Akcja przedstawienia dzieje się w pomieszczeniu, przypominającym skrzyżowanie archaicznego studia radiowego z biblioteką, pełną zakurzonych książek, które jednak, wyjęte z półki, zaczynają kolejne życie, nadawane im przez wyobraźnię czytelnika. W centralnym punkcie, przy małym stoliku, bohater spektaklu nagrywa na szpulowym magnetofonie wspomnienia o ojcu. Szybko przestaje być narratorem opowieści, a staje się wcieleniem tego, kogo wspomina. Jakubem, kupcem bławatnym, raz koneserem ponętnych kształtów młodych szwaczek, a raz domorosłym filozofem, który postrzega świat inaczej niż otocznie i próbuje ten świat nagiąć do swoich szalonych teorii.
Opowiadania z cyklów „Sklepy cynamonowe” i „Sanatorium pod klepsydrą” to jedno z najoryginalniejszych dzieł literatury polskiej. Przenikanie się poetyckiej wyobraźni z celną obserwacją realistyczną tworzy mozaikę snu i rzeczywistości, na zmianę podszytą grozą lub komizmem. I jedyną w swoim rodzaju przestrzeń, zapełnioną ludźmi, przypominającymi dziwne stwory i stworami, przypominającymi dziwnych ludzi. Ta poetycka uroda tekstu została w spektaklu oddana. Dzięki pracy aktorów, którzy podają kwestie z ogromnym natężeniem emocji, barwą głosu, precyzją gestów. Barbara Lubos, Violetta Smolińska, Anna Kadulska, grające po kilka postaci oraz Adam Baumann - w roli Józefa-Jakuba, nie przepuszczają ani jednego niuansu trudnej, ale pisanej fantastyczną polszczyzną, prozy Schulza.
Dobre aktorstwo jednak nie wystarcza; spektakl nie do końca się broni. Moim zadaniem zawiodła koncepcja inscenizacji, polegająca na zaufaniu do tekstu, ale bez przepuszczenia go przez teatralny filtr. W efekcie powstało jakby słuchowisko. Można słuchać nawet z zamkniętymi oczami, bo na scenie wciąż mamy tę samą sytuację. Postacie przechodzą, siadają na kanapie, podchodzą do mikrofonu.
Można oczywiście i tak... Ale szkoda, że reżyser nie pokusił się o przełożenie wizyjności i podskórnego niepokoju „Sklepów...” na język sceny.
Ta proza jest bardziej filmowa niż teatralna, więc trzeba było znaleźć klucz do zamiany sensualnych odczuć (barw, głosów, ale też obrzydzenia i ekstazy) w inscenizacyjne znaki. I nie o jarmarczne gadżety chodzi, lecz o zbudowanie nastroju „rzeczywistej nierzeczywistości”, której w przedstawieniu nie ma. Ono ładnie opowiada, ale nas nie porusza, nie uchyla drzwi do tajemniczego świata, wykreowanego przez nieposkromioną wyobraźnię pisarza. Czyni to natomiast świetna ścieżka dźwiękowa Ola Walickiego. Schulzowska w klimacie, bo idealnie „dziwna”.
*Noc Muzeów w Katowicach i innych miastach woj. śląskiego PROGRAM + ATRAKCJE
*Wielki pożar w Katowicach na zdjęciach i filmach wideo. Toksyczny dym nad miastem
*WNIOSKI I DOKUMENTY na 500 zł na dziecko w ramach Programu Rodzina 500 PLUS
*Matura 2016: Jak pisać, żeby zdać ARKUSZE + ODPOWIEDZI + TESTY
*Nowy abonament RTV, czyli opłata audiowizualna z rachunkiem za prąd ZASADY, KWOTY, ZWOLNIENIA!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na Twitterze!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?