochę boiskowego cwaniactwa, a także czerpania przyjemności z gry w piłkę.

Dyrektor sportowy Wieczystej Andrzej Iwan powiedział, że może pan wnieść do drużyny coś, co określił słowem „huragan”. Będzie wiało na boisku podczas pana występów?

Huragan? Nie, chciałbym przede wszystkim podnieść jakość gry drużyny. Chłopaki mogą też oczywiście liczyć na mnie i w szatni, i na boisku. Na pewno będą trudne momenty, a wtedy trzeba pamiętać, żeby nie spuszczać głowy, tylko się z tego szybko podnieść. Wiele razy pokazywałem, że potrafię to zrobić.

Wieczysta Kraków. Coraz więcej gwiazd w drużynie z klasy okr...

Dyrektor Iwan podkreślił też, że nie będzie miał pan zagwarantowanego miejsca w składzie drużyny, że musi pan o nie walczyć…

Tak jest w sporcie. Przez tyle lat musiałem zawsze coś udowadniać na boisku, więc gdy przez kolejne dwa lata będę to nadal robił, nic mi się nie stanie.

Grywał pan na wielkich, słynnych stadionach, takich choćby jak Wembley w Londynie, Signal Iduna Park w Dortmundzie, Allianz Arena w Monachium, Olympiastadion w Berlinie czy Stade de France w Saint Denis koło Paryża. Teraz będzie pan występował na nieco mniej znanych „arenach”. To będzie dla pana problem?

W zasadzie nie, bo ostatnio zdarzało mi się pograć w czwartej lidze, gdy byłem odesłany do rezerw Lechii. Były tam podobne warunki, jakie pewnie spotkam teraz. Owszem, zdarzały się czasem boiska, na których słyszałem wyzwiska, tego nie uniknę, ale zawodnicy przeciwko których grałem, podchodzili do mnie z szacunkiem, cieszyli się, że mogą się ze mną zmierzyć. Chcieli się mi postawić na boisku, ale widzieli też moją sportową klasę.

A ja myślę, a przynajmniej mam nadzieję, że na małopolskich boiskach będzie pan przyjmowany z pewną sympatią, może z zaciekawieniem, bo przecież jest pan znaną postacią w polskim futbolu.

Ja pokochałem Kraków i kibice Wisły też mnie trochę pokochali. A jeśli chodzi o Wieczystą… Za niedługo ma być nowa trybuna. Mam nadzieję, że będzie wypełniona przez kibiców, jeśli będziemy dobrze grać i wygrywać. Liczę, że podobnie będzie na wyjazdach. Nie będę się tam kłócił z kibicami czy sędziami, tylko będą chciał dobrze grać w piłkę i pokazać, że warto przyjść na mecz i zobaczyć mnie w akcji.

Jak się rozwija pana Akademia Piłkarska, otwarta w 2016 roku?

Zajęcia w niej zostały zawieszone, ponieważ moi najlepsi zawodnicy, których sobie wychowałem, byli wykradani z mojej akademii do innych, więc postanowiłem, że nie będę się z tym użerał. Skoro mnie nie ma na miejscu i nie dam rady tego przypilnować, to uznałem, że kontynuowanie zajęć jest bez sensu. Przyjeżdżałem raz na trzy miesiące i widziałem, że tych najlepszych nie ma. Akademia działała dwa i pół roku.

Mieszka pan w Gdańsku. Czy sprowadzi pan żonę Alicję oraz córkę Wiktorię i syna Marcela do Krakowa?

Tak, przeprowadzam się tu z całą rodziną. Od nowego roku szkolnego zmieniam szkołę dla dzieci, zapisuję też syna do najmłodszej grupy wiekowej Wieczystej.

Robert Lewandowski i Sławomir Peszko. Jeden z podwarszawskiego Leszna, drugi z Jedlicza na Podkarpaciu, Sławek jest trzy lata starszy. Ich losy splotły się latem 2008 roku, kiedy Lech sprowadził z Wisły Płock "Peszkina", i przekonał "Lewego", gwiazdę Znicza Pruszków, by przyjął ofertę z Poznania. W "Kolejorzu" obaj zadebiutowali w tym samym meczu, z Chazarem Lenkoran w eliminacjach Pucharu UEFA (Lewandowski wszedł jako zmiennik i zdobył jedyną, zwycięską bramkę), jeszcze w tym samym półroczu zadebiutowali w reprezentacji Polski. Robert i Sławek szybko się skumplowali, podczas dwóch lat wspólnych występów w Lechu mieszkali razem w pokoju podczas wyjazdów na mecze i zgrupowania. Peszko, który ożenił się w 2009 roku, cztery lata potem był drużbą na ślubie Roberta. Przyjaźń piłkarzy, która stała się przyjaźnią rodzinną, do dzisiaj taką pozostaje. Dowodem na to chociażby ostatni Sylwester, wspólnie spędzony przez Annę i Roberta Lewandowskich oraz Annę i Sławomira Peszków w Dubaju - czym rodziny pochwaliły się na Instagramie.

Lewandowski i Peszko - historia przyjaźni. Ich żony też się ...

Wieczysta Kraków. Piękne fanki, które bywały na meczach druż...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Sławomir Peszko: Interesowały się mną cztery kluby, ale chcę pomóc w awansie Wieczystej Kraków [ZDJĘCIA] - Gazeta Krakowska