Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć jest niczym

Agata Pustułka
MIKOŁAJ SUCHAN
Wczoraj odszedł profesor Zbigniew Religa. Żona Anna, syn, też kardiochirurug, i córka towarzyszyli mu do końca. Jeszcze niedawno w jednym z wywiadów mówił, że się nie boi, że jest przygotowany na wszystko, chociaż widać było, że łatwo mu nie jest, że łzy w oczach się kręcą.

Właściwie wszyscy po trochu uczestniczyliśmy w walce profesora. Nie robił z choroby tajemnicy, nie uciekał od żadnego pytania. W ostatnich dniach już nie wstawał z łóżka. Gdy dwa miesiące temu prezydent Lech Kaczyński uhonorował go Orderem Orła Białego, miał problemy z oddychaniem i z trudem chodził. Wówczas w Pałacu prezydenckim zebrały się osoby najbliższe profesorowi: jego rodzina i wychowankowie. Ci ostatni to dziś świetni lekarze: Marian Zembala, Andrzej Bochenek, Stanisław Woś.

- Poznaliśmy się w 1976 roku, podczas zebrania Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego. Religa wtedy występował, imponował wiedzą. Jakie było moje zdziwienie, gdy przyszedł wieczorem do pensjonatu, do mojego pokoju i zapytał, czy... będzie mógł zapalić chociaż jednego papierosa. Okazało się, że razem nas zakwaterowali - wspomina prof. Marian Zembala, dyrektor Śląskiego Centrum Chorób Serca, dawniej Wojewódzkiego Ośrodka Kardiologii, gdzie w 1985 roku zespół prof. Religi dokonał pierwszego przeszczepu serca. - Religa jest legendą. Dał wielki impuls śląskiej medycynie. Obecnie kończymy budować nowy szpital. Salę operacyjną nazwiemy imieniem prof. Religi. Powiedziałem mu to i był bardzo zadowolony. Gdy rozmawialiśmy dwa tygodnie temu powiedział mi: Marian, jeszcze trochę, a zrobię tylko jeden, długi oddech i ogarnie mnie spokój. Był przygotowany na swoje odejście i nas na to przygotował.

W 2007 roku okazało się, że prof. Religa cierpi na nowotwór złośliwy płuc. Był wtedy ministrem zdrowia. O swojej chorobie poinformował publicznie, bez zbytnich czułości. Postanowił, że się nie podda, że dopóki się da, będzie walczył. W lutym 2008 roku, po nawrocie choroby, został poddany operacji usunięcia nadnercza i chemioterapii. Kiedy zdiagnozowano u niego nowotwór płuc, był ministrem zdrowia w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. To był trudny czas: w szpitalach chaos, strajki, lekarze domagali się podwyżek i protestowali, odchodząc od łóżek pacjentów, a Religa podczas konferencji prasowej w Zabrzu powiedział publicznie:

- Tak. Mam raka, ale nie zamierzam się poddawać. Będę żył jak do tej pory normalnie, będę się leczył.
To dramatyczne wyznanie zostało nie bez powodu ogłoszone właśnie w Zabrzu. To było jego miasto. Tu 5 listopada 1985 roku młody wtedy, ale piekielnie odważny i żądny sukcesu docent Religa, dokonał niewyobrażalnego: jako pierwszy polski kardiochirurg przeszczepił pacjentowi serce. Religa to bohater okresu heroicznego w polskiej medycynie. Gdy podczas operacji zabrakło krwi pacjentowi, bywało że... oferował mu swoją, bo nie było czasu, żeby czekać na transport.

- Było to jak wyłamywanie zamkniętych drzwi - powtarzał potem często.

Cała Polska wstrzymała oddech, Religa miał wielu przeciwników wśród profesorów, ale nie poddał się. Dopiero czwarty pacjent po transplantacji opuścił szpital na własnych nogach, ale bariera strachu została przełamana. Świat obiegło wówczas zdjęcie wykończonego Religi, który siedzi obok stołu operacyjnego ze spuszczoną głową, ogromnie zmęczony. Pod ścianą, na podłodze spał Romuald Cichoń, początkujący kardiochirurg, dziś wybitny specjalista od operacji chirurgicznych z udziałem robotów - kolejny wybitny wychowanek. Bo przy Relidze można było tylko dostać skrzydeł. Nie niszczył młodszych kolegów. Wspierał ich doświadczeniem, zachęcał do pogłębiania wiedzy. Profesor Religa jak nikt inny był pozbawiony zawodowej zazdrości. Cieszył się z sukcesów innych.

Śląsk stał się dla Religi ziemią obiecaną z kilku powodów. Przede wszystkim jednak musiał z Warszawy uciekać, bo nikt nie chciał wtedy słyszeć tam o przeszczepach, które stały się jego obsesją. Na początku w Zabrzu też wielu z politowaniem kiwało głową, gdy mówił, że przygotowuje się do pierwszej transplantacji. Ale on z uporem maniaka osiągał swój cel. Prof. Religa był wizjonerem i marzycielem, który realizuje najbardziej nierealne plany. Jego ukochanym dzieckiem była Fundacja Rozwoju Kardiochirurgii, którą założył z myślą o stworzeniu sztucznego serca i robota kardiochirurgicznego. To dzięki Relidze skonstruowano sztuczne komory serca, pozwalające przetrwać chorym oczekującym na transplantację. W czasach swojej świetności fundacja organizowała wspaniałe koncerty, podczas których występowały wielkie gwiazdy (m.in. Placido Domingo).
Pasją profesora była też polityka. Choć niektórzy podśmiewali się z jego zmiennych sympatii politycznych, zawsze pojawiał się w nowym ugrupowaniu z wdziękiem i wszystkie partie wiele dałyby za możliwość wystawienia go na swoich listach. Polacy bezwarunkowo kochali Religę. Wygrywał w wielu rankingach, w których wybierano osobę godną zaufania. W ostatnich wyborach prezydenckich był jednym z kandydatów, ale ostatecznie zrezygnował, przerzucając głosy swoich sympatyków na Donalda Tuska. Nie przeszkadzało mu to potem wejść jako kandydat niezależny do rządu PiS. Polityka nie była jego obsesją. Bez względu na okoliczności, zawsze zachowywał zdrowy rozsądek i własne zdanie. Mimo iż znana jest niechęć braci Kaczyńskich do Lecha Wałęsy to Religa nigdy na temat byłego prezydenta nie powiedział złego słowa, zaś gdy ważyła się kwestia kardiochirurgicznej operacji Wałęsy, doradzał mu z troską.

Wałęsa był przez lata jego polityczną sympatią. W 1994 r. został przewodniczącym prowałęsowskiego Bezpartyjnego Bloku Wspierania Reform. Dwa lata później założył partię Republikanie, a w 1997 r. wszedł z nią do Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego. W 2004 roku utworzył Partię Centrum.

Imponowała wszystkim skromność profesora, jego poczucie humoru, brak dystansu, z jakim podchodził do rozmówcy.

Największą potyczką, jaką stoczył w życiu była walka z chorobą. W wielu udzielonych ostatnio wywiadach powtarzał, że chce żyć do końca tak, jakby choroby nie było. Jeździł na ryby do swojej ukochanej chaty na Bugiem, spędzał długie godziny nad książkami, spotykał się z dziećmi. Zawsze przy nim, na każde wyciągnięcie ręki była ukochana żona. Podczas ostatnich wakacji odwiedził Stany Zjednoczone. To tam zaraził się kiedyś ideą transplantacji serca. Jak wyznał, chciał jeszcze raz pojechać do miejsc dla siebie najważniejszych. Ale nie starczyło mu już sił. W Sejmie pojawił się, by wspierać prezydenta Lecha Kaczyńskiego w walce z komercjalizacją szpitali. Był jak zawsze uśmiechnięty.

- Śmierć jest niczym, jest snem - powiedział w jednym z wywiadów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!